logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O. Anselm Grün OSB
Jak przekraczać nasze ludzkie granice, by móc powierzyć się Bogu?
Zeszyty Formacji Duchowej
 


Wprowadzenie

W człowieku istnieje pewna fundamentalna tęsknota do przekraczania siebie i jednoczenia się z Bogiem. Tęsknota ta skłania człowieka do modlitwy, medytacji, ascezy. Człowiek dopiero wtedy staję się człowiekiem, kiedy jest zjednoczony z Bogiem. Jest to głębokie przekonanie wielu ludzi prowadzących [intensywne] życie duchowe. Powstaje pytanie, w jaki sposób człowiek może przekroczyć siebie samego oraz swoje ludzkie granice. Czyż człowiek nie pozostaje zawsze w granicach własnego człowieczeństwa? Czy może w ogóle dosięgnąć Boga, czy też pozostaje jedynie więźniem własnych projekcji o Bogu?

Innym pragnieniem człowieka jest przezwyciężenie własnego lęku, aby móc żyć zaufaniem a nie lękiem. Jak przezwyciężyć nasz lęk, aby żyć życiem płynącym z zaufania Bogu? W jakim stopniu Bóg umożliwia nam życie płynące z zaufania a nie z lęku. Tej problematyce chciałbym poświęcić swój artykuł. Chciałbym wskazać drogi, których nauczyła nas tradycja życia duchowego, a które [pomagają] zaufać Bogu i stać się z Nim jedno.

Uwolnienie

Wielu ludzi "trzyma się" kurczowo samych siebie. Lękają się oni utraty samych siebie oraz kontroli nad sobą. Mają potrzebę kontroli własnych uczuć, aby się im nie poddać. Paradoks jednak polega na tym, że temu, kto wszystko chce kontrolować, z pewnością wszystko wymknie się spod kontroli. Kto stara się kontrolować własne uczucia, z pewnością znajdzie się w sytuacji, w której w sposób nieopanowany wyładuje swoją agresję na otoczeniu. Kto chciałby kontrolować relacje międzyludzkie z pewnością je zniszczy. Kto chciałby poddać kontroli swoją relację z Bogiem, skrupulatnie wypełniając wszystkie swoje obowiązki, ten nigdy nie zbuduje autentycznej więzi z Bogiem. Nigdy tak naprawdę nie doświadczy i nie odczuje Boga. Tego bowiem, co w nas wypieramy, zabraknie nam do żywej więzi z Bogiem.

Kto kurczowo trzyma się siebie, wyraża to najczęściej już w postawie swojego ciała. Chodzi z wysoko uniesionymi ramionami. Jest zamknięty w sobie.  Ponieważ boi się, że utraci kontrolę nad samym sobą, coraz bardziej zamyka się w sobie i zastyga w bezruchu. Stykam się z ludźmi pobożnymi, którzy mimo, iż prowadzą życie duchowe, nie stali się przez to bardziej ufni. Zbudowali raczej pewien system praktyk religijnych, który służy wyparciu głęboko zakorzenionego w nich lęku. Wyparte uczucia znajdują jednak swój wyraz w sztywnej postawie ciała lub cielesnym zastygnięciu w bezruchu. Przez pancerz, którym otoczyli własne ciało nie są w stanie przedrzeć się żadne uczucia.

Droga wyjścia z tego diabelskiego kręgu polega na uwolnieniu się [od siebie samego]. Potrafię jednak uwolnić się od siebie samego tylko wtedy, kiedy zaufam drugiemu człowiekowi. U boku człowieka, któremu ufam mogę się uwolnić. Kiedy weźmie mnie w ramiona, mogę zrezygnować ze swoich mechanizmów kontroli. Wiem, że chce dla mnie dobrze, że u jego boku nic nie może mi się złego przytrafić.  Uwolnienie zakłada więc, że uwalniając się, nie wpadam w jakąś pustkę, lecz oddaję się Bogu. Zakłada ono świadomość zaufania. Mogę to uwalnianie się ćwiczyć. Z uczestnikami moich kursów ćwiczę je najczęściej w formie swoistej gimnastyki. Jedna z dróg uwalniania się prowadzi przez oddech. Kiedy świadomie oddycham, mogę poprzez oddech uwolnić się od moich lęków, mego niepokoju, wielu moich myśli, tak by otworzyć się na Boga. Kto kurczowo trzyma się samego siebie, nie potrafi najczęściej w sposób wolny oddychać. Blokuje swój oddech. Inna droga prowadzi poprzez skórę oraz mięśnie. Zapraszam uczestników moich spotkań, by położyli się na kocu i wyobrazili sobie, że nie leżą jedynie na podłodze, ale znajdują się jednocześnie w ręku Boga. Potem po kolei przechodzimy wszystkie partie ciała.  Wczuwam się w swoje nogi, czy jeszcze się ich kurczowo trzymam, czy nie kurczę łydek. Skurcz w łydkach wskazuje często, że poddaję się własnej presji, potrzebie udowadniania innych kim jestem i że coś znaczę. Wczuwam się w swoje plecy. Tu właśnie wielu odczuwa sztywność, ponieważ uczucia, których nie dopuszczają do siebie, odkładają się tam niczym na wysypisku śmieci. Kiedy wyobrażę sobie, że ręka Boża mnie tam dotyka i trzyma pełna miłości, wtedy mogę uwolnić się od swoich  mechanizmów wyparcia, mogę wtedy puścić się i wpaść w ramiona Boga. To mnie uwolni. Wtedy czuję, że dzięki uwolnieniu się wzrasta moje zaufanie. Czuję, że Bóg mnie unosi, akceptuje, kocha. Nie muszę niczego specjalnego dokonywać. Mogę po prostu być.  Jestem w Bogu,  przez Boga miłowany i akceptowany. Jestem w pełnym dobroci ręku Boga.

 
1 2 3 4  następna
Zobacz także
ks. Jan Dziedzic
Śmierć bliskich wywołuje w nas jeden z najtrudniejszych do zniesienia stresów; czujemy się tak, jak gdyby ze zmarłym odeszła część nas samych. A przecież od dnia narodzin doświadczamy wielu strat: tracimy czas, przyjaciół, pracę, pieniądze. Śmierć, mimo że jest najdotkliwszą z nich wszystkich, pozostaje stratą i tym samym nieodłącznym komponentem życia...
 
ks. Jakub Szcześniak
Bóg daje siebie każdemu człowiekowi w taki sam sposób, ponieważ Jego miłość jest bezwarunkowa. Gdybyśmy tutaj zakładali jakiekolwiek uwarunkowania, to tak, jakbyśmy odmawiali komuś prawa do miłości z racji jego ograniczeń. Miłość jest wpisana w nasze istnienie, tak jak oddychanie w procesy życiowe. 
 
Ks. Mariusz Pohl
W dzisiejszych czasach uroczystość Świętej Rodziny i wzorzec, jaki nam ona ukazuje, są bardzo potrzebne. Jest to wzorzec z najwyższej półki, ideał. Ale nie ma w sobie niedościgłej nieskazitelności, która czyniłaby go nieosiągalnym i przez to nieprzydatnym. Wzorzec ten jest bliski i ludzki, wręcz swojski. W domu nazaretańskim każdy z nas czułby się zapewne jak u siebie, bez onieśmielającej sztuczności czy poczucia obcości...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS