logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Miłosierdzie, czyli czego możemy spodziewać się po człowieku
Czas Serca
 


Zastanawiające jest to, że potrafimy kogoś w jego krzywdzie głęboko rozumieć i jednocześnie nie chcemy mu pomóc lub chcemy pomóc tylko doraźnie, nie brudząc za bardzo własnych rąk. Pomoc skrzywdzonemu, który znalazł się w sytuacji jakiegoś zła, przybiera oczywiście różne postacie. Może być ona przebaczeniem, ulżeniem w bólu. Już samo zrozumienie drugiego człowieka w jego bólu jest oczywiście ogromnym wyczynem. Wymaga ono rozmowy, wczucia, pozwolenia, by drugi był sobą. Zrozumieć skrzywdzonego, znaczy wejść głęboko w ranę, jaką wyrządziło mu zło, jątrzące się na jej dnie. Żeby zrozumieć, trzeba w tę ranę zajrzeć aż do samego końca. Do głębokiej rany potrzeba zatem głębokiego zrozumienia. Z tego zrozumienia rodzą się rozmaite odpowiedzi. Ale zrozumienie nie jest jedyną reakcją na zło, w które uwikłał się ktoś drugi. Na zło można bowiem zareagować również w sposób zupełnie niezrozumiały.
 
Dla nas, ale nie dla świata całego

Miłosierdzie jest pojęciem, które robi współcześnie niespotykaną karierę. „Moda” na miłosierdzie prowokuje do myślenia, tym bardziej, że odsłania ona głębokie nierozumienie jego logiki. Człowiek jest w jakiś sposób na miłosierdzie wyczulony. Ono przykuwa jego uwagę. Jest czymś, co drażni lub nęci, wobec czego jednak nie można przejść obojętnie, zachować neutralność. Jest jakby skokiem z innego wymiaru, śladem nie z tego świata. A takie ślady niełatwo dają się ignorować. Miłosierdzie nie jest jednak sprawą prostą. Człowiek często nie potrafi lub nie chce być miłosierny, nie rozumie potrzeby bycia miłosiernym. Z lubością wyznaje „odpuść nam nasze winy”, jednak ciężej przełyka ślinę, odmawiając „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Chce zatem osobiście doświadczyć miłosierdzia, potrzebuje bowiem jakiegoś usprawiedliwienia własnego zła. A jednocześnie wobec innych mierzy inną miarą. Domaga się wobec nich sprawiedliwości. W jego przekonaniu to właśnie sprawiedliwość wyznacza pewien pożądany porządek, zapewnia równowagę i bezpieczeństwo. Czy jednak sprawiedliwość wystarcza do tego, by być ludzkim wobec innych ludzi? Czy wystarcza Bogu do bycia Bogiem dla człowieka? Być może istnieje gdzieś na światowej mapie miejsc kultu kościół Bożej sprawiedliwości. Z całą pewnością jednak w porównaniu do sanktuarium miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach nie cieszy się on nawet zbliżoną pielgrzymkową frekwencją. Ten fakt daje do myślenia.
 
Wynagradzać i karać
 
Człowiek posiada jakąś wrodzoną intuicję sprawiedliwości. Już bardzo małe dzieci reagują na krzywdę domaganiem się ukarania winowajcy. Od dzieciństwa jesteśmy przekonani, że sprawiedliwie znaczy „za dobro nagradzać, a za zło karać”. Jednak te sformułowania są klarowne i jednoznaczne tylko na papierze. W odniesieniach do siebie samych, czy tym bardziej do innych, mamy z ich zastosowaniem spory kłopot. Odmian ludzkiego dobra i zła jest bowiem bardzo wiele. Bez względu jednak na rodzaje nie są one abstrakcyjnymi ideami, które można intelektualnie przyjąć lub odrzucić. Dobro i zło mają konkretnych nadawców i konkretnych adresatów. Mają one twarze dobroczyńców i obdarowanych, zbrodniarzy i skrzywdzonych. Dzięki losom poszczególnych ludzi stają się bardzo ludzkie. Niemal wszyscy, przynajmniej w teorii, zgadzamy się z tym, że odpowiedzią na dobro powinno być dobro. Trudniejsze pytanie dotyczy tego, jak właściwie reagować na zło? Jak odpowiedzieć, gdy ktoś kłamie, kradnie, morduje… Odpowiednia reakcja nie jest prosta. Człowiek może bowiem kłamać, ponieważ boi się prawdy, może nawet nie jest jej pewien. Odkrytą prawdę nie zawsze chce aplikować, może ona bowiem zbyt dotkliwie zranić drugiego, wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Człowiek może kraść, ponieważ nie stać go na chleb. Jego morderstwo zaś może być wyłącznie próbą odwetu. Wydaje się, że na zło trzeba odpowiedzieć złem. Wówczas odpowiedź będzie sprawiedliwa albo można ją w ten sposób łatwo usprawiedliwić. Oko za oko, krzywda za krzywdę… W ten sposób oddajemy hołd sprawiedliwości, przyznajemy jej rację. Potrafimy być sprawiedliwi. Wiemy, że zło jest złe, że domaga się właściwej, adekwatnej odpowiedzi. Nie można go pozostawić samemu sobie. Takiej odpowiedzi żąda nasza intuicja. Sprawiedliwość wyznacza zatem miarę złu, stabilizuje rozchwianie, do którego doszło w wyniku jego działania. Od Boga również domagamy się takiej odpowiedzi na zło. „Niech On sprawiedliwie ukarze winnych, jeśli nie na tym świecie, to przynajmniej na tamtym!” Sprawiedliwość sięga zła bardzo głęboko, tak głęboko jak zło dosięga człowieka. Czy jednak sprawiedliwość jest odpowiednią miarą wymierzaną złu? Czy świat ludzi wyłącznie sprawiedliwych, domagających się sprawiedliwości jest jeszcze ludzkim światem? Naprawdę ludzkim?
 
Słowo dojrzałe
 
Miłosierdzie było ostatnim słowem wypowiedzianym przez zmarłego w marcu tego roku ks. Jana Kaczkowskiego. Z pewnością było jego ostatnią modlitwą skierowaną do Boga. Być może było również apelem do pozostających na ziemi. Miłosierdzie należy rzeczywiście do ostatnich słów człowieka. Umierający Chrystus również wzywał miłosierdzia nad krzyżującymi: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Człowiek wypowiada w życiu bardzo wiele słów. Jednak do tych najważniejszych, ostatnich, stale dorasta, ciągle dojrzewa, a one również w nim dojrzewają. Słowa te są cięższe od wszystkich pozostałych. Przez to nadają tym pozostałym jakieś inne znaczenie. Są jak testament, w świetle którego wiele spraw inaczej zaczyna wyglądać. Miłosierdzie należy do pojęć najcięższych w słowniku ludzkich doświadczeń. Parafrazując myśl krakowskiego filozofa, możemy powiedzieć, że ono samo jest nie do zrozumienia, ale dzięki niemu wszystko inne staje się zrozumiałe. Do miłosierdzia, jak zauważa ks. Jacek Prusak SJ, trzeba jednak dorastać, dojrzewać. Miłosierdzia trzeba się jakoś uczyć. Nie jest ono częścią ludzkiego genotypu. Ono również, obok sprawiedliwości, jest pewną miarą wobec zła, odpowiedzią na zło. Jednak jest odpowiedzią zupełnie inną niż sprawiedliwość. Miłosierdzie nie jest bowiem sprawiedliwe, nie czyni zadość, nie wyrównuje żadnych strat. W sprawiedliwości najważniejsze jest zauważenie zła i potępienie go. Potępienie zła jest wyrazem sprawiedliwości wobec niego. Odwet na złu jest dla sprawiedliwości najważniejszy. Dlatego zapomina ona o tym, kto złu uległ, zauważa krzywdziciela i skrzywdzonego jakby przy okazji. To nie zło jednak zadaje pytanie, co z nim będzie. Pytanie stawia człowiek. To człowiek jest sprawcą i ofiarą zła. On też może się do niego przyznać, wyrazić skruchę z jego powodu. Pytanie, które stawia człowiek, domaga się zatem odpowiedzi. Odpowiedź może być różna. Zależy ona od ludzkiej woli. Zła można przecież nie przebaczyć. Można też na nie odpowiedzieć kolejnym złem. Człowieka stać jednak na przebaczenie. W nim możliwy jest bowiem pewien heroizm. Prawdziwe przebaczenie jest heroizmem. Dlatego im większe jest w człowieku zranienie, tym prawdziwsze może być jego przebaczenie. Im większa była zbrodnia, której doświadczył, tym większe może być jego miłosierdzie. „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20).
 
Walec i dźwignia
 
Człowiek staje się sobą wówczas, gdy w jakiejś mierze przekracza siebie. Dojrzewa jako człowiek, gdy poszukuje odpowiedzi na pytania o własną tożsamość. Gdy nie zgadza się wyłącznie na to, co stanowi zakres jego możliwości, co podpowiadają mu jego osobiste predyspozycje. Czego zatem możemy spodziewać się po człowieku? Czy wiara w to, że potrafi on więcej niż mu się wydaje jest naprawdę do obronienia? To prawda, człowiek potrafi niszczyć, bywa wyrafinowanym i okrutnym zbrodniarzem. Potrafi się mścić, być nieczuły, wyrządzać krzywdy w imię subiektywnych racji. Człowiek potrafi karać nawet wówczas, gdy nie do końca jest przekonany o słuszności czyjejś winy czy adekwatności własnej sprawiedliwości. Do tego wszystkiego człowiek jest zdolny. Zło jest pokusą, z którą mierzy się on każdego dnia i wyzwaniem, z którym się konfrontuje. Na szczęście słabość i skłonność do zła nie stanowią całej prawdy o człowieku. Widząc krzywdę drugiego, potrafi on bowiem pomóc, a przynajmniej chcieć tej pomocy. Cudza krzywda może stać się w jakiś sposób jego własną krzywdą. Czy on sam bowiem nie jest autorem jakiegoś konkretnego zła? Czy on sam nie skłamał, nie okradł, nie zabił? Perspektywa domagania się sprawiedliwości zmienia się wówczas, gdy człowiek ma świadomość osobiście doświadczonego zła i osobiście doznanego miłosierdzia. Na jego własną krzywdę ktoś odpowiedział miłosierdziem. Nie tylko litością, ale miłosierdziem. Litość pozostawia skrzywdzonego na pozycji przegranego. Litość nie dźwiga poniżonego, mimo że do niego się schyla. Człowiek może z litości karmić głodnych, poić spragnionych, przyodziewać nagich, przyjmować podróżnych, pocieszać więźniów, nawiedzać chorych czy grzebać umarłych. Litość to wszystko potrafi. Nie jest ona jednak miłosierdziem. Miłosierdzie bowiem pomaga w taki sposób, że nie poniża, nie pozostawia na pozycji przegranego. Ono nie tylko schodzi do skrzywdzonego, ale jednocześnie podnosi go na wyższy poziom. Kocha złego pomimo jego zła i w ten sposób wszystko ryzykuje, byle tylko dotknięty przez zło uwierzył w dobro. Miłosierdzie w tym właśnie przekracza sprawiedliwość. Sprawiedliwość ma bowiem wyłącznie jedną twarz zwycięzcy, jest w pewien sposób podwójnie monologiczna w równym podziale nieszczęścia, we wzajemności jakiegoś odwetu. W miłosierdziu zaś obecny jest dialog, podział szczęścia na dwoje. W nim promieniują twarze dwóch zwycięzców.
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Czas Serca 143
 
fot. Unsplash Woman
pixabay (cc)