logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jadwiga Martyka
Pod opieką Maryi
Źródło
 


Ścieżki życia


- Urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą. Od samego początku znajduję się pod szczególną opieką Matki Bożej, może dlatego, że przyszłam na świat w Boże Narodzenie, dokładnie o północy, w samą Pasterkę - zastanawia się Janina Ejgierd, 102-letnia mieszkanka Tarnowa-Krzyża.

Krzyż - obecnie dzielnica Tarnowa - był wówczas małą galicyjską wioską. Rodzice Janiny posiadali spore gospodarstwo, w którym nie brakowało zajęć dla nich oraz pięciorga ich dzieci. Najmłodsza Jasia chętnie pomagała w pracach domowych i polowych, lecz największą jej pasją była nauka. - Ja wręcz pragnęłam się uczyć - wspomina - a w tamtych czasach nie było to takie proste i oczywiste, zwłaszcza dla dzieci wiejskich, które zwykle kończyły edukację na 4-klasowej szkole podstawowej. Miałam dużo szczęścia, gdyż sam kierownik szkoły wstawił się za mną u rodziców i prosił, by mnie dalej kształcili. Uważał mnie za bardzo zdolną. Jakaż była moja radość, gdy mama i tato wyrazili na to zgodę; jakaż była moja wdzięczność, że ponosili duże koszty, bym tylko mogła zdobywać wiedzę. Z wielką ochotą pokonywałam codziennie na piechotę kilkukilometrową odległość z domu do szkoły, nie zważając na błoto, deszcz, śnieg i różne niewygody. Marzyłam, by w przyszłości zostać nauczycielką.

Marzenie pani Janiny wkrótce się spełniło. Zdała maturę, ukończyła Seminarium Nauczycielskie i mogła rozpocząć pracę z dziećmi. Miała 21 lat, gdy opuściła rodzinne strony i udała się na Polesie, dostała bowiem nakaz pracy, najpierw w Kobryniu nad Bugiem, następnie w Nowosiółkach. Była lubiana przez młodzież i ceniona przez środowisko, w którym się znalazła. Nie poprzestawała na nauczaniu, lecz podejmowała liczne inicjatywy na rzecz lokalnej społeczności: organizowała festyny i przedstawienia teatralne (sama pisała wiersze), chętnie spieszyła także z różnoraką pomocą, nie wyłączając przygotowania czterech chłopców do I Komunii Świętej. - To było niezwykłe doświadczenie - opowiada pani Janina. - Chłopcy ci mieli od 12 do 15 lat. Pochodzili z katolickich rodzin, ale nie mogli się uczyć religii, gdyż nie było tam kościoła katolickiego ani kapłanów, a większość mieszkańców wioski wyznawała prawosławie. Przyjęłam wyzwanie, chociaż nie wiedziałam, czy sobie poradzę. Spotykaliśmy się niemal codziennie i spędzaliśmy razem wiele godzin. Pod koniec roku odbył się egzamin i moi uczniowie zdali go bardzo dobrze. Miałam ogromną satysfakcję, której nie zburzyła nawet przykra konsekwencja, w postaci wypowiedzenia mi wygodnego mieszkania u prawosławnego popa. Wysiłek pani Janiny został doceniony przez miejscowego biskupa. Otrzymała misję kanoniczną do nauczania religii we wszystkich szkołach.

Kawaler się nie rozmyślił

W roku 1929 nasza bohaterka zmieniła stan cywilny. Sakramentalne "tak" powiedziała zakochanemu w niej szlachcicowi. - Mój mąż był wspaniałym człowiekiem - mówi z rozrzewnieniem. - Dopiero po kilku latach dowiedziałam się, że dla nauczycielki rzucił hrabiankę. Gdy go poznałam, pracował jako naczelnik Urzędu Pocztowego. Pobraliśmy się w grudniu, na Boże Narodzenie. Stanisław chciał, żeby ślub odbył się już w wakacje i pojechał prosić o zgodę moich rodziców. Pokonał setki kilometrów od swego miejsca zamieszkania, lecz niczego nie wskórał. Tato powiedział, że są żniwa i nie będzie sobie zawracał głowy weselem, a jak się kawaler nie rozmyśli, to niech przyjedzie w zimie. Tak się też stało.

Państwo Ejgierdowie zawarli związek małżeński w rodzinnej miejscowości panny młodej, a zamieszkali u pana młodego. W Równem na Wołyniu urodził się ich syn Zbigniew, a w Żabince - Wiesław. Niedługo cieszyli się jednak rodzinnym szczęściem, gdyż zburzył je wybuch II wojny światowej. Pana Stanisława aresztowano w 1939 roku i na długie lata żona straciła go z oczu. Wywieziony został za koło polarne, stamtąd udało mu się dostać do armii generała Andersa, przeszedł szlak bojowy do Teheranu, a następnie dostał się do Wielkiej Brytanii. Odnaleźli się dopiero po zakończeniu wojny.

Jej samej los także nie oszczędził

- W czerwcu 1940 roku razem z moimi synami (jeden miał cztery, a drugi osiem lat) musiałam opuścić dom. Znaleźliśmy się bowiem na liście trzeciego transportu na Sybir - mówi cicho pani Janina. - Jechaliśmy trzy tygodnie w zamkniętych bydlęcych wagonach. Spaliśmy na deskach. Pamiętam, że w moim wagonie przebywało 48 osób, w tym 18 dzieci. Nasz los nikogo nie obchodził, nikt się nami nie przejmował, przecież byliśmy zesłańcami. Jedliśmy jedynie to, co zabraliśmy z sobą, natomiast po wodę do picia mogła wyjść codziennie tylko jedna osoba z każdego wagonu. Przynosiłam wodę dla wszystkich i sama się dziwię, że w tych warunkach normalnie funkcjonowałam, jakbym była stworzona na zsyłkę.


 

 
1 2 3  następna
Zobacz także
Jarosław Derewecki
Młody Wojciech Leski, który coraz częściej myślał o ślubie z ukochaną Zofią, musiał swoje plany odsunąć na jakiś czas, gdyż ledwo odrodzone państwo polskie stanęło przed straszliwym zagrożeniem. Latem 1920 r. Armia Czerwona, wysłana przez Lenina, aby całej Europie zanieść ideały rewolucji komunistycznej, maszerowała w kierunku Warszawy...
 
Jarosław Derewecki
Zofia i Franciszek byli ludźmi głęboko wierzącymi. Religijne zasady przekazane przez rodziców i dziadków pielęgnowali w swojej rodzinie. Jednak niewiele brakowało, a zboczyliby z tej Bożej ścieżki życia. Wszystko zaczęło się od kłopotów zdrowotnych, które zaprowadziły Zosię do uzdrowiciela. Ten niewiele jej pomógł, ale za to u jej męża "odkrył" zdolności lecznicze...
 
Jarosław Derewecki
5 maja 1985 roku spotkałem po raz pierwszy Papieża, który w widoczny sposób potrafił czytać w duszy ludzi, również mojej i zgodnie ze zwyczajem pozdrowił mnie bardzo serdecznie, pobłogosławił mnie i dodał na koniec: "zobaczy Pan, że wszystko będzie dobrze..."
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS