logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Mariusz Pohl
Kto chce być pierwszym...
Mateusz.pl
 


Krzyż bliski człowiekowi
 
Słowa Chrystusa musiały wywoływać u Apostołów wiele rozterek. I jeśli dziś traktujemy te słowa na serio, także powinniśmy odczuwać jakiś niepokój. Zwłaszcza, gdy Jezus mówi o krzyżu.
 
Teoretycznie wiemy już dość dużo o kaźni krzyża, zwłaszcza z danych, które można uzyskać z analizy Całunu Turyńskiego. Dużo dowiadujemy się także z artystycznej intuicji mistrzów pędzla i dłuta, a ostatnio także kamery filmowej. Już to wywołuje lęk, zwłaszcza, gdy próbujemy sobie wyobrazić krzyżowanie siebie.
 
Ale wielu z nas wie osobiście i praktycznie, co to znaczy dźwigać krzyż. Nie ten z drewna, ale równie ciężki krzyż choroby, utraty najbliższych, ubóstwa, samotności, ludzkiej niesprawiedliwości. Dla nich słowa Chrystusa nie są już teorią czy wzniosłym nauczaniem, lecz znaną melodią, która towarzyszy im w godzinach własnej udręki. I jakoś jest wtedy łatwiej.
 
Chrystus wie, że doświadczenie krzyża jest nieodwołalne i nieuniknione w ludzkim życiu, że prędzej czy później czeka to każdego. I dlatego lojalnie o nim uprzedza, abyśmy nie byli zaskoczeni. Właśnie dlatego powiedział o swoim krzyżu Apostołom, aby mogli się oswoić z myślą o tej ciężkiej próbie i na nią przygotować. Jak wiemy – bezskutecznie.

Ucząc się pokory
 
A dlaczego? Przecież Jezus mówił jasno i jednoznacznie o swojej męce i śmierci. Może nawet za jasno i za jednoznacznie. I dlatego zamiast akceptacji wywołał lęk. Nieuleczalnie chorzy, nawet jeśli przeczuwają swój koniec, nie lubią o nim wiedzieć ani słyszeć. Zrozumienie i pogodzenie się z koniecznością cierpienia, dokonuje się powoli, rodzi się w bólach wraz z wewnętrzną dojrzałością.
 
Ale to przychodzi dopiero wtedy, gdy człowiek coś już w życiu przejdzie. Przedtem mamy inne sprawy i myśli w głowie. Np. czy jestem dość ważny i sławny, czy ludzie się ze mną liczą, co o mnie mówią i myślą, czy mnie podziwiają? A może mógłbym coś zrobić, aby było o mnie głośniej? Jak na swoje możliwości, jestem stanowczo za mało doceniony! Na pewno należy mi się więcej!
 
Czyż mogą być dwa odleglejsze bieguny i większe skrajności, niż to co mówił Chrystus, a to co my sobie myślimy? I właśnie stąd te rozterki: uważamy bowiem, że Bóg nas nie rozumie i jest przeciwko nam, że nie chce wyjść naprzeciw naszym słusznym potrzebom i aspiracjom, a z tym krzyżem to już wyraźnie robi nam na złość.
 
Czy zauważamy jednak, że w takim myśleniu przejawiamy całkowity brak pokory? Że ulegamy próżnym i nierealistycznym marzeniom? Że nie uwzględniamy realiów, a zwłaszcza tego podstawowego, iż nie jesteśmy wcale doskonali ani najlepsi?

Małe dziecko wzorem
 
I chyba dlatego Chrystus stawia nam za wzór małe dziecko, a właściwie chyba niemowlę, bo w dzisiejszym świecie dziecko od najmłodszych lat jest skażone bakcylem telewizji i reklamy. Ale kiedyś, w starożytności, dziecko było uosobieniem bezradności, i to nie tylko w zakresie zaspokajania życiowych potrzeb, ale także swoich praw. Dziecka, poza miłością rodzicielską, nic wtedy nie chroniło: było zdane tylko na troskliwość i ofiarność swoich najbliższych. (Może to paradoks, ale dzisiaj sytuacja dziecka jest jeszcze trudniejsza, przynajmniej zanim się narodzi. Albowiem wirus wygodnictwa i egoizmu, zabił niezawodny dotąd instynkt rodzicielski: kiedyś matka dałaby się porąbać na kawałki za swoje dziecko; dziś woli porąbać dziecko!)
 
I dlatego dziecko było dla Chrystusa synonimem pokory i niedościgłym wzorem dla chrześcijanina. Wobec Boga mamy być jak dzieci: całkowicie zdani na Jego łaskę, ufni, bez cienia buntu ani sprzeciwu, liczący tylko na Jego miłość, a nie na swoje prawa czy zasługi. A Jego miłość jest tak niezawodna, że stanowi gwarancję lepszą, niż największe nasze wysiłki. Dlatego warto jej zaufać.

ks. Mariusz Pohl
 
 
fot. Godsgirl_madi Birthday Cake
Pixabay (cc)
 
Zobacz także
Ks. Mariusz Pohl
Po raz kolejny dostrzegamy – tym razem już w pierwszym zdaniu Ewangelii – jak wielką troskę o wiarygodność i dbałość o udokumentowaniu faktów ukazuje św. Łukasz w swoich pismach. Przekazuje on swoją Ewangelię konkretnemu adresatowi – Teofilowi. Trudno więc podejrzewać, aby chciał ryzykować przekazanie fałszu i narazić się bezpośrednio na zarzut kłamstwa.  
 
Dariusz Piórkowski SJ

W świetle nauki apostołów świątynią jest każdy ochrzczony (1Kor 3, 16-17), a Ciałem Chrystusa wspólnota wierzących (Ef 2, 19-21; 1 P 2,5). To jest prawdziwa Boża rewolucja. Bóg nie mieszka jedynie symbolicznie w budynkach z kamienia. Dzięki dziełu Chrystusa i wylaniu Ducha Świętego przebywa w każdym ochrzczonym. Człowiek w jedności ze wspólnotą staje się przestrzenią obecności Boga, który w ten sposób, od środka, w samym rdzeniu chce go przemienić. „Wzniesienie świątyni na nowo” to zmartwychwstanie, re-kreacja człowieka, zapowiadana wcześniej przez proroków.

 
Dariusz Kowalczyk SJ

Dzisiaj mamy taką niedobrą modę na to, by – broń Boże! – nikogo nie nawracać w żaden sposób. Mamy za to zachwycać się różnorodnością wiar i bez końca dialogować. Aż się chce napisać wiersz „Przyszedłem pana nawracać”… Wszak Jezus nie powiedział: „Mnóżcie religie i dialogujcie”, ale zaczął publiczną misję od wezwania: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Jego uczniowie mają robić podobnie: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19). Wielki Post, który przeżywamy, jest czasem sposobnym, by osobiście zmierzyć się z wezwaniem do nawrócenia.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS