logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Przemysław Radzyński
Mój Bóg jest dżentelmenem
materiał własny
 


Terapia była skuteczne? Zdrowiałeś?

Po trzech miesiącach bycia w terapii, kiedy mój stan psychiczny i fizyczny zaczął się nieznacznie poprawiać, uznałem, że problem jest jednak wydumany i przesadzony. Piłem przez pięć dni. Od dwóch piw pierwszego dnia, systematycznie zwiększając dawkę, do kompletnego upicia się i utraty przytomności pod koniec. Żona znalazła mnie półprzytomnego na krakowskich plantach.

W końcu, 27 kwietnia 2010 roku obudziłem się w mieszkaniu swojego najlepszego przyjaciela. To był mój pierwszy dzień bez alkoholu. Od tamtej pory nie piję. Moi bliscy powiedzieli wyraźne "dosyć". Uwierzyłem, że granica została przekroczona. To ostatni raz, kiedy mi pomagają. Strach, który całe życie mnie okradał, tu spełnił swoje zadanie. Popchnął mnie w stronę sięgnięcia po pomoc. Wróciłem do terapeuty-alkoholika i usłyszałem sugestię, że być może potrzebuję czegoś więcej, czegoś większego - wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Myślałem o AA stereotypowo, więc wydrukowałem ściągnięty z internetu spis spotkań i poprosiłem terapeutę, aby pomógł znaleźć mi grupę specjalnie dla mnie (wiesz, w końcu nie jestem pierwszym lepszym alkoholikiem!). Zaznaczył na kartce niemal wszystkie grupy w miejscu mojego zamieszkania. Wszystkie poza grupą kobiecą. Miał rację – wszystkie te grupy były specjalnie dla mnie. To w AA zrozumiałem i zaakceptowałem kim jestem. Również tam dowiedziałem się, że jest sposób.

Na czym polega AA?

Zanim zacznę mówić o AA chcę podkreślić, że nie wypowiadam się w imieniu AA jako całości, ani też nie reprezentuję wspólnoty. To bardzo ważne. Anonimowi Alkoholicy są zbyt wielkim dobrem, aby ktokolwiek mógł patrzeć na całość tej społeczności przez pryzmat mnie samego. To, co powiem, jest moim osobistym doświadczeniem. Opisem tego, co dzięki AA wydarzyło się w moim życiu, a nie ogólnym opisem wspólnoty.

Równie ważne jest też to, że AA nie jest terapią, ani przedłużeniem terapii. Jest wspólnotą mężczyzn i kobiet, alkoholików, którzy dzielą się swoim doświadczeniem i wspierają się wzajemnie. AA ma jeden cel: pomóc alkoholikowi, który cierpi. I nic więcej. Nie jest organizacją i z żadną się nie łączy (choć z wieloma współpracujemy). Nie jest sektą, ani wyznaniem religijnym, nie angażuje się w politykę i w ogóle w żadne publiczne spory. Mówię o tym, bo z jednej strony pokutuje przekonanie, że skoro pomagamy alkoholikom to jesteśmy formą terapii. To nie prawda. Z drugiej strony mówimy o Sile Wyższej, Bogu, a więc łatwo odnieść mylne wrażenie, że nasze działanie determinuje jakieś wyznanie religijne. Większość z nas wierzy i wyznaje jakąś religię, ale jest to osobista sprawa każdego członka AA.

Twoje osobiste doświadczenia tej wspólnoty?

We wspólnocie najpierw uznałem, że jestem bezsilny wobec alkoholu i że moje życie jest niekierowalne. Starałem się cały czas sterować tym życiem, być reżyserem przedstawienia, trochę bogiem. Wszystko to ze strachu, że jeśli wszystko nie będzie układało się wg moich pomysłów, to nie będę kochany. Szaleństwo. Rzeczywistość dość ponuro zweryfikowała te pomysły. Kolejne kroki, to oddanie tego życia w ręce Boga (w AA Boga każdy rozumie tak, jak chce), jakiejś Siły Większej niż ja sam i stopniowe porządkowanie swoich spraw, naprawianie tego bałaganu, który przez lata się nagromadził. Krzywdziłem żonę, brata, rodziców, przyjaciół. Każdemu się oberwało. Przez lata, nawet wtedy, kiedy jeszcze nie piłem.

AA pomaga naprawiać relacje?

W efekcie realizacji tego, co daje mi AA zrozumiałem, że tam, gdzie jest wiele cierpienia, jest olbrzymia szansa na jeszcze więcej miłości. Wspomniałem wcześniej o tacie. Kiedy w jednym z kroków programu AA miałem za zadanie przygotować obrachunek moralny i sięgnąć w przeszłość do wszystkich uraz, które żywię i żywiłem do bliskich, to tata był pierwszy na tej liście. Długiej liście. Rzecz w tym, że w efekcie tego obrachunku, niezależnie od krzywdy jaką wyrządzili mi inni, miałem odkryć swoje błędy, swoją część, źródło mojej nienawiści. Po kilku dniach zmagania się, rozmów z przyjaciółmi ze wspólnoty, z osobą, która pomaga mi zrozumieć i zrealizować program AA, dotarło. Nagle zobaczyłem, że to był strach – bałem się, panicznie. Pewnie jest to naturalne, ale jest też po prostu faktem. To był mój egoizm, nigdy nie potrafiłem dostrzec, że tata jest chory i że sprawiając cierpienie innym, sam bardzo cierpi. To była też nieuczciwość: bo chroniłem chorobę ojca, nigdy nikomu nie mówiłem o tym, co złego dzieje się w naszym domu, nawet kiedy pytano. Zaprzeczałem. To była moja pycha, bo nie mówiłem o tym, by nie być gorszym. To w końcu była chora walka, żeby nie być sobą, ale być lepszym niż on. I piłem, bo chciałem więcej niż mogłem. Choć trudno rozpatrywać to w kategoriach winy, to były to moje błędy. I wiesz, nagle z tej ogromnej nienawiści – wielokrotnie myślałem o tym, że kiedyś zabiję ojca, a moim największym marzeniem było wyprowadzenie się jak najdalej od niego – pojawiła się miłość. Wspomnienia strachu, pijanego taty wyciąganego z samochodu przy kolegach, awantur, niszczonego w domu sprzętu, na który długo pracowałem, wyzwisk i wiecznej niepewności co zastanę, kiedy wrócę po szkole, to wszystko zaczęło być wypierane. W mojej głowie otworzyła się szufladka z etykietą "tata był też dobry": basen, wycieczki do lasu, głaskanie wieczorem i czytanie książek. Świat nagle przestał być czarny. Bóg zabiera mi strach. Wypłukuje ze mnie egoizm. W efekcie przeprosiłem tatę za te skrywaną i żywioną przez lata nienawiść. Razem pracujemy nad dobrą relacją. Dojrzewam do tego, że nie jestem odpowiedzialny za krzywdy, które – być może – ktoś mi wyrządził. Nie miałem na to wpływu. Jestem jednak odpowiedzialny za urazę, nienawiść, która jest we mnie.
 
Zobacz także
Danuta Piekarz
W obecnych czasach mamy skłonność do interpretowania życia chrześcijańskiego przede wszystkim w wymiarze społecznym: posługa bliźniemu, miłosierdzie, otwartość na innych, wolontariat. Te wszystkie rzeczy są zasadnicze w życiu chrześcijanina, ale myślę, że istnieje ryzyko zapomnienia wymiaru wiary. Działanie, staranie się, bieganie, zatroskanie może spowodować, że zapomnimy o wymiarze duchowym. 

Z księdzem Alessandro Pronzato rozmawia Danuta Piekarz
 
ks. Gabriel Pisarek scj
Wydarzenia Wielkiego Czwartku można podzielić na dwie fazy: to, co się wydarzyło w Wieczerniku, oraz wydarzenia na Górze Oliwnej. Liturgia tego dnia wyraźnie je wyodrębnia. Podczas Ostatniej Wieczerzy Chrystus ustanawia dwa sakramenty: Eucharystię i Kapłaństwo...
 
Tomasz Duszyc OFMCap
Czasami mówi się, że człowiek żyje po to, by kochać Pana Boga. Owszem, jest to prawda, ale nie można zapominać, że kolejność jest w istocie odwrotna: żyję, istnieję, ponieważ Pan Bóg pierwszy mnie pokochał. Miłość Boża tym właśnie wyróżnia się na tle ludzkiego doświadczenia miłości, że jest całkowicie bezinteresowna i bezwarunkowa. Bóg nie kocha za coś albo po coś. On kocha, ponieważ po prostu sam jest Miłością.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS