logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O. Józef I. M. Bocheński OP
Kazania i przemówienia
Wydawnictwo Salwator
 


ISBN 83-88119-45-1

(C) Wydawnictwo SALWATOR, 2001
30-364 Kraków, ul. św. Jacka 16


 


 

O śmierci

Będę dziś mówił o sprawach, które są zarazem i trudne i nieprzyjemne. Mimo wszystko, chcę, abyście zechcieli posłuchać. Chodzi o rzecz wiecznie ważną, która nabrała dzisiaj straszliwej aktualności. Zacznę może od takiego pytania: Czy zastanawialiście się kiedy, dlaczego to spotkanie z księdzem, katolickim kapłanem, wywiera na tylu ludziach, nawet wierzących i pobożnych, takie jakieś nieprzyjemne wrażenie? Bo że wywiera, to fakt. Powiecie może, że ksiądz jest przedstawicielem bardzo wzniosłej, bo ewangelicznej moralności, a sam, człowiekiem będąc, nie dorasta do jej wymagań, jest słaby i ułomny. Oczywiście, jest i coś z tego. Można by też powiedzieć, że sama jego obecność przypomina tę moralność, przykazania, których nie zachowujemy. Ale ja mówię Wam, że to wszystko to jeszcze nie to. Owo nieprzyjemne uczucie wywołane przez pokazanie się księdza pochodzi jeszcze z czego innego. On przypomina śmierć.

Bo myśl o śmierci odgrywa w naszej wierze bardzo wielką rolę. Ja sam nie należę do tych, którzy by w każdym kazaniu ją przypominali. Wydaje mi się, że są inne, większe rzeczy, zasługujące na przypomnienie. Ale przecież bez myśli o śmierci u nas się obejść nie może i nie obchodzi. Na ołtarzach w naszych kościołach stoi Krzyż z konającym Zbawicielem. W Środę Popielcową ksiądz mówi każdemu z nas: "Prochem jesteś i w proch się obrócisz". Ba, w Pozdrowieniu Anielskim powtarzamy niezliczoną ilość razy: "i w godzinę śmierci naszej". Nie, bez myśli o śmierci nie ma chrześcijaństwa.

Popatrzmy na bolszewików. Jakże u nich jest inaczej! Czytając ich pisma, słuchając ich przemówień nie znajdziesz ani śladu wspomnienia o śmierci. Owszem, będą nią grozili innym. Wiadomo, że śmierć zadawać lubią. Ale nie ma u nich nigdy mowy o naszej śmierci. Zdają się jej nienawidzieć. W każdym razie, nie interesuje ich. Mówią stale i ciągle, nie o śmierci, ale o życiu: o przemyśle, o postępie, o walce i tak dalej. Bolszewizm nie zna śmierci. Wydaje mi się, że to jest nawet jedna najistotniejszych różnic między nimi a chrześcijaństwem. Oczywiście, są i inne. Są też chrześcijanie, którzy starają się na tę właśnie różnicę zamykać oczy. Czytam na przykład w różnych katolickich pismach wydawanych w Polsce długie wywody, jak to nasza wiara jest nauką życia, nie śmierci, jak chrześcijanin powinien "włączać się" w nurt nowego życia i tak dalej. O śmierci czytam mało i coraz mniej. Wygląda tak, jak gdyby niektórzy wstydzili się myśli o śmierci i starali się na wszystkie sposoby udowodnić, że my przecież nie jesteśmy tacy źli i zacofani, że w sprawie tej różnicy nie należy przecież przesadzać, że da się chrześcijaństwo z bolszewickim pogaństwem, w tej przynajmniej sprawie, pogodzić.

Chciałbym Wam więc powiedzieć, abyście się mieli na baczności. To jest nieporozumienie, bardzo groźne nieporozumienie. Nie mamy powodu wstydzić się naszej myśli o śmierci. Byłoby nieszczęściem, gdybyśmy o niej zapominali. A wierzcie mi, nieprzyjacielowi bardzo, a bardzo na tym zależy, abyśmy właśnie zapomnieli. On świadomie dąży do tego. Zapytacie się może, dlaczego? Odpowiem Wam, że bolszewizm ma po temu dwa powody, jeden związany z drugim, ale przecież dwa. Pierwszy łatwo pojąć, jeśli się zważy na ich pogląd na rolę człowieka w świecie. Jak wiecie, człowiek jest według nich, jak powiedział Stalin, "najmocniejszym kapitałem", to jest najbardziej wartościowym narzędziem produkcji. Jego rolą na ziemi jest budować, przetwarzać - jest on jeszcze jedną maszyną służącą do wytwarzania różnych rzeczy. Jeśli się mnie zapytacie, po co oni tego przetwarzania i budowania potrzebują, powiem Wam, że celem jest wieczny ruch materii, wieczna zmiana, której człowiek powinien według nich służyć. Oczywiście, aby mógł tę rolę narzędzia postępu spełnić, aby był dobrą i wydajną maszyną, powinien myśleć o przemyśle, o budowaniu, a nie o sprawach, które by go mogły od tego budowania odwieść. Był czas, kiedy w Rosji rozstrzeliwano zbyt romantycznych poetów; mówiono, że rozmarzają robotników i odwodzą ich od pracy. Tym bardziej niebezpieczna jest myśl o śmierci. Trzeba więc zrobić wszystko, aby człowiek o niej nie myślał.

To jest jeden powód. Ale jest i inny, ważniejszy. Widzicie, śmierć jest Waszą i moją sprawą osobistą. Najbardziej osobistą sprawą. Wbrew temu, co się czasem mówi, nie można nigdy za nikogo umrzeć: każdy ma swoją własną, niezastąpioną śmierć. Widzieliście kiedyś umierającego? Ja widziałem wielu. Powiem Wam, że to jest nie tylko sprawa osobista, ale straszliwie osobista, którą każdy z nas przeżyć musi w najokrutniejszym odosobnieniu. Są tacy nawet, którzy mówią, że śmierć jest po prostu sensem naszego osobistego życia. To jest nieprawda: sensem ludzkiego życia jest Bóg, nie śmierć. Ale prawdą jest, że życie nabiera sensu dopiero w świetle śmierci. Wasze i moje osobiste życie, nasz jedyny, nie dający się zastąpić byt, jest najściślej z tym tajemniczym przypadkiem związany. Skutek jest ten, że ilekroć pomyślicie o śmierci, to jest o Waszej śmierci, stajecie się w jakiś dziwny i wyższy sposób sobą. Zaczynacie myśleć i czuć osobiście. Myśl o śmierci wyrywa Was z ram zewnętrznych, aby Was oddać samemu sobie.

Otóż oni właśnie tego nie chcą. Oni mają jako jeden z głównych celów tak zwane uspołecznienie człowieka. Rozumieć przez to wypada nie tylko uczynienie z każdego z nas posłusznych narzędzi partii, zupełnych niewolników bez czci, bez prawa i bez własności, ale także i przede wszystkim istot, które nigdy nie myślą o sobie, które żyją zawsze i bez przerwy w świecie zewnętrznym i nawet ochoty nie mają najmniejszej być sobą. I dlatego bolszewicy wypowiedzieli walkę myśli o śmierci. Dlatego nigdy u nich niczego o niej nie znajdziecie. Zrozumiecie więc może, dlaczego między nimi a nami leży i w tej sprawie przepaść. Obawiam się, że nie każdy to dostatecznie pojmuje. Od wielu lat podszywa się pod naszą miłość bliźniego z gruntu fałszywy przesąd, altruizm, który jest naprawdę jej zaprzeczeniem. Cała cywilizacja europejska dziewiętnastego wieku pchała nas ku uzewnętrznieniu, ku wyjściu z siebie, ku zapomnieniu, że mamy nasze własne osobiste sprawy. A tymczasem przykazanie miłości brzmi: "Miłuj bliźniego jak siebie samego", i człowiek, który nie ma żadnych spraw osobistych, który nigdy nie jest sobą, nie może naprawdę miłować ani Boga ani bliźniego. Aby być chrześcijaninem, trzeba najpierw i przede wszystkim być człowiekiem. Oni chcieliby nam człowieczeństwo wydrzeć, uczynić z nas maszyny, narzędzia produkcji.

Chcę więc zaapelować, abyście się nie dali oszukać. Nie dajcie sobie odebrać myśli o śmierci. Pamiętajcie, że to jest warunek życia - prawdziwego życia, które ma sens. Rzecz nie jest łatwa. Nie tylko bolszewizm, ale i nasza natura, a z nią zwały przesądów nagromadzonych w Twojej i mojej duszy, odciągają nas od niej. Ale dziś jednak, gdy na pomoc naturze i przesądom idzie cała moc bezbożnej propagandy, sprawa staje się podwójnie aktualna i z tym większym uporem wypada nam trwać przy tej myśli. Pomyślcie o tym, gdy będziecie odmawiać słowa modlitwy do Matki Bożej: "Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen".


Zobacz także
Krzysztof Osuch SJ

Cóż to znaczy, że Bóg przychodzi do nas jako prawdziwe dziecko, w uniżeniu, w ubóstwie, znajdując pierwsze schronienie w stajni dla owiec? – Zapewne, Bóg chce nam odsłonić to, co w Nim najmniej znamy; to mianowicie, że jest On pokorny, że nie chce przesadnych dystansów, że chce usunąć lęk, zazwyczaj odczuwany wtedy, gdy grzeszne stworzenie staje wobec Świętego Boga... Bóg objawiający się w Dziecięciu w Betlejem, rzeczywiście, nie wzbudza lęku, pokonuje wszelki niedobry dystans, stając się nieprawdopodobnie bliski, wręcz bezradny i zdany całkowicie na człowieka... Bóg-Dziecię ośmiela i przyciąga!

 
Henryk Bejda
Nienawidziłem was, a Chrystus kazał mi was miłować; pogardzałem wami i źlem wam życzył, a Chrystus kazał mi modlić się za was i dobrze wam czynić. A nienawiść tę i złe życzenia nie zamknąłem w sobie; popierałem je słowem i czynem. Nieprzyjaciele, bracia moi, oto przychodzę was prosić: wybaczcie mi, a bądźcie braćmi moimi...
 
Marcin Jakimowicz
A co tam wystaje spod nogi Matce Boskiej? – Marta zadarła nosek w górę. Przechodziliśmy przez skwer przy ul. Bytomskiej. Przed nami stała odnowiona figura otoczona ślicznymi, kolorowymi kwiatami. Marta obiegła figurę dokoła. "Widzę, widzę, to wąż! Tu ma głowę, a tu pupę... A dlaczego Matka Boska go przygniata?"...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS