logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O. Józef I. M. Bocheński OP
Kazania i przemówienia
Wydawnictwo Salwator
 


ISBN 83-88119-45-1

(C) Wydawnictwo SALWATOR, 2001
30-364 Kraków, ul. św. Jacka 16


 


 

Tajemnica pospolitości

W fakcie Wcielenia znajdujemy oprócz nauki o prawie cierpienia i nauki o prawie ubóstwa, jeszcze jedną, bardzo wielką i piękną tajemnicę: tajemnicę pospolitości. Im bardziej się rozważa Zwiastowanie i jego okoliczności, tym bardziej tajemnica ta musi fascynować i zadziwiać: nic tak jak ona nie przenika całej tej sprawy i nie oddaje jej piętna. Wygląda tak, jak gdyby Bóg się wysilił, aby przed okiem ludzi i historii ukryć wszystko, co miało mieć związek z Wcieleniem. Dzieje Chrystusa zaczynają być głośne później, od chwili rozpoczęcia Jego działalności misyjnej. Już Jego urodzenie otoczone jest pewnym blaskiem zewnętrznym, ale Zwiastowanie, samo Wcielenie Syna Bożego zdaje się być umyślnie przewidziane tak, aby zginąć zupełnie w szarej masie, skryć się pod osłoną największej pospolitości.

Nie ma nic tak wstrząsającego, jak rozmyślać o urodzinach Tej, która miała być Matką Boga: nie wiemy o nich nic, dosłownie nic. Nie wiemy, gdzie się urodziła, nie znamy Jej rodziców; same ich imiona - Joachim i Anna doszły do nas nie przez Pismo Święte, ale drogą bardzo niepewną: drogą ludzkiego podania. O dacie tego przełomowego przecież faktu, nawet w przybliżeniu nie możemy sobie zdać sprawy. Narodzenie NMP, Jej życie przed Zwiastowaniem ginie dla nas w pomroce dziejów. Ale właśnie dlatego, że wiemy o nich tak mało, jedno wiemy na pewno, że kobieta od której woli Bóg uzależnił Wcielenie, która miała stać się Matką Jego Syna, musiała być nie tylko robotnicą, spośród najbiedniejszych ale także robotnicą, którą nic, bezwzględnie nic nie różniło od milionów podobnych. Zwiastowanie odbyło się w jakiejś skrajnie pospolitej - aby nie powiedzieć ordynarnej - chacie wschodniej. Nic na zewnątrz nie zdradzało wielkości rzeczy, które się w niej działy, a Matka Boża, gdy nosiła Chrystusa w swym łonie, gdy później przez lat 30 miała Go przy sobie, nie różniła się nadal od najpospolitszej wiejskiej robotnicy. Narodzenie NMP, Jej życie przed Zwiastowaniem, sama młodość Zbawiciela, co więcej, wszystko, co się działo z tą wybraną kobietą po Wniebowstąpieniu, giną dla nas w pomroce dziejów.

Chrystus Pan, który chciał żyć dla nas w cierpieniu i ubóstwie, chciał dać także swej Matce i sobie życie okryte mgłą zapomnienia i szarej pospolitości. Trzeba uprzytomnić sobie doniosłość rzeczy, które działy się w Nazarecie, aby zrozumieć cały sens tej tajemnicy: Zwiastowanie jest wydarzeniem, które dzieli historię ludzkości na dwa okresy: jest początkiem Nowego Testamentu, zaczyna nową erę. Nie ma faktu, który mógłby się z nim równać w dziejach. I właśnie ten fakt, wraz z wszystkim, co go otacza, jest tak starannie ukryty w masie najzwyklejszych wydarzeń, że dowiadujemy się tylko tych skąpych szczegółów, które koniecznie trzeba było ujawnić. Jest w tej tajemnicy wielka pociecha i wielka nauka. Wielka pociecha. Ta pospolitość źródeł chrześcijaństwa, to poniżenie naszego Boga i ukrycie Jego Matki w masie nieznanego ludu było po wszystkie czasy kamieniem obrazy pogańskich myślicieli. Już św. Paweł pisał, że przepowiada Chrystusa ukrzyżowanego, zgorszenie Żydów, ale głupstwo pogan, ale nikt tak ostro nie napiętnował właśnie za to naszej religii, jako religii niewolników i ludzi drugiego rzędu, jak nowoczesny pisarz niemiecki, którego duch dzisiaj właśnie bardziej niż kiedykolwiek zdaje się rządzić jego narodem. Kult małości wydaje się im wszystkim głupstwem i brakiem odwagi, negacją człowieczeństwa i podłością.

Ale kto głębiej spogląda na sens chrześcijaństwa, powinien dojrzeć, że jest z tym wręcz przeciwnie: to niezrównane wezwanie do życia ukrytego, do nie wynoszenia się nad szarą masę. Takim jest życie Chrystusa i Jego Matki. Nie przestaje tego powtarzać codziennie Kościół przez usta swoich wielkich doktorów i jest to rzeczywiste wezwanie do zwycięstwa człowieka nad niższymi czynnikami natury.

Czym więc jest właściwie wrodzony pęd do wyróżniania się od innych, do zajmowania, nawet kosztem realnych interesów, stanowisk głośnych i widzianych z daleka. Niczym innym, jak tendencją społeczną, nastawieniem naszego życia na gromadę, na kierowanie nią i odgrywanie w niej roli. I gdyby człowiek był tylko zwierzęciem społecznym, nic nie mogłoby być bardziej pochwały godne od tego dążenia. Ale człowiek przerasta głową społeczeństwo: cały szereg najważniejszych jego spraw łączy go ponad społeczeństwem bezpośrednio ze światem wartości przedmiotowych i z Bogiem. Te sprawy swoją doniosłością przekraczają wszystko, co może nam dać życie społeczne. Katolicyzm nigdy nie odwracał się od zagadnień socjalnych i zawsze nawoływał swoich wiernych, aby trwali w społeczeństwie i pracowali dla niego. Ale nawet to samo możliwe jest po chrześcijańsku tylko wtedy, jeśli człowiek potrafi wyrwać się z kręgu sił przykuwających go do gromady i stanąć ponad nią. Tylko wtedy może pracować dla niej z pożytkiem w porządku nadprzyrodzonym, nie z popędu, ale z miłości.

I dlatego wielką podstawową zasadą naszego życia duchowego jest zasada ukrycia i pospolitości: nie chcieć być wielkim. Nie chcieć błyszczeć przed oczyma ludzkimi i zajmować pierwszego miejsca w społeczeństwie, kochać małe rzeczy i małych ludzi, być samemu małym zewnętrznie w imię prawdziwej, duchowej wielkości. Nie ma nauki, która by z taką siłą była powtarzana w Ewangelii, jak ta: "Kto się nie stanie jak to dziecko, nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego", "coście uczynili jednemu z tych najmniejszych, mnie uczyniliście", "błogosławieni cisi i pokornego serca". Teksty można by mnożyć niemal w nieskończoność. Ale ponad nimi wszystkimi znacznie wymowniejszy jeszcze jest bezprzykładny wzór samego życia Chrystusa i Jego Najświętszej Matki.

Chrystus wzywa nas, Bracia, przez to życie do przewartościowania naszych poglądów, do stawiania wyżej rzeczy, które pogański świat uważa za podłe i nieznaczne, nad te, które zdają się błyszczeć u niego niezrównanym światłem. Możemy być pewni, że w Jego oczach jedna cicha - ale gorąca - modlitwa więcej będzie znaczyć od wielu świetnych nabożeństw, że grosz dany z dobrego serca bardziej zaważy na szali Boskiej sprawiedliwości od wielu milionów subwencji, że dobre słowo powiedziane bliźniemu w potrzebie świetniej błyszczeć będzie przed boskim trybunałem od wielu czynów, którymi rozbrzmiewa dzisiaj cały świat.

Trzeba, Drodzy Bracia, przejąć się tą podstawową prawdą i chcieć służyć Bogu przede wszystkim w małych, nieznanych i nieznacznych rzeczach. Pamiętać, że znacznie łatwiej jest dokonywać bohaterskich czynów, o których wszyscy będą mówić, niż trwać w ukrytym wysiłku dla dobrej sprawy. Być wiernym w małych rzeczach, codziennie i niezależnie od tego, co o nas pomyślą i powiedzą.

Jeśli to potrafimy przeprowadzić, możemy być pewni, że wznieśliśmy się na wyższy szczebel człowieczeństwa, uwalniając się od tyrańskiej władzy gromady. Potrafimy działać dla obiektywnych wartości niezależnie od tego, co powiedzą ludzie, poza ich wiedzą i oceną. I możemy być pewni, że Chrystus urodzony w ukryciu i pospolitości, że Jego Matka, która całe życie spędziła jako mała, nieznana i wzgardzona robotnica, przyznają się do nas przed boskim trybunałem. Możemy im ufać, że dadzą nam wtedy lepiej, głębiej i dłużej rozważać swoje tajemnice w niebie, na wieki i wieki wieków. Amen.


Zobacz także
ks. Tomáš Halík

Nie jesteśmy od tego, aby poddawać się stereotypom większości i mówić to, co podoba się możnym. Musimy czasem mówić niepopularne rzeczy, bo są prawdą. Musimy nieść odpowiedzialność przed Chrystusem, a nie przed tymi, którzy nas za lojalność wynagrodzą. Owszem, oczekiwania Chrystusa są bardzo wymagające. Słyszeliśmy o tym w dzisiejszej Ewangelii (Mt 10,37-42). Trzeba w tym trudnym świecie brać krzyż na siebie, jak również pomagać tym, którzy pod ciężarem krzyża upadają. Musimy dostrzegać Chrystusa w tych, którzy są prześladowani, pozbawiani domu, musimy mieć dla nich otwarte serce. 

 
Tomasz Górny SDS
Św. Tomasz z Akwinu urodził się w 1224 albo 1225 roku na zamku w Roccasecca w pobliżu Montecassino. Był synem hrabiego Landulfa z Aquino (Akwino), jego matka pochodziła z rodziny normandzkiej. Gdy miał pięć lat, na życzenie rodziców, został oblatem w klasztorze benedyktyńskim na Monte Cassino, gdzie opatem był jego wuj Sinibald; pozostał tam do 1239...
 
Jacek Ponikiewski
Rosnące zapotrzebowanie na psychoterapeutów oraz przeróżne tabletki, nie jest dla panującego konsumpcjonizmu niczym złym, bowiem nakręca go. Ludzie wciąż kupują, szukając celu, a także nabywają sterty niepotrzebnych w istocie leków. Błędne koło toczy się dalej, powołując do życia nowy twór- religie New Age. Wydają się być one idealnym rozwiązaniem problemu...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS