logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Jean-Roudolph Kars
Powiedziałem ”tak”
Miłujcie się!
 


 Jestem z pochodzenia Żydem. W wieku 29 lat byłem już dość znanym pianistą. Pomimo jednak tego, że moja muzyczna kariera rozwijała się dobrze, znalazłem się wówczas w dramatycznej sytuacji osobistej. W sytuacji, która wydawała mi się zupełnie bez wyjścia. Moja siostra, która w tym czasie mieszkała w Anglii, była zaangażowana w charyzmatyczny ruch Odnowy w Duchu Świętym. Ona to właśnie pośrednio zorganizowała moje spotkanie z pewnym Irlandczykiem, który również przebywał wówczas w Anglii. Był to człowiek świecki, mąż i ojciec rodziny, animator w tej charyzmatycznej wspólnocie. Znany był on z racji swej posługi uzdrawiania i z daru rozeznawania. I pomimo całej mojej obojętności czy wręcz alergii na sprawy religijne zgodziłem się z nim spotkać: byłem już bardzo zmęczony targającymi mną akurat wtedy duchowymi rozterkami. Człowiek ten przybył na pielgrzymkę do Lourdes (oczywiście ja nie brałem udziału w tej pielgrzymce) i w powrotnej drodze – zamiast od razu wracać do Anglii – zgodził się wielkodusznie na odwiedzenie mnie na przedmieściach Paryża.
 
To spotkanie okazało się niezwykle istotne dla mego życia duchowego. Człowiek ten mówił mi bowiem o Jezusie tak, jak nikt dotąd mi o Nim nie mówił. Poprzez swój wielki zapał i swoje przekonanie sprawił, że zacząłem myśleć o apostołach, o tym, w jaki sposób są oni opisani w Dziejach Apostolskich. Mój gość był przepełniony wiarą, która wręcz promieniowała z niego, a wszystkie słowa wypowiadał z tak wielką pewnością, że czułem się przy nim bezpiecznie. I kiedy mi mówił o Bogu, o Jezusie i Kościele, byłem bardzo wzruszony. Nie chciałem się oczywiście poddać od razu, więc zacząłem go bombardować pytaniami – takimi zwyczajnymi, normalnymi pytaniami, które odzwierciedlają wszystkie stare przesądy na temat Kościoła: o inkwizycję, o dążenie ludzi Kościoła do władzy i, rzecz jasna, o antysemityzm w środowiskach chrześcijańskich. Mój rozmówca absolutnie nie negował tego wszystkiego, miałem jednak wrażenie, że układał te kwestie na właściwym dla nich miejscu; widziałem zarazem, że był zdolny do pokazania mi piękna Kościoła – pomimo tych wszystkich ciemnych momentów w jego historii.
 
Byłem wtedy bardzo poruszony wewnętrznie. Opierałem się jeszcze, ale powoli zaczynałem wierzyć. Wieczorem mój rozmówca zaproponował modlitwę za mnie. Modlił się tak, jak zwykło się modlić w Odnowie w Duchu Świętym – nakładając mi ręce na głowę i przywołując Ducha Świętego. Wprawdzie w tym momencie absolutnie nic nie poczułem, jednak w nocy nastąpiło wydarzenie decydujące o moim życiu. Leżałem w łóżku i nagle zostałem ujęty przez jakąś irracjonalną, niewytłumaczalną trwogę. Było to tak, jakby nagle jakaś ciemna obecność położyła się cieniem na całe moje mieszkanie. Spanikowałem. Nie była to jednak panika ani trwoga czysto psychologiczna – po prostu w sposób niemal namacalny czułem wtedy przy sobie jakąś obecność, która była źródłem mojego strachu. I w tej trwodze po raz pierwszy zacząłem wołać do Pana: „Mój Boże, jeżeli istniejesz, jeśli prawdą jest wszystko to, co usłyszałem dziś po południu, to ukaż mi się, proszę, ponieważ ja nie mogę już tak dłużej!”. I zaledwie wypowiedziałem tę modlitwę, poczułem pokój o nadnaturalnym charakterze – jak jakiś welon kojącego światła, który powoli na mnie zstępował. Owa ciemna obecność natychmiast znikła i w tym głębokim pokoju zasnąłem. Obudziłem się już jako człowiek rzeczywiście wierzący, wiedząc, że owej nocy Bóg mocno wtargnął w moje życie. To był punkt zwrotny w moim życiu: ta trudna sytuacja, o której wspomniałem na początku, rozwiązała się w sposób nadprzyrodzony, podczas gdy z ludzkiego punktu widzenia nie było z niej żadnego wyjścia. Pan zadziałał z mocą i sytuacja się rozwiązała.
 
Wiele miesięcy później zapragnąłem pójść dalej w swoim życiu duchowym. Udałem się wówczas do pewnego francuskiego klasztoru w górach, aby się modlić. (Oczywiście jeszcze wtedy nie byłem ochrzczony – byłem dopiero człowiekiem poszukującym). Wprawdzie miałem już za sobą pierwsze „wtargnięcie” Boga w moje życie, pragnąłem jednak czegoś więcej. Odczuwałem naprawdę szczerą chęć spotkania się z Jezusem, dlatego też wiele się o to modliłem w tym klasztorze. Ósmego dnia mego pobytu (był to szczególny dzień – 25 marca, a więc Zwiastowanie) doszło do – tak bardzo przeze mnie wyczekiwanego – mojego spotkania z Chrystusem. Uczestniczyłem wówczas w porannej Mszy św., naturalnie bez przystępowania do Komunii św.; mnisi śpiewali, w powietrzu unosił się zapach kadzidła... Wszystko to wydawało mi się bardzo proste i zarazem jakoś tak wewnętrznie piękne. I teraz mogę zaświadczyć, że wręcz fizycznie poczułem obecność Jezusa, który po prostu „wszedł” we mnie. Poczułem się odmieniony, jak zupełnie nowa osoba. To tak, jakby Jezus w jednej chwili ustanowił we mnie nowe fundamenty.
 
 
 
1 2  następna
Zobacz także
kl. Karol Szlezinger SCJ

Idea wynagrodzenia bardzo mocno koresponduje z przesłaniem Jezusa przekazanym św. Małgorzacie Marii Alacoque dotyczącym nabożeństwa do Jego Najświętszego Serca. W czasie adoracji Najświętszego Sakramentu Pan Jezus odsłonił przed nią cuda swojej miłości: „Moje Boskie Serce jest tak rozpalone miłością do ludzi, a w szczególności do ciebie, że już nie może dłużej tłumić w sobie płomieni tej palącej miłości”. Jezus będzie chciał tę miłość rozlać za jej pośrednictwem i objawić ją ludziom. 

 
kl. Karol Szlezinger SCJ
Droga do Emaus... Czas wydarzenia, to pierwszy dzień po szabacie, dzień Pański, jaśniejący blaskiem Jezusowego zwycięstwa nad śmiercią. To w tym dniu Zbawiciel zniweczył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię (2Tm 1,10). Ale w sercach i umysłach obu uczniów panuje jeszcze ciemność i strach. 
 
Joanna Bątkiewicz-Brożek
Ksiądz Dolindo Ruotolo, dziś sługa Boży, to postać wciąż mało znana w Polsce. Właśnie jemu Jezus przekazał potężną modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij”. 6 października 1940 roku powiedział, że „tysiąc modlitw nie jest tyle wartych, co ten jeden akt oddania”. Do tego właśnie kapłana z Neapolu Ojciec Pio odsyłał pielgrzymów.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS