logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Maciej Warowny
Od ludzkiego strachu do bojaźni Bożej
Pastores
 


W Lublinie na Lubartowskiej parasolki naprawiał pewien Żyd. Pierwsze pytanie, które mi postawił, po wysłuchaniu mojego problemu z parasolem, było: co robię? Ledwo rozpocząłem seminarium i zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że jestem klerykiem. Wtedy usłyszałem drugie pytanie: „Jaka jest różnica pomiędzy Kodeksem Hammurabiego, prawem Starego Testamentu i Ewangelią?”. Widząc, że nie bardzo wiem, co mu odpowiedzieć, sam objaśniał, że Hammurabi nakazywał stosować prawo talionu („oko za oko, ząb za ząb”) tylko wobec osób równego statusu społecznego, a w innych wypadkach należy karać z nawiązką, aby kara odstraszała. Stary Testament rozszerza prawo talionu na wszystkich, a winnym nieumyślnych zbrodni zapewnia miasta ucieczki, natomiast Ewangelia nakazuje: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół”. Ale to nie różnica między „kodeksami” jest dziś dla mnie interesująca w tej historii, lecz fakt, że dla tego pobożnego człowieka, wyraziciela tradycji i moralności biblijnej, najważniejszym prawem było to, które odnosiło się do sposobu ochrony przed przemocą. 
 
To spontaniczne przekonanie znajduje wielorakie potwierdzenie. Systemy społeczne są zbudowane na strachu przed karą, czego doskonale świadom jest św. Paweł, pisząc do Rzymian: „A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze” (Rz 13,3). Lęk przed przemocą – jak pokazuje to w swych pracach René Girard [1] – jest podstawowym motorem rozwoju cywilizacji, natomiast sposoby radzenia sobie z nią, zwłaszcza mechanizm kozła ofiarnego, stanowią zręby religii i kultur.
 
„Przemoc śmierci”
 
„O potężny Królu, Chryste, Ty dla chwały swego Ojca i naszego odkupienia zwyciężyłeś przemoc śmierci.” Jest to doskonale znana, pierwsza zwrotka hymnu nieszporów za zmarłych. W języku potocznym raczej rzadko mówi się o „przemocy śmierci”, ale jeśli posłużymy się najprostszą słownikową czy encyklopedyczną definicją przemocy, łatwo dostrzeżemy, że śmierć „uosobiona” staje się „niewiastą pełną przemocy”, która słusznie budzi lęk. List do Hebrajczyków naucza, że Chrystus stał się człowiekiem, aby poprzez swoją śmierć pokonać „tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli” (Hbr 2,14 n.). Śmierć, której boi się człowiek, nie może w takim kontekście być rozumiana wyłącznie jako śmierć w sensie fizycznym, unicestwienie naszego ciała; jest nią każde wydarzenie, które pozbawia nas kontroli nad naszym życiem, któremu nie potrafimy się przeciwstawić, które jest nam narzucone, niechciane. Śmiercią jest więc każda forma cierpienia czy bólu, zarówno fizycznego, jak i psychicznego lub emocjonalnego. Lista jest długa: choroba, kalectwo, bieda, samotność, porzucenie, zapomnienie, niedocenienie, porażka, miłosny zawód, zdrada itd. Także niszczące wewnętrznie poczucie winy mieści się na tej liście.
 
Nie jest jednak wolą Boga, aby człowiek żył przepełniony strachem, który czyni z nas posłusznych, bo bojących się kary, niewolników – On w Jezusie czyni nas swoimi dziećmi (por. Rz 8,15). Jan Ewangelista tak pisze o miłości, która dla niego jest imieniem własnym Boga: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18). Chociaż czasownik „umrzeć” i rzeczownik „śmierć” są bardzo często używane w Biblii (odpowiednio 713 i 485 razy w tekście greckim), to nie wolno zapomnieć, że „śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się z zagłady żyjących” (Mdr 1,13), a wobec „przemocy śmierci” Bóg znajduje jedno rozwiązanie. Posyła swego Syna, Cierpiącego Sługę Jahwe, na którego spada przemoc człowieka (Iz 53). Ponieważ przemoc ludzka kieruje się w stronę tego, co uznaje on za zło, Paweł dokonuje takiej konkluzji: „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). W ten sposób Chrystus nie tylko uwalnia nas od strachu, ale czyni nas zdolnymi do aktywnego przeciwstawienia się przemocy innych.
 
Praprzyczyna strachu
 
Strach człowieka pojawia się na samym początku Księgi Rodzaju. Jest to strach nagiego Adama, który ukrywa się przed Bogiem po zjedzeniu owocu z drzewa poznania. Demon kusi Ewę kłamliwym zapewnieniem: „Na pewno nie umrzecie!” i fałszywą obietnicą: „tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,5). Skuszony człowiek ulega iluzji fałszywej obietnicy, dotykając i kosztując owocu, o którym Bóg powiedział: „z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Rdz 2,17). Nieposłuszeństwo powoduje, iż człowiek, słysząc wypowiedziane przez Boga „umrzesz”, doświadcza strachu przed śmiercią. Jest to strach zrodzony z oddzielenia się od kochającego Ojca, utraty zaufania do Niego oraz niechęci i niemożności powrotu o własnych siłach. Księga Mądrości naucza: „Bo do nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (Mdr 2,23). Tracąc zaufanie do Boga, człowiek zaczyna bać się ograniczeń swej egzystencji. Strach ten jest tak wielki, że człowiek staje się niewolnikiem diabła i grzechu, gdyż to diabeł od tego momentu bierze „inicjatywę” w swe ręce, powtarzając człowiekowi – „To życie (doczesne) jest jedynym życiem, jakie posiadasz, musisz je «dobrze» wykorzystać”. Parafrazując słowa przypowieści o bogatym głupcu, można powiedzieć, że to zły duch szepcze każdemu z nas do ucha: „Staraj się o wielkie zasoby dóbr, które złożysz na długie lata, aby odpoczywać, jeść, pić i używać” (por. Łk 12,19). Ale Ewangelia nie pozostawia wątpliwości, że w ten sposób żyją głupcy.
 
Strach przed bliskością Boga
 
Już Stary Testament wyraźnie dostrzega różnicę pomiędzy bojaźnią Bożą a strachem przed Bogiem, czy strachem w ogóle. Bóg respektuje strachliwość swego ludu i zgadza się na prorockie „pośrednictwo” Mojżesza: „I mówili do Mojżesza: «Rozmawiaj ty z nami, a my będziemy cię słuchać! Ale Bóg niech nie rozmawia z nami, abyśmy nie pomarli!»” (Wj 20,19). Ten strach musimy skonfrontować z pragnieniem Boga: „A teraz, Izraelu, czego żąda od ciebie Pan, Bóg twój? Tylko tego, byś się bał Pana, Boga swojego, chodził wszystkimi Jego drogami, miłował Go, służył Panu, Bogu twemu, z całego swojego serca i z całej swej duszy, strzegł poleceń Pana i Jego praw, które ja ci podaję dzisiaj dla twego dobra” (Pwt 10,12 n.). Powyższy tekst doskonale ukazuje, czym jest i w czym powinna się przejawiać bojaźń Boża. Paradoks historii zbawienia polega na tym, że naród wybrany wielokrotnie wyrzeka się bojaźni Bożej i dopiero doświadczenie różnorodnych cierpień i klęsk oraz strach przed karą ze strony Boga przywraca go na drogę bojaźni. Doświadczenia budzące strach, takie jak przejście przez Morze Czerwone, marsz przez pustynię, wojny, choroby, klęski znajdują swe rozwiązanie w złożeniu całkowitej ufności w Bogu, który chce okazywać troskę o swój lud.
 
Jednak każde „zbliżenie się” Boga do człowieka rodzi w tym ostatnim strach, dlatego też każdemu szczególnemu powołaniu, które znajdujemy na kartach Biblii, towarzyszy niezmienne „nie bój się”. Bóg doskonale rozumie nieufność wyniesioną z raju, zranienie grzechem pierworodnym. Dlatego, kiedy ukazuje swoje plany wobec konkretnej osoby, zawsze przychodzi ze słowem otuchy. Lista osób tak powołanych jest bardzo długa: Abraham, Hagar, Izaak, Mojżesz, Jozue, sędziowie, prorocy, wdowa z Sarepty, Tobiasz, Józef, Maryja, Apostołowie, Paweł, osoby uzdrawiane. 
 
Można śmiało powiedzieć, że każda interwencja Boga w życie narodu wybranego lub w życie konkretnych jednostek ma zawsze jeden element wspólny: „Nie bój się!”. Charakterystyczną cechą Bożego „nie bój się” nie jest minimalizowanie zagrożenia, ale dawanie poczucia bezpieczeństwa, zapewnienie o mocy, ochronie i sile Boga, utwierdzanie się w Jego obecności i panowaniu nad historią, wspominanie wydarzeń minionych, kiedy to Bóg okazał swą moc, oraz zapewnienie o pamięci i wierności, słyszy On bowiem zawsze wołanie człowieka.

Strach na kartach Ewangelii
 
Na kartach Ewangelii strach człowieka ma podobne źródła jak za czasów Starego Testamentu, choć Bóg nie objawia się już w obłoku i grzmotach, ale przyjmuje ciało człowieka, staje się „jednym z nas”. Pomimo tej radykalnej zmiany, dzieła Jezusa, które są dziełami Boga (J 5,36), budzą strach. Piotr boi się Jezusa, bo jest świadom swej grzeszności (Łk 5,8). Według jego mentalności Bóg zbliża się do grzeszników po to, aby ich zniszczyć (Rdz 19,13). Strach ogarnia tłumy wobec mocy egzorcyzmowania i uzdrawiania (Mk 5,15; Łk 7,16), a uczniów – kiedy widzą Jezusa uciszającego burzę (Mk 4,41) czy kroczącego po jeziorze (Mk 6,50). Strach budzą teofanie: przemienienie i głos, który wyjawia Jego synowską tożsamość (Mt 17,4-6), moment śmierci na krzyżu (Mt 27,54), oglądanie Jezusa zmartwychwstałego (Mt 28,5.10), czy fakt pustego grobu (Mk 16,8). Także ludzkie przywiązanie do osoby Jezusa sprawia, że zapowiedź śmierci i zmartwychwstania (Mk 9,31 n.) oraz zdecydowanie, z jakim Jezus zmierza do Jerozolimy, aby tam dokonać swej Paschy (Mk 10,32), rodzi w uczniach strach, który znajduje uleczenie w zapewnieniu posłania Ducha Świętego (J 14,28; 16,7). Widać więc, jak z jednej strony obawa o życie popycha w stronę Jezusa, aby u Niego szukać ratunku (Mk 5,36; Łk  8,50),  ale  z  drugiej,  paradoksalnie, bliskość  Boga  rodzi  nieustannie  strach. Człowiek żyje na ziemi do tego stopnia autonomicznie, że kiedy Bóg wysłuchuje jego próśb i wkracza z mocą w historię, to ten tak bardzo pożądany akt Bożej opatrzności napełnia strachem. Czyżby modlitwa i pragnienie Bożej interwencji były dla wielu wyłącznie iluzją, która ma pomóc przetrwać trudny moment, a nie faktycznym przekonaniem, że Bóg jest Panem historii?
 
„Boga się bójcie!”
 
Czytając Pierwszy List św. Jana, można odnieść wrażenie, że skoro Bóg jest miłością, a w miłości nie ma lęku, to w życiu chrześcijanina nie ma miejsca na jakikolwiek strach, a bojaźń Bożą, którą trudno jest wykreślić z listy darów Ducha Świętego, należałoby całkowicie przedefiniować, aby usunąć z niej jakiekolwiek podobieństwo do strachu doświadczanego przez człowieka. Ale tak nie jest. Istnieje strach, który służy, i strach, który zabija. Ten pierwszy chroni jednostkę przed zagładą, podejmowaniem decyzji nadmiernie ryzykownych, natomiast ten drugi niszczy, nie pozwala na rozwój czy podejmowanie działań koniecznych dla życia lub ma irracjonalne podstawy (lęk). Tę prostą systematyzację można śmiało odnieść do nauki Ewangelii. W mowie apostolskiej (Mt 10) pojawia się czterokrotnie czasownik „bać się” (fobeo). Trzykrotnie jako zachęta („nie bójcie się”) i jeden raz jako ostrzeżenie („bójcie się”).
 
Ten kontekst i mu podobne ukazują, że „dobry” i „zły” strach mają tę samą naturę, tylko całkowicie różne przyczyny. Uczniowie Jezusa mają się nie bać swoich prześladowców, którzy zabijają ciało, a motywem tej „odporności” na strach jest pewność, że nic nie dzieje się bez woli Boga (por. 1 P 3,14; Ap 2,10). Natomiast należy się bać Tego, który „duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28; por. Łk 12,5), Boga samego. Ten dobry strach, bojaźń Boża, oznacza bycie posłusznym Bogu, nawet jeśli to wykracza poza ludzką logikę (Rdz 22,12), uznanie Jego świętości (Iz 8,13), odrzucenie idolatrii i nieprzekraczanie Jego przykazań nawet za cenę życia (Dn 3,10-18). Jest to gotowość poświęcenia wszystkiego, nawet najważniejszych części ciała (ręka, noga, oko), aby „wejść do życia wiecznego” (por. Mk 9,43-48). Jeśli nawet w wielu komentarzach pojawia się przenośne rozumienie takiego radykalizmu, to historia męczenników izraelskich jest dosłownym wzorcem tego słowa (2 Mch 7). Także katastroficzne wydarzenia końca świata, które Jezus zapowiada, będą budzić powszechny strach („Ludzie mdleć będą za strachu” – Łk 21,26), ale uczniowie przez swoją wiarę są wyłączeni z grona „przerażonych”.
 
Trzeba także wspomnieć, że na kartach Pisma Świętego znajdujemy „niebojących się Boga”. Są to ludzie bez miłosierdzia, którzy postępują egoistycznie, szukają wyłącznie własnych korzyści, są pełni przemocy, podstępni i zwodzący, niedający się korygować, złośliwi w mowie i czynach (Ps 55,20-22; 64,4-7; Łk 18,2-4). Wierzący muszą od nowa nauczyć się bać Boga, gdyż Adam, który jest figurą każdego grzesznika, boi się Go nie dlatego, że się od Niego oddalił i „zapomniał”, jakim On jest, ale dlatego, że jest przekonany, iż Bóg zechce go zniszczyć, że jest zazdrosny o swoją moc i chwałę na sposób najgorszej ludzkiej zazdrości. Dlatego, obserwując swój strach, jego naturę, człowiek może odkryć, jaka jest jego faktyczna relacja do Boga.
 
O nic się już nie martwcie...
 
Kazanie na Górze podaje zawsze aktualną listę obaw i lęków człowieka. Jest to lęk o swoje życie, o pokarm i napój, o swoje ciało, o okrycie dla niego (por. Mt 6,25). Lekarstwem na te lęki ma być poznanie wartości, którą reprezentujemy dla Boga i, paradoksalnie, jednoczesne doświadczenie własnej ograniczoności, niemożliwości panowania nad swym życiem (w. 26). Drogą poznania owej wartości i własnej ograniczoności jest obserwacja otaczającej nas rzeczywistości (w. 27). Charakterystyczne jest to, że zabieganie o to, co mielibyśmy jeść, pić i w co się przyodziewać, jest typową cechą pogan (w. 32), czyli tych, którzy nie znają Boga, natomiast staranie się o „królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość” (w. 33), to znaczy budowanie Bożego panowania w naszych relacjach z ludźmi, staje się dla wierzących źródłem ufności Bogu i doświadczeniem Jego opatrzności. Troska o dzień jutrzejszy, o to, czego jeszcze nie ma, jest dla Jezusa stratą czasu i znakiem braku zaufania do Boga.
 
W Ewangelii według św. Łukasza wersja paralelna wyżej rozważanego tekstu kończy się bezpośrednim wezwaniem: „Nie bój się, mała trzódko...” (12,32) i wprost ukazuje, że strach o własną przyszłość wyraża się gromadzeniem bogactw (w. 33 n.). Sprzedaż własnego mienia i rozdanie go w formie jałmużny staje się fundamentalnym znakiem ufności Bogu i nieodzownym doświadczeniem, aby stać się uczniem Jezusa (Mt 19,21 i par.). W Liście do Rzymian św. Paweł daje świadectwo wiary zwyciężającej każdy strach, pisząc, że żadne zewnętrzne doświadczenie, „utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz (...) ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co jest wysoko, ani co głęboko, ani jakiekolwiek inne stworzenie” nie mogą oddzielić człowieka od miłującego Ojca (por. Rz 8,36-39).
 
Nowe życie chrześcijanina
 
Jeśli ideałem życia chrześcijańskiego jest wyzwolenie z niewoli grzechu i śmierci (Rz 8,2), wyzwolenie od lęku przed karą (1 J 4,18) i strachu przed szeroko rozumianą śmiercią (Hbr 2,15), służba Bogu w pobożności i sprawiedliwości (Łk 1,75), i jeśli obcy jest mu duch bojaźni (2 Tm 1,7), to koniecznie musimy postawić pytanie o to, w jaki sposób chrześcijanin osiąga taki stan. W jaki sposób człowiek może dostąpić wyzwolenia ze swego strachu, aby stać się człowiekiem „bojącym się Boga”, na wzór takich postaci jak Abraham, Mojżesz, Hiob i wielu, wielu innych, w życiu których wypełniały się słowa Psalmu: „W nocy nie ulękniesz się strachu ani za dnia – strzały, co leci, ani zarazy, co nadchodzi w mroku, ni moru, co niszczy w południe. Choć tysiąc padnie u twego boku, a dziesięć tysięcy po twojej prawicy, ciebie to nie spotka” (Ps 91,5-7)? Plemiona prymitywne posiadały wielość obrzędów inicjacyjnych, dzięki którym młody człowiek wkraczał w życie dorosłe. Ich wspólnymi elementami była konfrontacja z bólem, doświadczenie samotności, gotowość na poświęcenie dla innych, posłuszeństwo, umiejętność przeżywania porażek. Tylko ten, kto był w stanie przejść nałożone na niego próby, stawał się pełnoprawnym członkiem wspólnoty. Ale chrześcijaństwo pierwszych wieków poprzez radykalizm przygotowania do chrztu (katechumenat), a w późniejszych wiekach poprzez powszechne uznanie wartości ewangelicznych, nieskończenie przekraczało inicjacje prymitywne. Dlatego w kluczu wtajemniczenia chrześcijańskiego warto odczytać fundamentalny tekst chrzcielny św. Pawła (Rz 6,1-11).
 
Dzięki łasce przed grzesznikiem otwiera się możliwość porzucenia grzechu. Strach przed śmiercią, który trzymał go w niewoli grzechu, jest pokonany poprzez śmierć, która dokonała się we chrzcie („rozumiejcie, że umarliście dla grzechu” – w. 11). Wchodząc do sadzawki chrzcielnej, zanurzając się w wody chrztu, katechumen zanurza się w śmierć Chrystusa (w. 3), jest pogrzebany razem z Chrystusem (w. 4). Wybrał śmierć! Pozwolił, aby „przemoc śmierci” na wzór wód potopu zniszczyła jego życie pełne obaw i strachu. Ale wtedy właśnie objawia się moc Chrystusa zmartwychwstałego. Ten, kto zgodził się oddać życie Chrystusowi, zostać we chrzcie współukrzyżowanym (w. 6), umrzeć razem z Nim (w. 5) i zostać pogrzebanym, wychodzi z wód chrztu odnowiony. Stach przed śmiercią został pokonany, śmierć została zwyciężona przez moc życia wiecznego, które pochodzi od Boga (Rz 8,37; 1 Kor 15,54-57). Paweł tak opisuje ten stan: „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (Kol 3,3). Ten, kto przyjął śmierć, został wyzwolony z niewoli grzechu (w. 6), już więcej nie umiera i śmierć nie ma nad nim władzy (w. 9). Paweł w ten sposób świadczy o nowym życiu, które stało się jego udziałem: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20); „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (por. Flp 4,13); „Są sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci” (2 Kor 11,23).
 
Od strachu do bojaźni
 
Kończąc, warto powrócić do myśli René Girarda, przywołanych we wstępie. Człowiek boi się przemocy, a jednocześnie nie potrafi uczynić nic poza kanalizowaniem tej przemocy w rytuałach zabijania kolejnych kozłów ofiarnych, które na pewien czas wprowadzają pokój społeczny. Wobec takiego mechanizmu, powtarzanego we wszystkich kulturach i epokach, chrześcijaństwo jest Dobrą Nowiną, przynosząc człowiekowi wyzwolenie ze strachu, zupełnie nowe rozwiązanie problemu przemocy. Człowiek może nauczyć się przebaczać, może, dzięki inicjacji chrzcielnej, osobiście wkroczyć w obszar „przemocy śmierci”, godząc się we chrzcie na śmierć starego człowieka, niewolnika strachu i grzechu. 
 
Jest to – jak podkreśla Apostoł Narodów – mistyczne złączenie ze zbawczą ofiarą Chrystusa, w której strach przed śmiercią i cierpieniem („Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!”) jest zwyciężony bojaźnią Bożą („Wszakże nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” – Łk 22,42). Śmierć została pokonana. Przemoc śmierci nie trzyma nas w swej niewoli. Miejsce strachu zajmuje zaufanie Bogu, w miejsce przemocy wkracza przebaczenie, skazywanie kolejnych kozłów ofiarnych zatrzymuje się wobec jedynej ofiary Baranka Bożego.
 
Ale czy rzeczywiście w naszych kościołach i parafiach wtajemniczenie chrześcijańskie odkrywa przed wierzącymi skarby swej mocy i nowości? W tym miejscu warto przywołać Katechizm Kościoła Katolickiego: „Tam gdzie chrzest dzieci stał się w szerokim zakresie zwyczajną formą celebracji tego sakramentu, wszystko to [tzn. droga wtajemniczenia chrześcijańskiego złożona z wielu etapów, trwająca wiele lat – pkt. 1229-30] stało się jednym obrzędem, który zawiera w sposób bardzo skrócony przygotowujące etapy wtajemniczenia chrześcijańskiego. Chrzest dzieci ze swej natury wymaga katechumenatu pochrzcielnego. Nie chodzi tylko o późniejsze nauczanie, lecz także o konieczny rozwój łaski chrztu w miarę dorastania osoby” (KKK, 1231). Wypada postawić sobie pytanie: czy mój chrzest jest dla mnie źródłem mocy do konfrontacji z „przemocą śmierci” oraz doświadczeniem nowego życia w komunii z miłującym Ojcem? Czy każdego dnia żyję słowami kantyku Zachariasza: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, (...) iż z mocy nieprzyjaciół wyrwani, bez lęku służyć Mu będziemy w pobożności i sprawiedliwości przed Nim po wszystkie dni nasze” (Łk 1,68.74 n.)?
 
ks. Maciej Warowny 
Pastores 60(3)2013 
 
fot. Greg Rakozy | Unsplash (cc)
 
__________________________
Przypis:

[1] Zob. zwłaszcza jego Sacrum i przemoc, tłum. M. i J. Plecińscy, Wydawnictwo Brama, Poznań 1993-1994.