logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Marcin Jakimowicz
Pytania spod krzyża
Gość Niedzielny
 


Rozmowa z o. Wojciechem Ziółkiem SJ – prowincjałem krakowskich jezuitów

Zaczynamy?

Tak. Ale bardzo bym nie chciał, żeby to było moje wymądrzanie się na temat cierpienia. Wobec krzyża wszyscy jesteśmy głupi. Gdy przychodzi cierpienie, zawsze zaczynamy edukację od pierwszej klasy. O cierpieniu powinni mówić ci, których ono bezpośrednio dotyka. Ciągle ich bardzo wielu wokół mnie: młody człowiek w ciężkiej depresji, samotna matka będąca ofiarą przemocy, 40-letni ksiądz z rakowym wyrokiem, rodzice po stracie dziecka... Każde z tych cierpień zatyka gębę i już na początku powiem, że bardzo się boję, by jej nie otwierać dla powiedzenia paru ładnie uczesanych sloganów lub tak zwanych życiowych mądrości.

O. John Chapman pisał: „Uczucie, jakie wywołuje cierpienie, to bunt przeciw niemu, a nawet przeciw Opatrzności. Gdybyśmy cierpiąc, mogli odczuwać spokój, byłoby ono raczej przyjemne”. A my chcielibyśmy dotknąć krzyża z błogosławieństwem na ustach, nucąc fugę Bacha...

Bo wmówiono nam, że chrześcijańska postawa jest taka, by od razu pokornie przyjąć, zgodzić się. No ale zaraz... Ta zgoda, jeśli ma być prawdziwa, musi być poprzedzona etapami odrzucenia, buntu, a dopiero potem ewentualnie stać nas na powiedzenie, że się zgadzam...

Czy cedzenie przez zęby: „Panie, błogosławię Cię za tę biegunkę” Bogu się podoba?

A błogosławi pan?

Uczyli mnie, by błogosławić. „Wiara to uwielbiona depresja” – czytałem. A potem łapię się na tym, że znów zmarnowałem łaskę. Bolało, a ja wierzgałem...

To zawsze podejrzane, gdy ktoś zbyt łatwo zgadza się na cierpienie. Bo taka zgoda to ucieczka, po to, by nie bolało. Zakłady psychiatryczne są pełne ludzi uciekających od cierpienia. I to jest dopiero ból! „Łzy to znak, że bije serce” – śpiewa Pod Budą. Z krzyżem jest trochę tak jak z drogą do Santiago. To nie my pokonujemy drogę, ale ona nas. Nie my radzimy sobie z cierpieniem, tylko ono sobie z nami. Z tym natychmiastowym błogosławieniem krzyża trzeba być bardzo ostrożnym. Bo to zazwyczaj pójście na skróty, nieudolne przeskoczenie nad etapami buntu i krzyku. W efekcie zamiast chrześcijaństwa prawdziwego, do bólu, mamy jego upudrowaną podróbkę unikającą bólu istnienia. Krzyż to jedna z nitek, z których utkane jest nasze życie. To nitka wściekle czerwona, a my wolimy raczej beżowe, pastelowe, śliczniutkie. Ta paskudna czerwona nijak nam do niczego nie pasuje. Ale dopiero z perspektywy lat, gdy patrzymy na płótno życia z oddali, widzimy, że bez tej czerwieni byłoby ono mdłe i wypłowiałe. Ale to widać później, a nie teraz, gdy jesteśmy w oku cyklonu.

Katecheci opowiadają, że nie potrafią „sprzedać” młodym tematu krzyża...

Zgadzam sie z nimi. Młodzi czują, czym pachnie cierpienie. Oni tylko odrzucają zbyt łatwe tłumaczenia, a już, nie daj Boże, że trzeba cierpieć, „bo tak nam powiedział Pan Jezus”.

A tak powiedział?

Jakoś tak nie za bardzo. Nie powiedział: musicie cierpieć. Nie mówił, że cierpienie ma sens samo w sobie. Powiedział: „Jeśli kto chce iść za mną...”. Celem nie jest to, by cierpieć, ale jak w serialowej piosence: „Na dobre i na złe. Dokąd biegnie ścieżka nie wiem, lecz na końcu Ty”.

Cytat jednej z „obrończyń krzyża” pod Pałacem Prezydenckim: „Na krzyżu brakuje już tylko orła. Ale mamy już zamówionego”. To bluźnierstwo?

Na temat krzyża pod pałacem nie powiem nic. Od maleńkości byłem ministrantem i co roku w Wielki Piątek bardzo przeżywałem, gdy widziałem, jak mój proboszcz padał na posadzkę. Podobnie wzruszony byłem, gdy już po święceniach sam leżałem na posadzce. Wszystko inne w Wielki Piątek nie jest już takie ważne. Może jeszcze tylko ta chwila ciszy, gdy po słowach: „i skłoniwszy głowę, wyzionął ducha” wszyscy klękają. Tak sobie myślę (uwaga: będę mówił teraz jak ksiądz), że w tej całej zadymie potrzeba nam właśnie czegoś takiego, a nie mojego wypowiadania się na temat tej pani, czy jej wypowiadania się na mój temat. Św. Ignacy w czasach reformacji, gdy krzyż był przedmiotem politycznych manipulacji i rozgrywek na skalę większą niż dziś, nie wdawał się w dyskusje, tylko podprowadzał ludzi pod krzyż i kazał pytać się: Co ja uczyniłem dla Chrystusa? Co czynię dla Niego? Co chcę uczynić dla Chrystusa w przyszłości. To są prawdziwe pytania, które trzeba sobie postawić pod krzyżem. Jeśli każdy z nas ich sobie sam nie zada, to nadal będziemy się jedynie wyzywać od bezbożników lub zadymionych.

 
1 2  następna
Zobacz także
Wojciech Zagrodzki CSsR
z o. prof. Jackiem Salijem OP rozmawia Wojciech Zagrodzki CSsR
Nie ma nic nagannego w tym, że mam religijne potrzeby i staram się je zaspokajać. Czymś niewłaściwym jest dopiero traktowanie Kościoła jako jedynie instytucję usług religijnych. Nie ulega wątpliwości, że odejście od regularnego uczestnictwa we Mszy Świętej wiąże się z kryzysem wiary. Ten kryzys mógł się zacząć już wówczas, kiedy ktoś zaczął traktować świątynię jako "stację usług religijnych"...
 
ks. Marek Dziewiecki
Odchodzący syn opuszcza rodzinny dom, mimo  że doznał w nim wiele miłości. Odtąd podąża za iluzją łatwego szczęścia. Czyni to co łatwe i przyjemne, zamiast tego co dobre i mądre. Szybko przekonuje się o tym, że na tej drodze nie będzie szczęśliwy. Aby przeżyć w sytuacji głodu i osamotnienia, godzi się na to, by być najemnikiem i paść świnie. Odchodząc od kochającego ojca, łudził się, że idzie w kierunku ziemi obiecanej, którą sobie wymarzył. W rzeczywistości zgotował sobie piekło na ziemi. 
 
O. Leon Knabit OSB
Konsekwentna, pełna, niewybiórcza wiara, miłość do Chrystusa sprawia, że wszystkie, nawet największe trudności są do pokonania. Prawdziwy katolik, wierny nauce Boga, kochający Chrystusa, przystępujący do sakramentów, szanujący drugiego człowieka na pewno to rozumie i potrafi opanować nieczyste sumienie, bo miłość do Boga jest zawsze na pierwszym planie.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS