– A pod obrus wkładamy sianko...
– To jest typowo chrześcijańskie, bo Jezus urodził się na sianie. Natomiast echa dawnych zwyczajów mających pobudzić wegetację to stawianie w kącie izby snopa zboża, rozrzucanie słomy po podłodze, umieszczanie na rogach stołu wigilijnego wszystkich nasion roślin, które się w danym gospodarstwie uprawia.
– Czy choinka również posiada swoją symbolikę?
– Już w starożytnej Grecji i Rzymie na określone święta, właśnie te u schyłku roku astronomicznego, wnoszono przybrane gałązki oliwne do domów i świątyń – jako symbol życia, wegetacji, dobrobytu, szczęścia, dostatku, dobrych życzeń. Natomiast początkowo w Europie przyjęła się forma podłaźnika – wierzchołka jodły lub świerka, który wieszano u stropu, wierzchołkiem do dołu, przybrany orzechami, jabłkami.
– Czy naprawdę choinkę podarował Polsce zaborca?
– Choinka po raz pierwszy pojawiła się w Alzacji. Pierwsze informacje o jej istnieniu pochodzą z XV–XVII wieku. Najpierw przyjęła się na terenie Niemiec. Ubierano ją światłem. Symbolika światła jest wielowarstwowa, ale zrozumiała – światło to źródło życia, to symbol Chrystusa. Do nas choinka dotarła późno (koniec XIX wieku) prosto z Prus – z pruskimi zaborcami. Początkowo przyjęła się ona w dworskich i mieszczańskich środowiskach, a potem wyparła podłaźnik ze wsi.
– Skąd więc rosnąca popularność jemioły?
– Jemioła nie ma nic wspólnego z naszym słowiańskim kręgiem kulturowym. Jest związana z kulturą germańską, skandynawską. Ma też pogańską symbolikę – drzewo wiecznie zielone, które stwarza wokół siebie aurę sfery niczyjej. Stąd całowanie się pod jemiołą: nie ma grzechu, nie ma w tym niczego złego. Sfera jest niczyja – neutralna i obojętna.
– Coraz większą rolę odgrywają prezenty... Co dawali sobie na Boże Narodzenie nasi przodkowie?
– Tradycyjne prezenty przynosił św. Mikołaj, i były to słodycze, które dostawały dzieci. Właściwie w środowiskach ziemiańskich, mieszczańskich już w XIX wieku pojawiły się np. zabawki dla dzieci, książeczki, oczywiście obowiązkowa rózga, jeśli dzieci były niegrzeczne, i inscenizowanie wizyty św. Mikołaja. Ktoś z rodziny przebierał się za świętego, asystował mu anioł i diabeł. Był egzamin z katechizmu i dzieci były pewne, że to wizyta prawdziwego św. Mikołaja. Wcześniej pisały listy do niego i zostawiały je na kominku lub na oknie. A prezenty najczęściej podkładało się pod poduszkę, w sypialni – o ile oczywiście nie było wizyty św. Mikołaja...
– Dlaczego obdarowujemy się właśnie na Boże Narodzenie?
– Pomysł obdarowywania się na święta to rzecz zupełnie nowa. Obdarowywano się z okazji św. Mikołaja. Oczywiście, znów musimy sięgnąć do apokryficznych żywotów, które zgodnie podkreślają, że biskup Mikołaj był człowiekiem bardzo skromnym i wyjątkowo wyczulonym na los bliźnich. Apokryf mówi, że wspomagał biednych podkładając jałmużnę tak, aby zachować anonimowość. Często przedstawiany jest z trzema złotymi kulami na księdze, ale to już inna historia apokryficzna...
Już we wczesnym średniowieczu w dniu św. Mikołaja rozdawano zapomogi i stypendia dla żaków i studentów. Wzięło się to stąd, że św. Mikołaj uważany był za patrona dzieci i młodzieży. Potem zaczęto obdarowywać się w rodzinach, ale był to zwyczaj głównie dworski i mieszczański. Na wieś trafił bardzo późno – na przełomie XIX i XX wieku, a upowszechnił się dopiero po II wojnie światowej.
– Szopkę i jasełka zawdzięczamy Biedaczynie z Asyżu...
– Szopka to klasyczny przykład przeniesienia misteriów średniowiecznych na nurt ludowy. Tradycja szopki rzeczywiście sięga czasów św. Franciszka. On jako pierwszy urządził żywą inscenizację o Bożym narodzeniu, żeby przybliżyć wiernym ewangeliczne zdarzenie. Skorzystały z tego następnie różne środowiska, głównie żaków i kleryków. Zaczęto wręcz inscenizować historię Bożego narodzenia; wiele z nich zachowało się w polskiej literaturze. Misteria te początkowo stanowiły powtórzenie prawdy ewangelicznej. Na tym gruncie wyrastały apokryfy, ale z czasem widzowie chcieli się bawić. Oczekiwali elementów ludycznych, a więc zabawnych, śmiesznych, co bardzo często nie licowało z powagą miejsca, gdzie tego typu misteria odgrywano. Przecież były to dziedzińce klasztorów, wnętrza kościołów.
– A kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze szopki?
– W średniowieczu, równolegle z misteriami pojawiały się szopki kościelne. Przez kolejne stulecia panowała na nie ogromna moda. Czasem wykorzystywano rzeźbione figury i różne akcesoria, a czasem żywe obrazy prezentowali ludzie przebrani za określone postaci. Nie był to teatr.
– Czy św. Józef zawsze był przedstawiany jako mężczyzna o wiele starszy od Maryi?
– Właściwie zawsze występował jako człowiek stary, leciwy. Wiąże się to z apokryfami wczesnośredniowiecznymi, które opowiadają różne historie o zaślubinach Maryi z Józefem, narodzinach Jezusa itd. Te wątki były powtarzane na kazaniach, by wiernym przybliżyć Ewangelię, a następnie trafiły do folkloru i do dziś tam tkwią.
– Czym wobec tego są święta dla niechrześcijan, dla ludzi niewierzących?
– Bardzo wielu ludzi głęboko wierzących, biorąc udział w obrzędzie, zwyczaju związanym ze świętami, w dzisiejszych czasach zupełnie nie ma świadomości tego, jakie symboliczne treści one zawierają. W ubiegłych stuleciach, zwłaszcza w średniowieczu, mistrzowsko operowano symbolem, który był zrozumiały dla wszystkich. Weźmy np. całe mnóstwo symboli pojawiających się w sztuce. To, że na niektórych obrazach, gobelinach widzimy określone rośliny, zwierzęta, to nie jest przypadek... Oczywiście – z wyjątkiem etnologów – nikt sobie nie zdaje sprawy z tej symboliki, zwłaszcza z tej bardzo starej. Może trochę lepiej jest z symboliką chrześcijańską. Natomiast dla ludzi niewierzących jest to po prostu zwyczaj, tradycja narodowa, regionalna, powrót do korzeni – też ostatnio modny, jest to znak własnej tożsamości... i to wszystko.
– Może jednak współczesny sposób „świętowania” ma jakieś zalety?
– Jedynym plusem współczesnych obchodów świąt jest to, że nie chodzi się podczas ich trwania do szkoły czy pracy. Kiedyś ferie szkolne wypadały wtedy, gdy były święta. Rzeczpospolita Polska była wielonarodowościowa i wielowyznaniowa, więc np. na Kresach, gdzie obok siebie mieszkali rzymokatolicy, grekokatolicy, prawosławni i żydzi, święta trwały i trwały. Obecnie gdzieś zgubiliśmy, a jeśli nie całkiem, to jesteśmy na jak najlepszej drodze do zgubienia rodzinności, intymności świąt. Niestety, Polacy bezkrytycznie przyjmują wszystko, co przychodzi z zewnątrz, a zwłaszcza z Zachodu. I obawiam się, że za ileś lat nasze święta zamienią się w świętowanie w supermarkecie.
– Okres Bożego Narodzenia to czas życzeń. Czego chciałaby Pani życzyć sobie i Czytelnikom?
– Czego mogłabym życzyć? Po pierwsze, aby się nie dać zwariować supermarketom, bo święta to nie supermarket, to nie krasnoludek w czapce z pomponikiem. Mamy swoje tradycje, korzenie i powinniśmy być z nich dumni, a nie małpować rzeczy, które są nam obce – i kulturowo, i jako chrześcijanom. Przecież nie o to chodzi w święta. I życzę, abyśmy znajdowali ochotę i czas na to, by kultywować nasze polskie tradycje.
Z Urszulą Janicką-Krzywdą rozmawiała Sylwia Palka