Na granicy życia i śmierci (7)
Cezary: Jadzia miała wcześniej kontakt z oazą. Ja natomiast nie posiadałem takich doświadczeń. Pochodziłem z rodziny o tradycyjnym podejściu do wiary, które się przejawiało w spełnianiu pewnych powinności związanych z Kościołem. Później studia również zrobiły swoje. Startowałem z zupełnie innego punktu wyjścia do naszego małżeństwa.
Pamiętam, że kilka lat przed naszym ślubem Jan Paweł II został papieżem. Wtedy mnie to za bardzo nie interesowało. Byłem w tamtej chwili na spotkaniu AZS-u, bo jako student udzielałem się w sporcie. Dziewczyny przybiegły z wiadomością, że papieżem wybrano Polaka. Wszyscy bardzo się cieszyli, ale do mnie to nie trafiało. Na kursie przedmałżeńskim pojechaliśmy do Nałęczowa i ksiądz, który ze mną rozmawiał, powiedział: "Bóg jest miłością".
To było odkrycie. Do tamtej pory rozumiałem Boga katechizmowo: "Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze". Tak mocno wpojono mi to w podstawówce, że nie mogłem sobie wyobrazić, że Bóg może być miłością. Potem nastąpiły pierwsze rekolekcje Ruchu Focolari o temacie: Bóg-Miłość.
Miłosierny Bóg szedł za mną przez początki małżeństwa i wspólnoty. Później przeżywaliśmy kryzys rodzinny – coś w rodzaju wojny i zniszczeń wojennych, a potem odbudowy. Uporządkowanie moich relacji z Panem Bogiem nastąpiło wtedy, gdy zmarł Jan Paweł II. Czas zatoczył koło. O ile wybór kard. Wojtyły nie był dla mnie ważnym wydarzeniem, o tyle jego śmierć stała się przełomem i pozwoliła mi okrzepnąć w wierze. Wróciłem na właściwe tory i po zrozumieniu pewnych rzeczy zacząłem dojrzale przeżywać wiarę.
Wspólne śpiewanie
Cezary: Trzy lata temu Jadzia i ja zorganizowaliśmy chór. Właściwie była to reaktywacja chóru po 25 latach z górą. Zebraliśmy z jednej strony naszych znajomych z Ruchu Focolari, a z drugiej – znajomych z chóru Akademii Medycznej. Odnowiliśmy kontakty z emerytowaną dyrygentką.
Jadwiga: Chcieliśmy stworzyć chór na potrzeby Ruchu Focolari i jednocześnie przekazać naszym dawnym znajomym chórzystom ideał ruchu. Myśleliśmy, że uzyskamy profesjonalną pomoc do naszych działań muzycznych, jednak wszystko poszło trochę w innym kierunku.
Ta inicjatywa przyniosła w sumie dobre owoce, bo chór nadal istnieje i dobrze śpiewa. To było też ważne dla dyrygentki, bo dzięki temu poczuła, że może jeszcze zrobić coś dobrego. My wyłączyliśmy się z chóru w okresie choroby mojego taty, ale to nie oznacza, że nie wrócimy.
Cezary: W maju uczestniczyliśmy w dorocznej Ogólnopolskiej Pielgrzymce Służby Zdrowia na Jasną Górę. W tym roku Lublin był odpowiedzialny za oprawę muzyczną uroczystości na Jasnogórskim Szczycie. Zaprosiliśmy naszych sprawdzonych śpiewających przyjaciół, którzy stworzyli tym razem scholę. Wspólnie opracowaliśmy śpiewy do drogi krzyżowej i na przygotowanie uroczystej Mszy Świętej.
Jako lekarze mamy zwykle niewiele czasu, więc ostatnie próby robiliśmy jeszcze w autobusie, jadąc do Częstochowy. Grałem akompaniament na gitarze. Było to ciekawe doświadczenie i próba naszej jedności. Po uroczystościach docierały do nas sympatyczne głosy uczestników, którym sprawiliśmy chyba trochę radości na chwałę Bożą.
Odskocznia
Cezary: Nie można realizować się wyłącznie w swoim zawodzie, gdyż wtedy człowiek kurczowo trzyma się pracy i inne sprawy odstawia na drugi plan. Upodabnia się do konia dorożkarskiego, który ma na oczach klapki po bokach, podąża tylko w jednym kierunku i wszystko inne jest dla niego nieważne. Istnieje wiele sfer, w których można być aktywnym. Każdy może w życiu robić coś dobrego poza pracą – choćby jedną rzecz.
Jadwiga: Należy zachować równowagę między wykonywaniem pracy zawodowej a czasem przeznaczanym na wypoczynek. Zabieganie w pracy skutkuje różnymi błędami i niedociągnięciami ze szkodą dla pacjentów. Pracując, należy słuchać instynktu samozachowawczego, aby w odpowiednim momencie móc powiedzieć: "Dosyć. Muszę odpocząć i zmniejszyć ilość pracy, żeby komuś nie zrobić krzywdy".
Praca zawodowa zajmuje znaczną część życia. Bardzo ważne jest, aby mieć odskocznię, bo z chwilą przejścia na emeryturę lekarze, szczególnie "zabiegowcy", czują się pozbawieni cząstki własnego "ja" i nie potrafią się odnaleźć. Trzeba mieć pasje i znajomych spoza miejsca pracy, bo tak, jak człowiek będzie funkcjonował przez całe życie, takie będzie zbierał owoce na starość.
W Jego rękach
Jadwiga: Nie wierzę w prawdziwe szczęście na ziemi, ponieważ w życiu doczesnym nikt nie doświadcza pełnego szczęścia – zawsze zostaje pewien niedosyt... Podsumowaniem drogi człowieka jest poczucie dobrze przeżywanego życia w łączności z Panem Bogiem i o to należy zabiegać.
Cezary: Po przejściu etapu marzeń młodzieńczych, a później okresu, gdy uważa się, że wszystko można osiągnąć, przychodzi czas kryzysu wieku średniego. Do człowieka dociera wówczas, że nie wszystko jest otwarte i pewne sprawy już się zamknęły. Przychodzi czas refleksji i wyciszenia.
My weszliśmy w ten okres, gdy dzieci się usamodzielniły. Mamy teraz więcej czasu dla siebie, co wcale nie znaczy, że tylko siedzimy na fotelach i oglądamy telewizję. To jest zmiana postawy życiowej na taką, która pozwala na zastanowienie się nad tym, co było. Spokojniej patrzy się w przyszłość z poczuciem, że skoro Pan Bóg prowadził nas przez tyle lat, to będzie z nami zawsze.