logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Brat Moris,Jakub i Raissa Maritain
Kontemplacja w świecie
Wydawnictwo W Drodze
 


Jakub i Raissa poznają się podczas studiów przyrodniczo-filozoficznych na Sorbonie. W 1904 roku zostają małżeństwem. Ciągłe poszukiwanie prawdy prowadzi ich do nawrócenia i przyjęcia chrztu. Odtąd całe swe  życie oddają Bogu. Po śmierci żony Jakub zamieszkał wśród małych braci, by pod koniec życia stać się jednym z nich.


 
Wydawca: W drodze
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7033-786-5
Stron: 224
Rodzaj okładki: Miękka
 
Kup tą książkę

 

Zapał konwertytów
  

Lektura jednej z powieści Leona Bloya, Ubogiej, wstrząsnęła nimi i postawiła wobec rzeczywistości zupełnie dla nich nowych, wobec wiary i ubóstwa. "Nie wchodzi się do raju jutro ani za dziesięć lat, wchodzi się dziś, jeśli się jest biednym i ukrzyżowanym". Również wobec świętości - "jest tylko jeden powód do smutku, nie być świętym". Spotykają katolicyzm, o którym nie mieli pojęcia. Aż dotąd religia ta była dla nich "burżuazyjnym faryzeizmem", "mrokiem średniowiecza". 

Stawiali sobie najbardziej istotne pytania. Ale oto jedno z nich stało się zasadniczym problemem. Z całą siłą i nagłością stanął przed nimi problem istnienia Boga. 

Poznali osobiście Leona Bloya. Był to prawdziwy prorok swojego czasu, jednocześnie pamflecista znany z kontrowersyjnych artykułów, pełnych prowokacyjnych stwierdzeń nawołujących do pełnienia Bożej sprawiedliwości. Miał dar czynienia sobie wrogów, ale i przyjaciół. 

Właśnie on wprowadził Maritainów w tajemnice chrześcijańskiej wiary. Przybliżał im obecność Boga Miłości, Chrystusa w Jego Męce, czytał i komentował im żywoty świętych. Spotykali u niego innych chrześcijan głębokiej wiary. Z jednym z nich, z malarzem Roualt, nawiązali głęboką przyjaźń. 

W lutym 1906 roku Raissa poważnie zachorowała; Jakub przeżywał straszliwy niepokój. I wówczas zwrócił się do nieznanego Boga: "Boże, jeśli istniejesz i jeśli jesteś prawdą, daj mi się poznać". Następnie upadł na kolana - tak jak człowiek rzuca się do morza, by kogoś ratować - i odmówił po raz pierwszy Modlitwę Pańską. 

Powoli dojrzewali do tego, żeby prosić o chrzest, i z taką prośbą zwrócili się znowu do Leona Bloya. W swojej ignorancji przypuszczali, że może się to dokonać w intymności pomiędzy Bogiem a nimi i ich ojcem chrzestnym. Aby przyjąć chrzest w Kościele, musieli pokonać jeszcze wiele swoich uprzedzeń. Akceptowali już Kościół w jego życiu mistycznym i w świętych, lecz zderzyli się z zewnętrzną przeciętnością katolickiego świata. Jakub poczynił uwagę: "Wielką przeszkodą w przyjęciu chrześcijaństwa są chrześcijanie". 

Do tego doszła obawa przed niezrozumieniem ze strony rodzin i przyjaciół, cierpienie związane ze zgodą na ewentualne z nimi rozłączenie. Jedyną pociechą stała się decyzja Wery, siostry Raissy, która dołączyła do ich prośby o chrzest. Raissa wspomina: "Z każdym dniem wzmagały się w naszych duszach cierpienie i oschłość. W końcu zrozumieliśmy, że Bóg również na nas czeka i że nie otrzymamy żadnego światła, dopóki nie posłuchamy kategorycznego głosu sumienia, mówiącego nam: nie macie zasadniczych zarzutów przeciw Kościołowi, on jeden obiecuje wam światło i prawdę, wystawcie na próbę jego obietnicę" (Wielkie przyjaźnie, s. 107). 

Natrafili na jeszcze inną przeszkodę. Czy przyjmując wiarę i prawdę, będą musieli wyrzec się filozofii? Czuli się złapani w potrzask, lecz Jakub, gotowy na to poświęcenie, stwierdził: "Jeśli Bogu spodobało się ukryć swoją prawdę w kupie gnoju, i tam pójdziemy jej szukać" (Wielkie przyjaźnie, s. 108). 

Ostatecznie, 11 czerwca 1906 roku, w dzień św. Barnaby, Jakub, Raissa i Wera przyjęli chrzest. Ojcem chrzestnym był Leon Bloy. Raissa zanotowała: "Bezkresny spokój spłynął na nas, niosąc w sobie skarby wiary. 

Nie było już pytań, niepokojów, próśb - była tylko nieskończona odpowiedź Boga. Kościół dotrzymał swoich obietnic. I jego w pierwszym rzędzie pokochaliśmy. 

Za jego pośrednictwem poznaliśmy Chrystusa" (Wielkie przyjaźnie, s. 110). Tuż po chrzcie Jakub i Raissa otrzymali w Kościele błogosławieństwo ich małżeństwa. 

Rok później Jakub i Raissa wyjechali do Niemiec, do Heidelbergu. Jakub zrobił doktorat z filozofii i otrzymał stypendium umożliwiające mu studiowanie nauk przyrodniczych. Głównie ze względu na częste choroby Raissy wkrótce dołączyła do nich Wera. Stan zdrowia Raissy pogorszył się; przyjęła namaszczenie chorych. Choroba nagle się cofnęła. W takim stanie Raissa zdecydowała się napisać do rodziców całą prawdę o ich nawróceniu i przyjęciu chrztu. Wybuchł skandal, obie rodziny ogromnie cierpiały. Dodatkowo rodzice Raissy i Wery odebrali tę decyzję jako zdradę ich narodu i jego cierpień. Jakub natychmiast pojechał do Paryża, gdzie bez-skutecznie próbował wytłumaczyć im motywy takiej decyzji. Zaledwie uniknął zerwania. Wiele czasu musiało upłynąć, aby rany zostały zaleczone. A jednak kilkanaście lat później rodzice Raissy i Wery, niezależnie od siebie, również przyjęli chrzest.

W Niemczech rozpoczęła się dla ich trójki wielka przygoda. Byli młodymi, gorliwymi chrześcijanami i tworzyli pewnego rodzaju małą, w stylu monastycznym, wspólnotę. Pozwalali prowadzić się Bogu poprzez wielkie oddanie się. Ich program codziennego życia był bardzo konsekwentny. Jakub opowiada o nim w szczegółach w Carnet de Notes: 

Pobudka o 6.00, Msza św. i komunia o 7.15. Następnie lektura, praca, osobista modlitwa - zmieniali się na niej po trzech kwadransach każdy. Po południu: praca, o 17.00 nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, lektura. 

Wieczorem kompleta, różaniec. Kiedy Raissa i Wera szły spać, Jakub pracował; kończył dzień godzinną lekturą z dogmatyki. 

Pomiędzy modlitwami, litaniami i psalmami, które ze szczególnym upodobaniem odmawiali lub śpiewali, były również proste kantyki ułożone przez samą Raissę. 

Warto tu zacytować choćby tę, niewyszukaną modlitwę, która wyszła z jej prawego serca jeszcze w roku ich chrztu. 

Do słów sama opracowała muzykę i Jakub lubił ją śpiewać jeszcze w ostatnich latach swego długiego życia:

  Mój Boże
  Jestem przed Tobą
  Przed Tobą się korzę
  Uwielbiam Twoją wielkość
  Niezmierna jest moja nędza
  Twój duch niech mieszka we mnie Niech we mnie żyje Duch Święty
  Abym kochała Ciebie i Tyś mnie kochał
  Mój Boże
  Niech moje serce stanie się szczere Mój zamysł prawy
  Moje ciało czyste
  Boże mój niech nikt nie cierpi przeze mnie Twoja prawda niech mnie oświeca Bądź wola Twoja
  Amen.


Pochłaniali żywoty świętych, praktykowali medytacje św. Ignacego i szczegółowy rachunek sumienia. Raissa, często cierpiąca, czytała Nowy Testament, O naśladowaniu Chrystusa, była szczególnie oddana milczącej modlitwie, wyciszeniu się; i w tym właśnie czasie (w 1908 roku) Jakub zauważa: "Moja ukochana Raissa! Wszelkie dobro przychodzi od Boga, lecz ziemskim Jego pośrednikiem jest właśnie ona, poprzez jej serce, jej rozum, jej modlitwę, poprzez jej miłość Boga". Przepisując tę notatkę czterdzieści sześć lat później, czyni dopisek: "Tak myślałem przez całe swoje życie". 

Na zmianę pełnili rolę przełożonego, któremu inni byli posłuszni. Ten, kto rozkazywał, miał prawo nakładać kary, pokuty według swego uznania, prowadził modlitwy, lecz również służył innym, obsługując ich przy stole. I Jakub podkreśla: "To przechodzenie władzy było najbardziej użyteczną pomocą dla naszego małego nowicjatu". Na wzór mnichów, codziennie mieli małą "kapitułę", każdy na zmianę musiał opracować krótkie pouczenie. Raissa rozpoczęła tę praktykę mówiąc o łagodności, którą powinni zachować między sobą. 

Ponownie wrócili do Paryża, gdzie mieszkali na stałe. Wiernie realizowali swój program życia. Wera została z nimi na zawsze. Raissa pisze o niej: "Pośród tylu rozlicznych zrządzeń Opatrzności, najcenniejszą i najsłodszą dla nas była stała obecność pośród nas naszej siostry Wery". Wera zdecydowała się na pozostanie z Jakubem i Raissą nie tylko po to, aby im pomagać, lecz przede wszystkim, aby razem z nimi tworzyć tę małą, ściśle zjednoczoną wspólnotę życia. 

W tym czasie Raissa czytała Sumę teologiczną św. Tomasza z Akwinu. Była "zalana radością, światłem i miłością". Właśnie poprzez nią Jakub poznał św. Tomasza. 

Odtąd nie było już rozdźwięku między wiarą, prawdą i filozofią. To odkrycie stało się decydujące dla dalszego ukierunkowania Jakuba, który później zwierzy się: "Doświadczyłem w tym jakby olśnienia rozumu; moje filozoficzne powołanie zostało mi w pełni zwrócone". 

W ten sposób, najpierw przez dwa lata w Niemczech, następnie w Paryżu, ta mała wspólnota żyła w wyciszeniu, studiując, dając się prowadzić Bogu. Żeby zdobyć środki do życia, Jakub, któremu pomagała Wera, podjął męczącą i nudną pracę. Ze swoimi dyplomami z łatwością mógłby otrzymać stanowisko profesora na uniwersytecie. W swoim sumieniu nie potrafi ł jednak zgodzić się na współpracę z systemem nauczania, który poznał w czasie swoich studiów i którego formę i kierunek odrzucał. Został więc profesorem filozofii - wkrótce znanym i cenionym - Paryskiego Instytutu Katolickiego. 

Dzięki Carnet de Notes Jakuba łatwo możemy śledzić drogę całej trójki. "Myślę o tych czterech i pół roku od naszego chrztu; o tym rodzaju długiego nowicjatu, w którym została ukształtowana nasza mała wspólnota na wzór życia monastycznego". Utrzymywali kontakt z benedyktynami i w 1912 roku stali się oblatami opactwa Oosterhout w Holandii. A jednocześnie Jakub notuje w 1919 roku: "Musimy być jakby zakonnikami, którzy w swojej regule mają za zadanie żyć w świecie... Jakże jednak jest to trudne, aby nie być zeświecczonymi mnichami, lecz świeckimi, którzy oddali się Bogu. Czujemy, że to jest dla nas ważne".


Zobacz także
Elżbieta Marek

Wielu narzeka, że tak wiele jest zła wokół, że nic nie da się zrobić. Gdyby spojrzeć na wątłe światło w ciemności, albo na zwykłą świeczkę zapaloną w mroku nocy zrozumiemy jak wystarczająco oświetla drogę idącym. Tak niewielka ilość soli nadaje smak potrawom. Dlatego niewielu chrześcijan potrzeba, by oświetlić drogę innym. To my mamy być światłem i solą nie zrażając się tym, że jesteśmy mali i słabi. Powinniśmy jednak być otwarci na Ducha Świętego i przejrzyści, aby światło Jezusa oświetlało świat.

 
ks. Eligiusz Piotrowski

Nie ulega wątpliwości, że jeśli teologia chce być nauką – a tkwiący w jej nazwie logos do tego zobowiązuje – musi być wierna rozumowi. Stąd też nie dziwi mnie konstatacja Michała Hellera, że fundujący teologię „akt wiary nie może być irracjonalny”. Postulatem przezeń stawianym, skądinąd chwalebnym, jest obudzenie w chrześcijańskich myślicielach świadomości, że nauka powinna stanowić ważną część tzw. przedsionków wiary (preambula fidei). A przecież równocześnie „jedną z największych przeszkód w zaakceptowaniu wiary religijnej jest jej obcość we współczesnym obrazie świata”...

 
Jerzy
Już jakieś trzy lata po Pierwszej Komunii Świętej moja relacja z Bogiem zaczęła się rozluźniać. O wierze w ogóle nie myślałem, bierzmowanie było już dla mnie zwykłym „papierkiem”. Uważałem Kościół za martwy, sądziłem, że nie ma w nim Boga, a jedynie nudna, smętna tradycja. O Bogu przypominałem sobie tylko wtedy, gdy było mi naprawdę źle, bo miałem wtedy do Niego o to pretensje...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS