logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Osuch SJ
Jak piękna wiara odmienia życie
Mateusz.pl
 


Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Jego sługą stałem się według zleconego mi wobec was Bożego włodarstwa: mam wypełnić /posłannictwo głoszenia/ słowa Bożego. Tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród was – nadzieja chwały. Jego to głosimy, upominając każdego człowieka i ucząc każdego człowieka z całą mądrością, aby każdego człowieka okazać doskonałym w Chrystusie (Kol 1,24-28).
 
Żyjemy na ziemi, bo mamy możliwość zaspokojenia wielu podstawowych potrzeb – od wody, jedzenia, powietrza i słońca poczynając… To oczywiste. Ktoś znakomicie zgrał wpisane w nas biologiczne potrzeby z ofertą odpowiadającą tymże potrzebom. Ale czy takie „zgranie” zachodzi w nas pod każdym względem? Można przypuszczać, że tak (w końcu jeden i ten sam Bóg „zaprojektował” człowieka we wszystkich wymiarach i poziomach). Ale czy tak jest na pewno?
 
Głód sensu, radości i pokoju
 
Pytam o to, myśląc o właściwych nam wielkich pragnieniach i duchowych potrzebach. Na pewno naszą wielką potrzebą jest móc mieć przekonanie, że „to wszystko” ma sens i pozwala radować się oraz mieć pokój w sercu. Żadnej z tych trzech rzeczy (sens, radość, pokój) nie można sobie wyprodukować czy wmówić na zasadzie (auto)sugestii! Chcemy mieć solidne podstawy dla poczucia sensu, radości i pokoju. Taką podstawę stanowić może jedynie Prawda, czyli pewien całościowy dyskurs, który odzwierciedlając rzeczywistość, mówi nam, skąd przychodzimy, dokąd podążamy, w jaki sposób winniśmy żyć, żeby móc mieć radość i pokój!
 
Tylko na gruncie Prawdy można i warto zadawać ważne i wielkie pytania. Poza nią czy też w „gronie szyderców” porwanych przez potężniejący nurt wszystko pochłaniającego relatywizmu – „nie ma o czym gadać”.
 
A gdy już spotykamy się na gruncie uznania możliwości poznawania prawdy obiektywnej, to natychmiast, z pewnym niepokojem, dopytujemy sie, czy z mozołem zdobywana Prawda ma wydźwięk jednoznacznie pozytywny i dla nas ludzi pomyślny. („Prawda” czy jakaś opinia, mniej lub bardziej uzgodniona, głoszona przez różnych nihilistów, ateistów absolutnie nas nie satysfakcjonuje). Różne nurty i szkoły filozoficzne dobijają się do prawdy. Kłócą się, spierają, mozolą, wykluczają wzajemnie…
 
Jakie to szczęście i jaka ogromna pomoc dla naszego ograniczonego (a i zaciemnionego po grzechu pierworodnym) umysłu, że Bóg Stwórca odsłonił nam Prawdę o Rzeczywistości; i że jest ona pozytywna i dla ludzi pomyślna. Ta przez Boga odsłonięta prawda ma „techniczną” czy raczej teologiczną nazwę: Boże Objawienie. Objawienie Boże to nie tylko zapisane Księgi Starego Testamentu (a potem Nowego), ale także poprzedzające je i współwystępujące z nimi uchwytne i doświadczane w konkrecie historii czyny Boga. Czyny zbawcze, przyjazne, ratujące człowieka, otwierające przed Ludem Wybranym przyszłość coraz lepszą – aż po Ziemię Obiecaną, tę doczesną i niebiańską.
 
Dobrze wiemy, że Historia Zbawienia przeżywana przez Izraelitów podążała i doszła do szczytowego „punktu”. Jest nim już nie jakieś najwspanialej brzmiące słowo, zdanie czy cała księga lub nawet spektakularny czyn o charakterze cudu i znaku, lecz Wcielony Bóg – Człowiek, Jezus Chrystus! W Nim naprawdę jest wszelka Pełnia (por. Kol 1, 19; 2, 9).
 
Można śmiało stwierdzić, że (udane) życie każdego człowieka na ziemi jawi się jako historia „pochwytywania” fundamentalnej prawdy o istnieniu w ogóle, a o istnieniu człowieka w szczególności.
 
„Złe czasy” i trudne życie
 
Wiem, że „czasy są złe”, a trendy cywilizacji uwodzą nas raczej ku dryfowaniu na płytkich wodach banału, nudy i krótkotrwałych fajerwerków. Nie brak też lęków, biedy i zagrożeń. A wszystko zdaje się być jakimś (czyimś) realizowanym programem lub przede wszystkim skutkiem popadnięcia w stan zerwania z Bogiem. Ale i tak, mimo wszystko, ośmielam się twierdzić, że w głębi ludzkiego serca żyje wielkie pragnienie, by dowiedzieć się, jak ostatecznie (a nie tylko doraźnie) przedstawia się sprawa „mojego” życia i całych ludzkich dziejów! Mimo kreowanych kolorowych ekranów i dymnych zasłon oraz „wabików” zatrzymujących naszą uwagę przy byle czym, chcemy wiedzieć, jak się rzeczy mają naprawdę! Chcemy się upewnić, czy nasze obecne życie jest „jedno jedyne” i bezpowrotnie przemija, pozostawiając po sobie niewiele większy ślad niż dym ogniska lub ślad ptaka, który przelatuje… Czy raczej obecne życie jest (jedynie i aż) czasowym wstępem (fazą) do życia wiecznego?
 
Kto ma szczęście „płynięcia” w wielkim nurcie wiary w Boże Objawienie (w Kościele i kulturze chrześcijańskiej), ten już zna Boże – właśnie objawione – odpowiedzi na pytania o ostateczny sens swego życia. Wiemy, że zaistnieliśmy z dobroczynnej woli Boga, który miłuje nas i (Boskim chceniem) chce naszego szczęścia. Wierząc, wiemy (J 3, 11; 16, 30), że mamy podstawę do niezachwianej nadziei na uszczęśliwiającą odmianę naszego życia. I to na zawsze. Wiemy wreszcie, że za (i z) Jezusem Chrystusem idziemy przez życie i śmierć do pełni życia w Bogu (1 J 5, 20). Ale. Właśnie i niestety, do tych (powyższych) paru prostych i optymistycznych stwierdzeń trzeba dodać sporo zdań zaczynających się od „ale”!
 
Bóg mnie miłuje i pragnie mojego wiecznego szczęścia, ale ileż trzeba w życiu przejść i przeżyć, zanim zniknie to, co jest tylko częściowe – w tym także wiara i nadzieja – a na zawsze rozgości się i trwać będzie już tylko uszczęśliwiająca i wszystko czyniąca prostym i oczywistym miłość (por. 1 Kor 13, 10-13). Zanim przyjdzie to, co jest doskonałe (1 Kor 13, 10), to wpierw ile trzeba się naszukać; ile trzeba się natrudzić; ile – nacierpieć; ilu trzeba doznać rozczarowań; ilu cząstkowych prawd trzeba dochodzić, by następnie złożyć je w pewną całość; ile trzeba się „namodlić”; ile trzeba przeżyć coraz głębszych nawróceń, aż wreszcie olśni nas pomyślna Prawda o nas i dla nas – objawiona nam w Jezusie Chrystusie!
 
Abraham – człowiek wiary i drogi
 
Taki jest los człowieka. Widać to znakomicie u Abrahama, którego historię Pismo Święte dokumentuje dość obszernie. Jawi się on jako człowiek wiary i drogi. Chrześcijanin – także ten najmocniej trzymający się swego Mistrza – ani na jeden dzień nie przestaje być człowiekiem wiary i drogi. Wierząc Chrystusowi, owszem, pozyskujemy światło, ale oświetlona droga wciąż pozostaje drogą do …przebycia! Od wiecznej Ojczyzny wciąż pozostajemy niejako odgrodzeni drogą do przebycia, dzień po dniu.
 
Zauważmy, Abraham w swoim setnym roku życia bardzo dużo wiedział – i to z doświadczenia – o człowieczej drodze do celu, wyznaczonego treścią wielkich Bożych obietnic. Zaznał na swej drodze wiary rzeczy trudnych i (choć tylko z pozoru, to jednak) rozczarowujących. Jedna rzecz była dla niego w całej przygodzie wiary najtrudniejsza i jednocześnie – zwłaszcza w oczach Boga – najcenniejsza i najpiękniejsza. Oto Bóg – Jahwe, Ten, Który Jest – dał Abrahamowi kilka wspaniałych obietnic. I to samo w sobie było niebywale cenne i piękne. Sęk w tym, że Bóg był daleki od spełnienia ich …od razu!
 
strona: 1 2