logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Spowiedź jest niemożliwa przy moich skrupułach i nałogach.
Autor: Dawid (153.19.195.---)
Data:   2013-09-12 17:22

Nie daję rady, za trudne to dla mnie do podźwignięcia. Próbowałem, ale już nie mam siły.
Nie powiem, czułem Boga w sobie przez cały czas. Byłem bardzo szczęśliwy. Właśnie byłem, bo się skończyło. Tak już mam, zawalam wszystko, co dobre. Próbowałem, naprawdę się starałem, ale już nie mam sił. Przepraszam, że wszystkich, którzy tu we mnie wierzyli i wspierali zawiodłem. Dziękuję za wsparcie i modlitwy. Nie wiem, albo wrócę całkowicie do dawnego życia, albo po prostu nie będę się spowiadał i przyjmował Komunii. Z moimi skrupułami i nałogami to niemożliwe. Mam inne obowiązki, nie mogę sobie pozwolić na ciągłe zadręczanie się czy mam grzech, czy nie... Nie módlcie się już za mnie, bo nie warto. Chciałem tylko podziękować za wszelkie wsparcie i dobro mi tu okazane. Pozdrawiam serdecznie.

 Re: Spowiedź jest niemożliwa przy moich skrupułach i nałogach.
Autor: J. (---.sta.asta-net.com.pl)
Data:   2013-09-12 17:55

Przestań! Musisz znaleźć sobie stałego spowiednika i najlepiej kierownika duchowego w jednym. Proszę, spróbuj. Nie dołuj się, nie poddawaj się.

 Re: Spowiedź jest niemożliwa przy moich skrupułach i nałogach.
Autor: Nowy (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-09-12 18:01

Nie poddawaj się rok temu miałem dokładnie taką samą sytuację :)

Mówisz, że masz obowiązki, to zajmij się nimi, ale tak, żeby pochłaniały w 100% Twoje myślenie, znajdź pasję. Wtedy po jakimś czasie zaczniesz patrzeć na siebie z dystansem, będziesz potrafił oceniać swoje zachowanie rozumowo bez angażowania bagażu niepotrzebnych odczuć, które tak Cię dręczą.

Ja prawie już wyszedłem z tego, choć bywają dni gorsze :)

 Re: Spowiedź jest niemożliwa przy moich skrupułach i nałogach.
Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-09-12 20:32

Dawid, jak przestaniesz się spowiadać, to dopiero się zatracisz. A do tego Twoje sumienie zacznie obojętnieć i jak będziesz po raz kolejny chciał wrócić do Boga, to może się okazać, że będzie to wymagało od Ciebie więcej wysiłku niż teraz. Wierz mi, przechodziłam przez coś podobnego. Na początku będziesz czuł, że bez spowiedzi jest coraz lepiej, bo skrupuły są coraz mniejsze. To jest taka pozorna ulga w skrupułach. Będziesz zabijał wyrzuty sumienia, one będą malały. Ale nigdy, NIGDY nie poczujesz POKOJU. Cały czas będziesz czuł, że nie tędy droga. Nie próbuję Cię przekonywać, że Jezus leczy ze skrupułów, ale tylko dlatego, że dla Ciebie to może być pusty frazes. Ale niezależnie od tego, czy w to wierzysz, czy nie - tak, Jezus leczy ze skrupułów. Nie zawsze nagłym, spektakularnym cudem. U mnie jest to proces, trwa. A ile potrwa i czy ja to wytrwam to też tylko Bóg raczy wiedzieć. A wiesz kiedy zaczął coś robić w tym względzie w moim życiu? Kiedy zrobiłam pierwszy, konkretny krok ku Niemu i ku wyjściu ze skrupułów.
Stary, bierz swoje życie we własne ręce. Poszukaj (np. przez internet, na stronach parafii, klasztorów) najlepiej zakonnika, umów się, opowiedz o swoim problemie, zapytaj czy zechce Cię spowiadać, albo niech Ci wskaże kogoś innego kompetentnego przy Twoich problemach. Do znudzenia będę robić reklamę dominikanom (chyba, że mi za skórę zalezą i przestanę pałać do nich sympatią ;))- wiedzą z czym się je skrupuły i z pewnością wiele innych rzeczy.
Walczysz i nie masz sił. Ja też. Ale Jezus te siły daje. Ja też zawalam. Stary, zawalam na całej linii, a potem mam problem z pójściem do spowiedzi. Mam opory i nie idę tygodniami, bo się boję. Boję się rachunku sumienia, głupio mi iść u siebie w parafii, szukam wymówek. A wiesz jaka jest na to rada? Stały spowiednik - czyli coś, co dla mnie od dawna było masakrą. Wolę chodzić do obcego księdza, który nic o mnie nie wie, a następnym razem do kolejnego i tak dalej. A stały spowiednik? Jak już do niego zadzwonisz, czy napiszesz chcąc się umówić na spowiedź, to obciach potem się nie zjawić w umówionym dniu i godzinie, bo jednak człowiek rezerwuje dla Ciebie swój cenny czas. A poza tym, skoro piszesz, że było dobrze, ale się skończyło, to znaczy, że jeszcze może być dobrze, Ty już o tym wiesz. Dawid, wiesz jaką mam ochotę wrócić do wszystkiego co tak bardzo chcę zostawić? Wiesz jak wielką mam chęć wrócić całkowicie do starego (baaaardzo niedawnego) życia? Wiesz jak często upadam? Wiesz jak często wracam do tamtych grzechów? Wiesz jak się czuje człowiek, który nie popełniał pewnego grzechu przez 2 miesiące, a nagle po dwóch miesiącach upadł i to nie jeden raz? Wiesz jak to jest kiedy popełniasz jeden grzech i po chwili leci lawina kolejnych? Wiesz Dawid, prawda? Tak właśnie wygląda moje nawrócenie. Ale liczy się to, co mamy w sercu. Jeżeli masz pragnienie i postanowienie porzucenia starego życia, to choćbyś czasem wracał do tego co było, niewiele to znaczy, bo liczy się tylko to, że nie chcesz już tak żyć. Jeśli chodzi o powrót do starego - okropnie pociąga i jest przyjemne, bardzo przyjemne, ale NIE WARTO. Bo jakim kosztem, Dawid? Jakim kosztem?

 Re: Spowiedź jest niemożliwa przy moich skrupułach i nałogach.
Autor: Marta (---.28.130.0.threembb.co.uk)
Data:   2013-09-12 22:45

Witamy w klubie chrześcijan po przejściach :) Takie doświadczenie własnej niemocy, słabości, grzeszności jest ważnym etapem w relacji z Bogiem. To na Nim się masz oprzeć, a nie na sobie. Będzie dobrze, nie martw się. Zajmij się rzeczywiście obowiązkami, o ile dobrze wiem, nie jesteś zakonnikiem kontemplacyjnym, żebyś całe dnie spędzał na "sprawach duchowych".

 Re: Spowiedź jest niemożliwa przy moich skrupułach i nałogach.
Autor: xn (---.18.199.109.static.rdi.pl)
Data:   2013-09-13 23:33

Komunia nie jest nagrodą, tylko pokarmem dla grzeszników. Jeśli jest Ci ciężko, to znaczy, że idziesz w dobrą stronę. Walcz! "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą" (św. Augustyn).

 Re: Spowiedź jest niemożliwa przy moich skrupułach i nałogach.
Autor: xc (---.31.217.178.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2013-09-14 06:54

Sakramenty są pewnego rodzaju ofertą skierowaną do Pana. Środkami, które oferuje Panu Kościół, aby POMÓC Panu w Pana wędrówce ku Bogu. Kościół może Pana zachęcać, mobilizować, przypominać, upominać i tak dalej ale nie wyręćzy Pana. Kościół sam sobie sakramentów nie udzieli. To jest dla Pana, wybór jest Pana. Jest Pan człowiekiem, ma wolną wolę i może skorzystać albo nie. Jeśli po głębokim namyśle, w zgodzie z własnym sumieniem zdecydował się Pan na to aby nie korzystać z oferty sakramentalnej: trudno, musi Pan żyć i dawać sobie radę bez niej. My możemy oceniać to tak lub owak ale to Pan poniesie konsekwencje swojego wyboru. My tak naprawdę nic nie możemy. Możemy skwitować tylko to co Pan opisał jakimś komentarzem, zachęcić Pana do tego lub owego, postraszyć albo pochwalić ale to nie my, internetowi "pomagacze" żyjemy Pana życiem.

Z drugiej strony, jeśli już doszedł Pan do wniosku, że z powodu nałogów i skrupulanctwa, nie może Pan przystępować do sakramentów, to może warto by spojrzeć na to z innej perspektywy. Owe przeszkody, po zaprzestaniu przez Pana "życia sakramentalnego" nie ustapią przecież. Zostanie Pan z nimi na dalszą drogę życia i będą one dalej towarzyszyć Panu. Skoro nie pozwalają one na to aby pojednać się z Bogiem, to czy pozwolą Panu na nawiązywanie właściwych relacji z ludźmi. Czy za jakiś czas nie napisze Pan tutaj: muszę zrezygnować z kontaktów z ludźmi bo moje nałogi mi na to nie pozwalają. No to my znowu coś tam napiszemy, jedni poradzą to, drudzy owo a Pan znów ucieknie? Tak, bo to co Pan robi to jest ucieczka. Abstrahuję w tej chwili od spraw religijnych ale to jest klasyczna ucieczka od problemu. Pojawia się problem (w Pana przypadku nałogi i skruplanctwo) i zamiast zmierzyć się z problemem, usunąć przyczynę, to Pan ucieka. Rezygnue Pan z jakiegoś fragmentu życia (w tym przypadku sakramentów) bo nie rozwiązał Pan problemu. To nie Pan pokonał problem, to problem pokonał Pana. Następnym razem będą to inne sprawy: spotkałem bardzo miłą osobę płci przeciwnej, jest między nami
'chemia" ale niestety nie mogę tego ciągnąć bo mój problem (np. skrupulanctwo, bo skrupulanctwo to nie tylko problem z konfesjonału, to także zjawisko, które potrafi zrujnować relacje między ludźmi) nie pozwala mi kontynuować tej relacji. Drugi przykład: mam dobrą pracę (ciekawa robota, nieźle płacą, dobra atmosfera) ale niestety mój problem (np. nałogi) nie pozwala mi jej kontynować. Muszę więc rzucić tę robotę. No dobrze, nie ma problemu, znajdę następną. Ale jeśli wtedy też ją rzucę? Jak długo można tak?

I to jest ważne pytanie: jak długo można tak?

Jak napisałem na samym początku: Pana wybory, Pan sprawa, mnie w zasadzie nic do tego. Ale skoro przychodzi Pan tu, miejsca służącego udzielaniu pomocy, to trzeba Panu tej pomocy udzielić. Więc radzę Pan w prostych, żołnierskich słowach:

Proszę się wziąć w garść i przestać być chłopczykiem a zacząć być mężczyzną. Nie uciekać od problemu tylko go rozwiązać. Z nałogami trzeba pójść do lekarza-specjalisty a ze skrupulanctwem do duchownego, który pomoże rozeznać jakie to Pana grzechy są naprawdę grzechami a jakie są bzdetam, którymi nie warto się znajmować. No ale coś takiego to wymaga decyzji, wytrwałości i cierpliwości. Skutki będą ale trzeba na nie poczekać. Poczekać pracując nad samym sobą.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: