logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Aleksander Radecki
Od komina domu się nie zaczyna
Magazyn Salwator
 


Eucharystyczny savoir-vivre (cz.1)
 
Wprowadzenie,
czyli: „Od komina domu się nie zaczyna”
 
Tak nam mówili w szkole od najmłodszych lat. A przytaczając to stare przysłowie, nauczyciele oczekiwali, że zachowamy właściwą kolejność w wykonywanych zadaniach. Owszem, okazało się bardzo szybko, że linie wychowawcze przebiegać muszą równolegle i są rozłożone w czasie – ale jednak ten fundamentalny porządek musi być zachowany.
Nie zdziwiłem się więc zbytnio, gdy w seminarium pokazano nam następujący program pracy nad sobą: najpierw stań się w pełni człowiekiem (dojrzałym, odpowiedzialnym, opanowanym itd.), potem chrześcijaninem, a dopiero na tych dwóch poziomach buduj trzeci – kapłaństwo. Potwierdza to życie, bo przecież większość konfliktów czy napięć na linii świeccy – duchowni wynika z braku odpowiedniej formacji ludzkiej osób duchownych.
 
Popatrzmy zatem na efekty powszechnego dziś braku tzw. Kinderstube w wychowaniu nowych pokoleń. Cóż pomoże znajomość języków, sprawność fizyczna młodego człowieka, wysoka średnia ocen na dyplomach, a nawet jego znakomita sytuacja materialna, jeśli zabraknie w codzienności tego, co nazywamy zasadami dobrego wychowania? Ileż strat poniesie i sam zainteresowany, i jego otoczenie, gdy owo „ABC” nie zostanie „zainstalowane” jako zasadniczy i niezbywalny „program” funkcjonowania jednostki w społeczeństwie!
 
Nie inaczej ma się rzecz z największym naszym skarbem na ziemi, jakim jest Eucharystia. Na stronach „Salwatora” (nie mówiąc już o wszelkich innych płaszczyznach formacyjnych) znajdziemy głębokie rozważania tej Tajemnicy i koniecznie trzeba je wykorzystać. Ale zwróćmy uwagę, że owocne, godne i piękne przeżywanie Mszy Świętej domaga się respektowania wielu „drobiazgów”, których brak może i nam, i bliźnim utrudnić lub wręcz uniemożliwić prawdziwe i pełne Spotkanie z Tym, Który do końca i bez końca nas umiłował.
 
Jeśli ktoś z Czytelników po lekturze proponowanego przeze mnie cyklu stwierdzi, że żaden z omawianych w kolejnych numerach tematów go nie dotyczy i wszystkie te zasady zachowuje od swej młodości – niech odśpiewa z radością Te Deum lub Magnificat i dziękuje swym rodzicom oraz wychowawcom za wspaniałą formację duchową. Ale jeśli sumienie upomni się, że pewnych elementów eucharystycznego savoir-vivre’u nie znamy czy nie stosujemy – niech wtedy tenże Czytelnik pełen skruchy odśpiewa Psalm pokutny 51 (50) Miserere mei i czym prędzej się nawróci, a w duchu zadośćuczynienia dopomoże życzliwie swoim bliźnim, którzy podobnego procesu wymagają.
Wszystko zaś po to, abyśmy święte sprawy traktowali święcie i stawali się wiarygodnymi świadkami Jezusa – dokądkolwiek nas pośle.
 
Zanim się rozpocznie Msza Święta
 
A najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: gdzie, po co i do Kogo idę, wybierając się „do kościoła”.
To wcale nie jest takie oczywiste! Dziecko idzie na Mszę św., bo go rodzice prowadzą lub każą mu iść samemu. Ale gdy temu małemu chrześcijaninowi zabraknie najgłębszej motywacji, wynikającej nie tyle z poczucia obowiązku, ile z wiary i miłości ku Bogu – może przyjść moment, w którym młody człowiek wprawdzie wyjdzie z domu w kierunku świątyni, ale do niej ostatecznie nie dotrze.
 
Z kolei dorosłym grozi w traktowaniu obowiązku udziału w niedzielnej czy świątecznej Eucharystii jako „przyzwyczajenia socjologicznego” lub jedynie hołdowanie tradycji – oczywiście o ile nic „ciekawszego” nie stanie na drodze (goście, niedzielne zakupy, wy cieczki, program telewizyjny itp.) lub nie sparaliżuje lenistwo (o wpływie pogody na frekwencję już nie wspominając).
 
Po latach katechizacji i katolickiego wychowania w rodzinie, po kongresach eucharystycznych, niezliczonych kazaniach, lekturach, dokumentach Kościoła, przykładach życia ludzi świętych – musi się wreszcie zrodzić w człowieku wierzącym świadomość, że idąc na Mszę św., weźmie udział w najważniejszym i najświętszym na ziemi Spotkaniu z Panem i Odkupicielem we wspólnocie żywego Kościoła. Chrześcijanin chce w Eucharystii uczestniczyć czynnie: słuchając Słowa Bożego, włączając się w Ofiarę Chrystusa, przyjmując Jego Ciało i Krew w Komunii św. i włączając się w dostępny mu sposób w życie społeczności Kościoła lokalnego (parafii).
Moje rozumowanie jest proste: idę na Mszę św. – bo muszę. A muszę – bo chcę. A chcę – bo kocham!
Z takiej świadomości wynika wszystko inne jako naturalna konsekwencja życia w pełni chrześcijańskiego. Na jakim fundamencie stoi zatem Twoja pobożność eucharystyczna?
 
Bardzo wielu z nas nie ma już „zielonego pojęcia”, jak należy ubrać się do kościoła, choć liczymy się z tym bardzo w innych miejscach.
Tymczasem nie każdy strój się nadaje na Mszę św., celebrację sakramentów św., na nabożeństwa i inne uroczystości religijne (np. pogrzeb, pielgrzymka, procesja). Wyczucie w tej materii jest aktualnie wyjątkowo zachwiane (moda, wygoda, bezmyślność, próżność, przekora, przewrotność...?). Ciekawe, że np. we Włoszech przed świątyniami stoi „straż świątynna”, upominająca się o godziwy przyodziewek wchodzących do miejsc świętych pielgrzymów, a nawet turystów. Sprawa nie dotyczy tylko kobiet (choć ich przede wszystkim) i nie kończy się z upływem pory letniej.
 
Nadmierne strojenie się bywa nie tylko zgorszeniem i jest w stanie rozproszyć uwagę zebranych na modlitwie, ale nawet jest czasem przyczyną rezygnacji z pójścia na nabożeństwo przez ludzi ubogich, którzy przez brak wykwintnego stroju czują się „gorsi” we wspólnocie. Tak więc problem godnego, odpowiedniego stroju „do kościoła” nie jest tylko prywatną sprawą poszczególnych osób i – jak wszystkie postawy – domaga się wychowania od najmłodszych lat. Najprostszą zasadą byłoby przy wyborze ubioru uświadomienie sobie, że pójście na modlitwę należy potraktować tak, jak każdą wizytę oficjalną, podczas której nastąpi spotkanie z Kimś dla nas Najważniejszym.
Może to kogoś zdziwi, ale dodam jeszcze uwagę, że nasi bliźni mają także nosy i zmysł powonienia (o alergiach już nie wspominając), co może skutecznie utrudnić skupienie na modlitwie otoczeniu; stąd warto swoje ubranie przed wyjściem z domu... powąchać!
 
Cnotą królewską jest podobno punktualność. Jakże nam daleko do tej sprawności (cnoty) w odniesieniu do Eucharystii – wystarczy stanąć sobie kiedyś przy drzwiach świątyni i popatrzyć...
Punktualność oznacza, że szanuję w najwyższym stopniu Tego, który mnie na swą Ofiarę i Ucztę zaprosił. Wyraża też szacunek dla Zgromadzenia liturgicznego, któremu moje spóźnienie zawsze przeszkodzi w skupieniu i modlitwie, a może nawet zgorszyć. Dlatego ideałem będzie przybycie do świątyni przynajmniej na pięć minut przed rozpoczęciem nabożeństwa i wyjście z kościoła dopiero po zakończeniu celebracji.
Warto więc najzwyczajniej w świecie zmierzyć czas, potrzebny na dojście (dojazd) do domu Bożego i dodać jeszcze owe pięć minut, aby tej drodze towarzyszył spokój i ów szczególny nastrój oczekiwania na spotkanie z Panem.
Przypomnijmy sobie, że kościelne dzwony służą również i temu, by przypomnieć o zbliżającej się godzinie sprawowania Eucharystii. Jest to zatem ostateczny sygnał do wybrania się w drogę. A jeśli przyjdziemy na miejsce modlitwy nieco wcześniej, to przecież nie będziemy się nudzić...?
 
Dowodem na to, że świadomie przygotowujemy się do udziału w Mszy św., jest zachowanie postu eucharystycznego.
Najstarsi Czytelnicy zapewne pamiętają, że owe przepisy postne były dawniej bardzo surowe wobec przystępujących do stołu Pańskiego. Dziś problemem dla wielu jest powstrzymanie się od pokarmów na godzinę przed przyjęciem Komunii św. (zwykła woda nie łamie postu, a dla chorych czas ten wynosi tylko 15 minut).
Smutne światło na to wymaganie elementarnego szacunku dla Jezusa rzuca fakt, że wielu z nas (nie tylko najmłodsze dzieci!) je tylko... raz dziennie (czyli bez przerwy) i nawet podczas modlitwy w świątyni potrafi żuć gumę, gdy już nic innego nie ma do dyspozycji.
Osiągnięciem (?!) w pewnej polonijnej wspólnocie w Holandii stało się to, że dzieci nie rozwijają już czekoladek podczas... Przeistoczenia! Zaś przy wejściu do paryskiej katedry De Notre Dame w kilkunastu językach (w tym pismem obrazkowym) pokazane jest, co wchodzący do tej szacownej świątyni ma zrobić... z papierosem!
Czy i w tym względzie będziemy gonić Europę?
 
ks. Aleksander Radecki
 
Zobacz także
ks. Andrzej Siemieniewski

"Czy Apostołowie, którzy uczestniczyli w Ostatniej Wieczerzy, byli świadomi tego, co oznaczały słowa wypowiedziane wówczas przez Chrystusa?" Jan Paweł II w encyklice Ecclesia de Eucharistia zadaje to pytanie. Natychmiast też udziela zaskakującej odpowiedzi: "Chyba nie" (EE, 2). Błogosławiony ten ksiądz, który często zadaje sobie pytanie o stan swojej świadomości znaczenia słów Jezusa z Wieczernika. Błogosławiony ten, który zdaje sobie sprawę, że do końca słów Jezusa nie rozumie. Błogosławiony ten, który dzięki temu stara się o coraz głębsze wejście w mysterium fidei - w wielką tajemnicę wiary.

 
Jacek Poznański SJ
Najczęściej gdzieś w połowie życia, może między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem, pojawia się potrzeba spojrzenia na swoją przeszłość. Wzrasta zainteresowanie własną historią, sensem tej historii: Po co się żyje? Czy sprawy miały jakiś związek z sobą? Czy to, co się przeżyło, przyniosło coś dobrego? 
 
Robert Krawiec OFMCap
Ojciec Pio zdawał sobie sprawę, że jego osobista bitwa ze złymi duchami była niezwykle ważna. Dlatego zmagał się z demonami na śmierć i życie, aby ocalić od potępienia wiecznego jak najwięcej dusz ludzkich. Jako spowiednik nie miał wolnej chwili, gdyż cały swój czas poświęcał "wyzwalaniu braci z więzów szatana", aby pozyskać ich dla Chrystusa...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS