Autor: asik (5.172.252.---)
Data: 2014-04-03 23:31
Mam 28 lat, mama 54, dwa tygodnie temu wykryto guza mozgu, glejaka 4st. zlosliwosci, nieoperacyjny. Wyrok. Mama ma zmiane osobowosci, kiedys, ciepla, serdeczna, mila, kochana, teraz zgorzkniala, nerwowa, wybuchowa, nie majaca ochoty rozmawiac, slaba, nie chodzaca sama. Nie wie jeszcze ze ten nowotwor to wyrok, ktory predzej czy puzniej konczy sie smiercia. Czy powinnam jej powiedziec, rodzenstwo i tata twierdza ze nie, ale i tak dowie sie, od lekarzy, w pszyszlym tygodniu zaczyna naswietlania. Gasnie, widze to. Opiekuje sie nia na co dzien, kapie, pszygotowuje posilki, podaje leki, mierze cukier, cisnienie, prowadze do lazienki, zmieniam pieluchy, bo nie zawsze czuje ze jej sie chce do lazienki. Jestem rozdarta na miliony kawalkow, chce kszyczec, na cale gardlo, w srodku rozpiera mnie taki nie samowity bol, zal, bezsilnosc, STRACH. Tak strasznie ja kocham, patrze wieczorami jak spi, jak spokojnie oddycha, i zadaje sobie pytanie ile jeszcze dane mi bedzie z nia byc, co moge zrobic, mam 3 dzieci ktore patrza, i nie rozumieja do konca co sie dzieje, wiedza ze babcia jest chora. A ja jak maszyna, podaje posilki, wykapie, wlacze bajke, pszytule i ide dalej rozdarta, pomiedzy dziecmi a mama ktora teraz jest najwazniejsza. Tak strasznie trudno to wszystko pszetrwac, aby nie popasc w obled, tyle mysli w glowie, tyle znakow zapytania, i strach. Boze pomoz.
|
|