logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Adam Ziółkowski SDS
Seminarium widziane oczami jego mieszkańców
Apostoł Zbawiciela
 


Seminarium widziane oczami jego mieszkańców
 
Seminarium jest dla nas – kleryków – miejscem szczególnym. To tu przygotowujemy się do podjęcia tej wspaniałej drogi kapłańskiej, do jakiej powołuje nas Chrystus. Sześcioletnia formacja seminaryjna rozwija wiele aspektów naszego życia i wiele naszych talentów. Samo seminarium jest strukturą bardzo skomplikowaną, na którą składa się wiele różnorodnych elementów. Ludzie czasem myślą, że klerycy w seminarium nic nie robią, tylko się modlą. Jest to jednak bardzo niedokładne określenie całej tej rzeczywistości. To prawda, że modlitwa zajmuje tutaj poczesne miejsce, ale są również inne wymiary rozwoju. Formacja seminaryjna jest formacją bardzo szeroko rozumianą, która pozwala się rozwinąć całemu człowiekowi, a nie tylko wybranej sferze jego osoby.
 
Pragniemy więc przybliżyć Wam te różne aspekty życia kleryckiego, abyście spojrzeli na seminarium z szerszej perspektywy. Wyróżniliśmy więc najważniejsze elementy. Wszystkie one są konieczne, aby wykształcić dobrego salwatorianina. Na temat każdego z nich wypowiadali się ci, którzy są bezpośrednio związani z naszym seminarium.
 

FORMACJA INTELEKTUALNA
 
Kiedy myślę o formacji intelektualnej w seminarium, mam przed oczami swój indeks z gigantyczną ilością wpisów – moich własnych i profesorskich. Patrzę z niedowierzaniem, że to wszystko jest za mną… a jednocześnie we mnie.
 
W słowie „intelektualna” słyszę echo łacińskiego czasownika intelligo, który oznacza „spostrzegać”, „zauważyć”, „poznać”. Nie chodzi tylko o dostrzeżenie czegoś, co nie jest mną, ale również o dostrzeżenie tego, że ja jestem. Dlatego nie przypadkiem intelektualna formacja seminaryjna zaczyna się od filozofii, nauki o istocie tego, co jest i zadziwienia tym, co jest. Pierwsze dwa lata nauki seminaryjnej to definiowanie podstawowych pojęć, którymi większość z nas przed seminarium posługiwała się na co dzień i nie zdawała sobie sprawy z tego, co one tak naprawdę znaczą: byt, rzecz, czas, przestrzeń, ruch, nauka, metoda, znak… Pierwsze dwa lata to także odkrywanie arche, początku bytu, razem z filozofami jońskimi, włączenie się w dyskusję Sokratesa z sofistami, uniesienie do świata Platońskiej idei i zachwyt realizmem Arystotelesa. Był czas na podziwianie uporządkowanej myśli św. Tomasza z Akwinu. Zachwycaliśmy się rewolucyjnym kartezjuszowskim: „Myślę więc jestem”. Próbowaliśmy rozgryźć ambitne dzieła Kanta i Hegla. Byliśmy wzruszeni powrotem do człowieka i jednostki w egzystencjalizmie, zachwycalismy się przy tym wiarą  S. Kierkegaarda, dyskutując jednocześnie z Sartre’em i Camusem. Niektórych z nas uwiodła filozofia analityczna z jej umiłowaniem logiki nieklasycznej.
 
Pierwsze dwa lata formacji intelektualnej w seminarium to nie tylko historia filozofii, to także filozoficzna kontemplacja człowieka i tego, czym, albo lepiej – kim on jest. To ustalenie znaczenia pojęcia „osoba” i ożywiona dyskusja z tymi, którzy nie każdego człowieka uznają za osobę. Szukaliśmy sensownych argumentów, dlaczego człowiek jest właśnie „kimś”, a nie „czymś”.
 
Pierwsze lata w seminarium to także odkrywanie ukrytych dotąd zakamarków i tajemnic historii Kościoła. Z zapartym tchem śledziliśmy przebieg pertraktacji pierwszego Kościoła z różnego rodzaju „heretykami” – braćmi poszukującymi prawdy… niekoniecznie w nurcie Świętej Ortodoksji. Historię pierwszych Soborów Powszechnych czytało się lepiej niż niejeden kryminał lub dramat i zdawało się, że energia i zapał pierwszych obrońców wiary wystarczyłaby na wieloletnie oświetlenie np. Nowego Jorku.
 
Na zajęciach z psychologii próbowaliśmy zajrzeć w głębię człowieka i poznać tajemnicę ludzkiego postępowania, a profesorowie na zajęciach z lektoratów otwierali nas i wzbudzali zachwyt drugim człowiekiem, który mówi i myśli inaczej niż my. Końcówki łacińskich i greckich deklinacji stały się dla nas nutami harmonijnej melodii. Każdy, kto przychodzi do seminarium, ma okazję zapisać się do klubów miłośników języka angielskiego, niemieckiego, francuskiego, włoskiego lub od niedawna rosyjskiego.
 
Jakże byliśmy dumni, kiedy udało nam się zaliczyć wszystkie przedmioty i zdać wszystkie egzaminy na filozofii (a było co zdawać!). Ze świętym drżeniem wkroczyliśmy w teologię. To wszystko, czego nauczyliśmy się w ciągu 2 pierwszych lat, teraz stanęło przed w nami w zupełnie innym – pełniejszym świetle. Całe dzieje kosmosu to jeden wielki dramat teologiczny. Pierwszą i decydującą rolę gra Bóg, Początek bez początku. Bóg, który jest wspólnotą Osób, tak w sobie zakochanych, że aż stanowiących JEDNO. Bóg, który jest do szaleństwa zakochany w człowieku. Bóg, który dla człowieka wyrzekł się siebie i stał się jednym z nas. W tym dramacie swoją rolę ma też człowiek… którego serce jest „niespokojne, dopóki nie spocznie w Bogu”...
 
Żałuję, że muszę się pożegnać z profesorami, którzy byli moimi mistrzami i przewodnikami w odkrywaniu tego, co istotne, żałuję, że muszę pożegnać się z niepowtarzalną seminaryjną atmosferą naukową, z wykładami przed południem, a czasami i po. Żałuję, że teraz już nie będę mógł bez żadnych konsekwencji formułować zdań „pachnących herezją”. Teraz jak ocean rozpościera się przede mną „samo życie”. Myślę już o ludziach, za których świadomość religijną – i nie tylko – jestem odpowiedzialny. Cieszę się, że studia w seminarium nauczyły mnie przede wszystkim tego, że Bóg jest miłością, że w Nim nie ma cienia surowości i nie ma miejsca na karanie, że Biblia, Jego Słowo, to najwspanialsze dzieło i świadectwo Jego miłości, że żaden człowiek nie jest Mu obojętny, i dlatego nie może być obojętny dla mnie...
„Co mogę powiedzieć o Bogu po prawie czterech latach studiów teologicznych?”
 
Max Tomas SDS
 

FORMACJA DUCHOWA
 
„Wy nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha,
jeśli tylko Duch Boży w was mieszka...”
(Rz 8,9)
 
Gdy młody człowiek, świeżo po zdaniu matury, przestąpi bramę nowicjatu, jest pełen czystych ideałów i gorliwości. Biorąc pod uwagę tylko jego głęboką pobożność i zapał, można by pewnie od razu wyświęcić go na księdza i niech idzie w świat głosić Dobrą Nowinę o Królestwie. Jednak mądrość Kościoła nauczonego wiekami doświadczeń stawia przed nim jeszcze długą, trwająca siedem lat drogę formacji, tzw. podstawowej, zanim otrzyma święcenia kapłańskie (a potem jeszcze dłuższą – bo trwająca aż po grobową deskę – drogę formacji nieustającej, przez wszystkie dni jego kapłańskiego życia).
 
Formacja alumna do święceń obejmuje kilka wymiarów, takich jak: ludzki, intelektualny, duszpasterski. Wśród nich jednak na plan pierwszy wysuwa się formacja duchowa mająca za zadanie dobrze przygotować kleryka od strony duchowej do podjęcia niełatwej, ale pięknej i zaszczytnej posługi Bożego namiestnika na ziemi – Chrystusowego kapłana. Owa formacja służy temu, by żył on już „nie według ciała, lecz według Ducha” . W naszym seminarium w Bagnie, jako że jesteśmy zakonnikami, duży nacisk kładzie się równocześnie na formację zakonną.
 
O stroną duchową wzrastania kleryka w powołaniu dbają w największej mierze ojcowie duchowni, których w seminarium jest trzech. Ich rola polega na towarzyszeniu każdemu z nas oraz delikatnym i umiejętnym kierowaniu rozwojem naszego życia duchowego poprzez regularne rozmowy (tzw. kierownictwo duchowe). Ponadto ojcowie ci są zawsze do dyspozycji, kiedy tylko potrzebujemy ich wsparcia, rozmowy, rady czy sakramentalnej posługi spowiedzi. Każdego tygodnia wygłaszają również półgodzinne konferencje skierowane do całej wspólnoty kleryckiej.
 
Trzeba jednak pamiętać, że do pełni rozwoju duchowego potrzeba przede wszystkim osobistego zaangażowania kleryka, współpracy z ojcem duchownym oraz z Łaską Bożą. Służą temu codzienne modlitwy poranne, południowe i wieczorne, codzienna wspólna medytacja nad Słowem Bożym, a nade wszystko Eucharystia, która jako bezpośrednie i osobiste spotkanie z Panem Jezusem jest i zawsze powinna być najważniejszą chwilą dnia. Oprócz przewidzianych przez program dnia modlitw, każdy oczywiście ma możliwość w dogodnej chwili spotkać się z Najlepszym Przyjacielem, Mieszkańcem tabernakulum, w jednej z dwóch znajdujących się na terenie seminarium kaplic. Bowiem oprócz obowiązkowych praktyk religijnych, zaleca się również alumnom codzienne czytanie duchowne, odmawianie różańca i wszelkie inne formy modlitwy. Spośród takich spotkań dla mnie osobiście szczególne znaczenie ma wieczorna, półgodzinna Adoracja Najświętszego Sakramentu, która – choć nieobowiązkowa – gromadzi sporo kleryków, którzy swojemu Mistrzowi chcą powiedzieć „dobranoc”, uczyniwszy zarazem rachunek sumienia z całego dnia oraz przygotowanie do rozmyślania na dzień następny.
 
Do stałych praktyk duchowych należą jeszcze comiesięczne dni skupienia prowadzone przez różnych księży spoza naszej wspólnoty. Są one wspaniałą okazją zweryfikowania postępu na drodze naśladowania Chrystusa i stanu własnej duszy. Szczególnym czasem są także doroczne pięciodniowe rekolekcje przed ślubami zakonnymi odbywające się zawsze na początku września. Każdorazowo jest to wspaniała okazja, by podziękować Panu Bogu za dar powołania, zreflektować kolejny stopień drogi do kapłaństwa i dobrze przygotować się do profesji zakonnej, która jest całkowitym oddaniem się na służbę Bożą na rok (w przypadku profesji czasowej) lub na całe życie (profesja wieczysta).
A w zasadzie po co nam to wszystko? – mógłby ktoś spytać. Po co te wszystkie starania?
 
Odpowiem krótko: roślina, żeby żyła, musi być podlewana i mieć dostęp do promieni słonecznych. Człowiek, żeby jego organizm żył i prawidłowo się rozwijał, także musi zadbać o odpowiednie odżywianie, wypoczynek itd. Podobnie jest z duchem człowieka, a już tym bardziej z duchem tego, który ma być na ziemi Alter Christus – „drugim Chrystusem”. Trzeba nam jeszcze pamiętać, że „Boskie dzieło, do którego zostali powołani kapłani, przekracza wszelkie ludzkie siły i ludzką mądrość” (z Dekretu o formacji kapłańskiej Soboru Watykańskiego II). Potrzebna jest nam przede wszystkim „pomoc z góry”. Całe więc duchowe wzrastanie jest niczym innym, jak tylko otwarciem się na tę pomoc.
 
Paweł Fiącek SDS
 

PRACA
 
Z pewnością niejednego turystę przekraczającego bramę naszego klasztoru dziwią spacerujące kury i kaczki, latem pasące się bydło, zachęcający swym urokiem ogród, kilkunastohektarowe pole, maszyny rolnicze...
 
Furtianin z dumą opowiada, że to nasze, że tu pracujemy. Czasami może trudno wyobrazić sobie seminarium z gospodarstwem rolnym, bo przecież modlitwa, studia, praca wychowawcza, praktyki duszpasterskie; jednak właśnie w ten cały schemat naszego życia wpisana jest praca. Każdy z nas, poprzez nią i spełniane funkcje wnosi swój wkład w życie naszego domu. Niejedna firma nie może się pochwalić tak wielką gamą zawodów. Mamy tu bibliotekarzy, fotografów, dekoratorów, pielęgniarzy, kierowców, palaczy CO, elektryków, hydraulików, stolarzy, ślusarzy itd. Jednak te wszystkie funkcje kleryków to nie tylko zawody czy po prostu spełnienie swojego obowiązku, lecz obraz naszych talentów i umiejętności oraz służba współbraciom. Ta służba objawia się też każdego dnia rano, kiedy bierzemy do ręki miotły i ruszamy do sprzątania domu. Najciekawsze są jednak sobotnie dyżury. Wtedy to każdy z kleryków zmienia swoje oblicze, stając się gosposią domową walczącą z brudem i kurzem. Prefekci nie znajdą nawet pająka...
 
Nasza praca nie kończy się jednak tylko na porządkach. Każdego dnia stoi przed nami otworem ogród. Bierzemy narzędzia w ręce i... na grządki. Przekopujemy, plewimy, sadzimy, przesiewamy ziemię, zbieramy owoce i warzywa. Niektórzy z nas w tym czasie wyprowadzają na pastwisko krowy, przywożą trawę, słomę i siano oraz wykonują wszelką pracę niezbędną do utrzymania gospodarstwa.
 
W sierpniu, gdy już dojrzewa zboże, przystępujemy do żniw. Tak dla ciekawostki możemy się pochwalić, że w ubiegłym roku udało nam się rozładować 20 ton żyta w ciągu jednego dnia. I choć każdy jest zmęczony, to jednocześnie bardzo radosny, a czas pracy wakacyjnej potrafi wspominać przez cały rok.
 
Kiedy już we wrześniu przywitamy pierwszy kurs, to nadchodzi ten chłodny, jesienny poranek, kiedy to przez park i całe pole przechodzi tabun kleryków niosących kosze. Dla ludzi z wioski to zwiastun wykopów, a dla nas dwa dni spędzone na polu ziemniaczanym.
 
Oczywiście to, co przedstawiłem, to tylko niektóre z prac, które wykonujemy. Obok tych większych akcji jest jeszcze wiele mniejszych prac – jednych łatwych, innych trudnych, mniej lub bardziej odpowiedzialnych, jednak niewątpliwie bardzo ważnych. Dzięki tym obowiązkom możemy czuć się wspólnotą i poprzez pracę wnosić w nią nas samych.
 
Bartłomiej Król SDS
 

KOŁA ZAINTERESOWAŃ
 
„Witajcie w naszej bajce...” Przygotowanie kandydata do posługi kapłańskiej wymaga wielkiego zaangażowania i wysiłku ze strony wychowawców i wykładowców seminaryjnych. Kleryk musi się wykazać osobistą odpowiedzialnością za swoje powołanie, ale i za tych, do których zostanie posłany, aby im służyć z miłości. U progu takiej drogi wielu młodych zadaje sobie pytanie, czy ten cel osiągnie, czy postawione mu zadania zrealizuje dobrze i właściwie? Miłość do Boga i do ludzi powoduje, że młody człowiek czuje odrobinę tremy i jest zaskoczony, kiedy uświadamia sobie, jak ważne są to obowiązki i jak wielkie jest oczekiwanie z tej drugiej strony ołtarza.
 
Módl się i pracuj – to stara zasada życia zakonnego, którą stosują w swoich wspólnotach praktycznie wszyscy zakonnicy. Na przestrzeni sześciu lat życia seminaryjnego ciągle się do tego wraca. Każdy poziom formacji (intelektualnej, duchowej i ludzkiej) pod okiem rektora, ojca duchownego lub prefekta będzie miał swój kres. Seminarium się skończy i wówczas rozpoczyna się samodzielna praca duszpasterska. Przedsmak takich obowiązków klerycy doświadczają już przez kolejne lata studiów. Zdobyta wiedza teologiczna i filozoficzna, rozmowy duchowe i dni formacji, odkrycie swoich zdolności i umiejętności w codziennej pracy lub w porządkach, zaczynają się sprawdzać również poza murami seminarium.
 
Klerycy przygotowują się do samodzielnej pracy apostolskiej przez czynny udział i zaangażowanie w różnego rodzaju akcje seminaryjne i praktyki duszpasterskie. Wielu z Was spotyka swoich rówieśników, uczestnicząc wraz z nimi w spotkaniach SOP lub RMS. Stają się wówczas takimi cichymi świadkami tych wydarzeń. Stają się przede wszystkim wyzwaniem dla Was: skoro oni odpowiedzieli Bogu „tak”, więc może ja też powinienem być świadkiem mojego powołania? Jest w tym wiele radości, skoro gromadzimy się w imię Chrystusa. Ale życie świeckie i zakonne nie jest zwolnione od cierpienia i samotności. Są również tacy ludzie, którzy czują się odrzuceni przez najbliższych, stąd cierpią. Są też tacy, którzy są samotni w swojej wierze w Boga i szukają odpowiedzi na pytanie, jaki będzie ich los. Takich spotykamy w domach dziecka, domach opieki społecznej czy w szpitalach. Tam również człowiek powołany musi odpowiedzieć w swoim sercu na każde pytanie, zanim postawi je mieszkaniec tego domu.
 
Moje powołanie, moja wiara nie jest bajką. Ale zauważmy, że najczęściej pamiętamy treść „naszych” bajek i lubimy słuchać kazań dla dzieci. Jest tam sama prawda o życiu, o świecie, o ludziach, o miłości i to ukazana w prosty sposób, bo przecież dla dzieci. Jest to sposób komunikowania człowiekowi tego, co jest fundamentem jego przyszłego życia; przypominania sobie i innym rzeczy, które już każdy powinien znać, a może teraz trochę zapomniał. Dlatego może stajemy się jak dzieci i wchodzimy do Królestwa niebieskiego. „Witajcie w naszej bajce...”, to dobrze znana piosenka z filmu dla dzieci, ale jakże często przypominają się nam te radosne chwile i proste melodie z dzieciństwa. A co pozostaje w pamięci młodego zakonnika? Kiedy klerycy wracają z wakacji lub praktyk do życia seminaryjnego, gdzieś głęboko w sercu noszą wszystkie te sprawy. Polecają je w swoich modlitwach Bogu i dalej przygotowują się do posługi kapłańskiej i zakonnej przez codzienne obowiązki i pracę.
 
Dla siebie również zostawiają chwilę, którą spędzają na uprawianiu sportu (piłka nożna, wycieczki rowerowe, siatkówka, tenis, pływanie itp.), rozwijają zdolności i przyswajają wiedzę komputerową, żyją sprawami Kościoła, jego misji, ekumenizmem. Ćwiczą w zespole „Vox Nostra” i podejmują prace redakcyjne w „Apostole Zbawiciela”. Szczególnym sposobem więzi z ludźmi potrzebującymi jest koło honorowych krwiodawców.
 
Pamiętam, jak ktoś zauważył: po co mi to wszystko? Odpowiedź uzyskał dopiero wtedy, gdy zaczął błądzić pośród ulic wielkiego miasta i przypomniał sobie, że już tu kiedyś był, poznał drogę, która prowadzi... do Bagna. Wówczas wszystko okazuje się dziecinnie proste i wraca dziecinna radość z własnego życia.
 
Ks. Janusz Kaliciak SDS
 

ROZRYWKA
 
W życie każdego człowieka wpisane są różnorodne potrzeby. Można do nich zaliczyć różnego rodzaju czynności, takie jak: sen, potrzeba posiłku, pracy, odpoczynku, to są te „zwykłe” potrzeby. Są również wyższe, jak: modlitwa, rodzina, przyjaźń itd. Jest ich bardzo wiele. Chciałbym Wam, moi Drodzy Przyjaciele, ukazać jedną z takich potrzeb, która w naszym życiu seminaryjnym zajmuje ważną rolę. Wydaje mi się, że nie jest to ważne tylko u nas, ale u każdego człowieka. Mam tutaj na myśli rozrywkę. Tak jak modlitwa i praca intelektualna i fizyczna są wpisane w nasze życie, tak rozrywka jest nieodzowną częścią tego „mechanizmu” życia seminaryjnego.
 
Z pewnością zastanawiacie się, jak rozumieć słowo „rozrywka” w seminarium? Otóż w nasz codzienny plan dnia jest wpisany taki czas, który nazywamy rekreacją (na pewno dobrze jest Wam to słowo znane z rekolekcji lub dni skupienia). Podczas rekreacji można „się rozerwać” na kilka sposobów. Można na przykład pójść na spacer do parku lub lasu. Gdyby się komuś nie chciało spacerować, to może posiedzieć sobie przed telewizorem. Jeśli ktoś lubi sport, to ma tutaj niezłe pole do popisu. W domu, w którym mieszkamy, znajduje się siłownia. Gdy ktoś uważa, że chce się pomęczyć z ciężarami, wówczas schodzi tam i ćwiczy lub gra w tenisa stołowego. Obecnie mamy zimę, więc czasami bywa tam tłoczno. Jeżeli ktoś ma ochotę, to może nawet zagrać w bilard, który także znajduje się u nas w domu. Nie jest to łatwa gra, ale gdy się tylko nauczy w nią grać, to wtedy staje się ona dziecinnie prosta.
 
Gdy jest ciepło można wyjść na zewnątrz i cieszyć się sportem na świeżym powietrzu. Dla tych, którzy lubią sport, to dobry znak, że będzie można znów pograć w piłkę, w kosza lub siatkówkę albo po prostu pobiegać sobie po lesie.
Raz w tygodniu pojawia się możliwość wyjazdu na basen do pobliskiego Brzegu Dolnego, gdzie można popływać, ale nie tylko. Dla tych, którzy nie umieją pływać, jest mniejszy basen z masażami wodnymi i zjeżdżalnią. Tak wygląda u nas rozrywka sportowa.
W ramach rozrywki organizuje się również raz w miesiącu wtorkowe wyjazdy do Wrocławia. Podczas takiego wyjazdu można pójść do kina lub teatru albo pozwiedzać zabytki naszego miasta wojewódzkiego.
 
Oprócz takich jednorazowych wyjazdów są oczywiście wyjazdy świąteczne i wakacyjne. Gdy przychodzi grudzień, rozpoczyna się czas oczekiwania na przyjście Pana Jezusa, ale i na wyjazd do domu, aby razem z rodziną przeżyć tę wielką tajemnicę narodzenia naszego Pana i przywitać Nowy Rok. Podobnie sprawa wygląda przed świętami Wielkiej Nocy. Najmłodsi współbracia z pierwszego roku najbardziej na to czekają. Pamiętam, jak będąc po nowicjackiej przerwie od wyjazdów do domu, oczekiwałem z utęsknieniem na Święta Bożego Narodzenia. Cóż to był za czas...
Trochę inaczej niż w szkole średniej czy na studiach świeckich wygląda u nas czas wakacji. Mamy do własnej dyspozycji trzydzieści dni. Pozostałe spędzamy w Bagnie, gdzie pomagamy w pracy w ogrodzie i na gospodarstwie.
 
Jest jeszcze jeden bardzo charakterystyczny sposób rozrywki. Mam tu na myśli tzw. „wyjazd majowy”. Jak dobrze wiecie, pierwsze dni maja to tzw. długi weekend, który jest dla nas okazją do wyjazdów całymi kursami na wspólny wypoczynek. Jest to także okazja do tego, aby coraz lepiej się poznawać i scalać kurs w jedną całość.
To już chyba wszystkie rodzaje rozrywki, jakie się u nas pojawiają. Jak sami widzicie, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Zarówno ten, który lubi sport, jak i ten, który za nim zbytnio nie przepada. Gdy komuś przypadkiem się nie chce „rozrywać się” aktywnie, wówczas może coś sobie poczytać, a w naszej bibliotece jest z czego wybierać... 
 
Grzegorz Jabłonka SDS
 

Mamy nadzieję, że takie przedstawienie rzeczywistości Wyższego Seminarium Duchownego Salwatorianów w Bagnie rozwiało wiele Waszych pytań czy wątpliwości na temat tego, jak wygląda nasze życie codzienne. Przedstawiliśmy Wam nasz dom, w którym żyjemy i ciągle dążymy do świętości i który wychował już wielu wspaniałych i świętych kapłanów. Prosimy również o modlitwę, bez której to wspaniałe dzieło natychmiast przestałoby istnieć.
 
całość zebrał i opracował
kl. Adam Ziółkowski SDS
 
Zobacz także
Maciej Tabor
Najczęściej służbę kojarzymy wąsko z zaangażowaniem społecznym (czy kościelnym) i wtedy pytanie o jej granice sprowadza się po prostu do kwestii czasu, a odpowiedź wydaje się prosta, na przykład: „Na tego typu działalność poświęcę pięć godzin w tygodniu”. To jednak wcale nie oznacza, że w pozostałych sferach automatycznie zaprowadzimy sprawiedliwy ład. 
 
Maciej Tabor
Drogi Ojcze Tomku, piszę, bo przeżywam intensywną rozterkę. Przeczytałem kilka dni temu artykuł - rozmowę z pewnym profesorem, który prowadził badania nad celibatem księży. Wynika z nich, że ponad 50% chciałoby mieć własne rodziny. Obawiam się, że sobie nie poradzę w seminarium bądź w życiu kapłańskim...
 
Piotr Sikora
Artykuł został usunięty, ponieważ redakcja Tygodnika Powszechnego zakończyła współpracę ze wszystkimi serwisami internetowymi, także z naszym.

Zapraszamy do czytania innych ciekawych artykułów w naszej czytelni.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS