logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Paolo Curtaz
Słowa, których Ty oczekujesz
Wydawnictwo Bratni Zew
 


Książka Paolo Curtaza porusza niezmiernie delikatny i złożony temat, jakim jest doświadczenie cierpienia, bólu.
 
Autor tworzy swego rodzaju typologię cierpienia, ujmując je z perspektywy nie tylko wiary, ale także psychologii czy filozofii; ilustrując wyróżnione jego rodzaje wydarzeniami z życia własnego oraz innych osób, a wreszcie – dokonując wnikliwej analizy poświęconych mu fragmentów Pisma Świętego. Co ważne, nie rości sobie jednak prawa do udzielania jakichkolwiek konkretnych odpowiedzi, od początku uczciwie uprzedzając Czytelnika o tym, że w lekturze książki nie znajdzie gotowych rozwiązań, ponieważ tych – nie oferuje nawet sama Biblia: […] nie wiem dlaczego cierpimy, nie wiem też czemu Bóg, pozornie, nie zajmuje się tą kwestią.
 
Książka ojca Bartłomieja Kucharskiego, karmelity bosego, powstała jako owoc przygotowań do przyjęcia łaski wylania Ducha Świętego, praktykowanego jako seminarium odnowy życia chrześcijańskiego we wspólnotach charyzmatycznych...

 

Wydawca: Bratni Zew
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7485-207-4
Format: 130x210
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę 
 
  
 
  

 
Od zawsze
 
Cierpienie jest na stałe obecne w życiu ludzi, a ludzie, w toku swej historii, pragnęli niezmiennie znaleźć rozwiązanie dla dramatycznej kwestii bólu. Starano się zwłaszcza wyjaśnić cierpienie, które nie jest pochodną ludzkich wyborów, nie jest konsekwencją naszych mylnych decyzji. Pomijam na razie kwestię cierpienia wynikającego z niepoprawnych międzyludzkich relacji: wojna, przemoc, rasowa nienawiść, to przykłady problemów, które – teoretycznie – można rozwiązać nie niepokojąc Boga. Zajmę się natomiast bólem, który spowodowany jest chorobą lub katastrofalnymi zdarzeniami niezależnymi od naszej woli.
 
Jeśli dokuczam sąsiadowi, którego nie lubię, wysoce prawdopodobne jest, że prędzej czy później wywiąże się z tego kłótnia i to wcale nie zależy od Boga! Co jednak myśleć o rzeczach, za które z pozoru wcale nie jesteśmy odpowiedzialni, a których padamy ofiarą? Jakich odpowiedzi możemy udzielić w obliczu dramatycznego zdarzenia? Skąd bierze się zło? Jaki związek istnieje pomiędzy Boskością a losem człowieka? Dlaczego cierpimy? 

W ciągu wieków padały liczne odpowiedzi. Spróbujmy je pobieżnie przeanalizować.
 
Bóg nie istnieje
 
Instynktowna odpowiedź człowieka na ból jest najbardziej radykalna: cierpienie nie ma żadnego sensu – nie istnieje też żadne bóstwo, a jeśli nawet tak, to my nie możemy go poznać ani wiedzieć, co myśli i co robi. Prawda jest taka, że nie znamy powodu cierpienia, nie mamy żadnej możliwości, by przed nim uciec lub go uniknąć.
 
Taka perspektywa neguje możliwość jakiejkolwiek relacji pomiędzy Bogiem a ludźmi: znamienne w tym względzie pozostaje rozumowanie Epikura (341-271 przed Chrystusem):
 
„Albo Bóg chce znieść zło, lecz nie może tego zrobić; albo może, lecz nie chce; albo nie chce i nie może; albo chce i może. Jeśli chce, lecz nie może, trzeba przyznać, że jest bezsilny, co sprzeczne jest z koncepcją boskości; jeśli może, lecz nie chce, to jest okrutny, co pozostaje równie obce istocie boskości; jeśli nie chce i nie może, to jest zarazem bezsilny i okrutny; jeśli wreszcie może i chce, jedyne co przystoi jego istocie, to skąd zło pochodzi i dlaczego Bóg go nie zniesie?”.
 
Z tego radykalnego braku uzasadnień płyną dwie konsekwencje.
 
Pierwszą jest życie z dnia na dzień, ze świadomością tego, iż w jednej chwili możemy zniknąć, bez żadnego powodu, bez żadnej widocznej, logicznej przyczyny, a zatem, tym bardziej trzeba korzystać z życia w najlepsze, nic nie robiąc sobie z żadnego ograniczenia. To perspektywa całkowitej anarchii, gdzie osobista korzyść jest jedyną miarą osądu, jedynym opłacalnym celem. Normy społeczne są ledwo podtrzymywane, i jedynie po to, by nie narazić się na sankcje czy kary. To absolutna gloryfikacja egoizmu i hedonizmu: to ja jestem centrum wszechświata, skoro nie ma w nim żadnej logiki, trzeba „dogodzić sobie” w każdy możliwy sposób.
 
Drugą jest decyzja, by poświęcić się budowaniu świata jak najbardziej sprawiedliwego, by maksymalnie wykorzystać możliwości jakie stwarza nauka i technika do tego, aby żyć lepiej i dłużej, zwalczając przynajmniej te cierpienia, którym może zaradzić medycyna i ludzka solidarność. Pomimo iż nie ma wytłumaczenia dla cierpienia, to jednak takie kwestie jak, perspektywa wybiegająca poza doczesność, więzy braterstwa oraz współczucie, skłaniają co wrażliwsze osoby do interwencji i podejmowania działań na rzecz uśmierzenia ludzkiego bólu, którego źródłem są głód, choroba, wojna.

Zgodnie z powyższą perspektywą chodzi o to, by żyć najlepiej jak to możliwe, bez złudzeń: w pierwszym przypadku – nic sobie nie robiąc z innych, w drugim – znajdując w ludzkiej solidarności częściową odpowiedź na ból świata. Pomiędzy ludźmi możliwe jest porozumienie, można żyć w oparciu o zasady równości i sprawiedliwości. Ulotne, ale możliwe.
 
A zatem, ateistyczna lub agnostyczna perspektywa życiowa skłania się w rezultacie ku absolutnej anarchii lub poszukiwaniu najmniejszej, podzielanej przez innych zasady.
 
Jest jeden Bóg dobry i jeden zły
 
Inna odpowiedź na problem istnienia cierpienia sięga swymi korzeniami do odległej przeszłości: niektóre praktyki religijne wywodzą dobro i zło od dwóch różnych, przeciwstawnych sobie bóstw: jednego pozytywnego i jednego negatywnego, jednego, które chce dobrze (szczęścia, przyjaźni, miłości, pokoju, radości…), i drugiego, które chce źle (wojny, cierpienia, śmierci, nienawiści…). Podsumowując, jest to odpowiedź logiczna i intuicyjna, prosta i skuteczna.
 
Obecnie jednak, przynajmniej w zachodnim świecie, taka wizja jest daleka od powszechnego przekonania: wiara w jednego i spersonifikowanego Boga, niezależnie od deklaracji bycia (lub nie) chrześcijaninem, to wspólne dziedzictwo większości populacji.
 
Pewien rozbawiony misjonarz opowiadał mi o głoszeniu Ewangelii wśród niektórych ludów animistycznych centralnej Afryki. Kiedy głosił Boga, Jezusa Chrystusa, dobrego Ojca, który nas ocala, niektórzy odpowiadali mu, że w takim razie o wiele lepiej modlić się do złych bóstw, żeby je obłaskawić, skoro ze strony tego Boga nie ma się czego obawiać!
 
Najlepszy z możliwych światów
 
Inną interesującą perspektywę, związaną z zachodnim światem i filozofią, przedstawił w swej teorii błyskotliwy filozof i matematyk Leibniz (1646-1716), który utrzymuje, że skoro Bóg jest idealny, to w takim razie świat, w którym żyjemy musi być najlepszym z możliwych. Jeśli są rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, to jest tak z powodu ograniczenia naszego, nie Boga.
 
To piękne w teorii, ale mało praktyczne. Kiedy doświadczam niewytłumaczalnego cierpienia, myśl o tym, że świat, w którym żyję jest, mimo wszystko, najlepszym z możliwych, szczerze powiedziawszy, niewiele mi pomaga. Inna refleksja, pozostając nadal w kręgu filozoficznym, pochodzi od Kanta: nieśmiertelność duszy umożliwia przyszłą nagrodę. Nawet jeśli w tym momencie doświadczam dotkliwego cierpienia, istnieje inne miejsce i inny wymiar, w którym zdołam być całkowicie szczęśliwy.
 
Pozwolę sobie jednak dodać, że mimo wszystko cierpienia, którego doświadczam teraz, nie złagodzi hipotetyczne wynagrodzenie ani pocieszenie w przyszłości. Osobie wierzącej, wiara w życie po życiu z pewnością pomaga ujrzeć wydarzenia w szerszej perspektywie, lecz w obliczu konkretnego bólu, przez który przechodzi się tu i teraz, nie zawsze ma ona do zaoferowania odpowiedź.
 
Czy zamiast gromadzić zasługi, cierpiąc z powodu poważnej niepełnosprawności, i zapewniać sobie wieczne szczęście w raju, nie można by tego zrównoważyć cierpiąc trochę mniej teraz i radując się nieco mniej potem? Jeśli macie ochotę zrobić sobie prezent, udajcie się zwiedzić wspaniałą Lizbonę: tak jak mnie zadziwi was historia miasta, które częściowo wciąż jeszcze nosi wyraźne ślady pustoszącego trzęsienia ziemi, które zrównało je z powierzchnią naszej planety pierwszego listopada 1755 roku. Po trzęsieniu ziemi przyszło tsunami i pożar, które pozbawiły życia połowę populacji stolicy ówczesnego wielkiego europejskiego mocarstwa. Z powodu tego tragicznego zdarzenia Portugalia zmuszona była zredukować swoje kolonialne ambicje.
 
Zdarzenie to wywarło bardzo głębokie wrażenie na całej Europie: jak to możliwe, że tak katolicka Lizbona została zmieciona z powierzchni ziemi w trakcie Święta Zmarłych, podczas gdy ludzie modlili się w kościele? Czy była to kara Boska? I za co? I według jakiego kryterium jedni zginęli, a inni przeżyli? Trzęsienie ziemi stało się okazją dla ostrej debaty filozoficznej i teologicznej. Między innymi, również i Voltaire zakwestionował optymistyczne teorie Rousseau i teorię świata najlepszego z możliwych Leibniza. Choć dokonywał tego w szelmowski sposób, Voltaire rozważał jednak rzeczywisty problem: jak można bronić Boga za wszelką cenę? Jak można powiedzieć, że wszystko jest w porządku, i że jeśli trzęsienie ziemi zrównuje z nią jakieś miasto, to musi być ku temu jakiś powód, którego nie znamy?
 
Jak już powiedziałem, tak szczerze, nie sądzę, aby Bóg potrzebował adwokatów.
A broniąc Go za wszelką cenę, popadamy w śmieszność.
 
Ważne jest jak go przeżywasz
 
Nie dywagując zbytnio nad pochodzeniem zła, niektóre prądy myślowe skupiają się nad tym, jak stawić mu czoła. Na przykład stoicyzm, bardzo płodny prąd filozoficzny, proponuje wzór człowieka, który akceptuje życiowe zdarzenia, nie dając ponieść się własnym pasjom, i który zdaje się na własny los.
 
W kontekście cierpienia warto przytoczyć dewizę Epikteta (50-120 po Chrystusie): Cierp i panuj nad sobą, jako zachętę nie tyle do tego, by znosić ból i powstrzymywać się od przyjemności, ile do tego, by przyjąć w pogodzie ducha to, co przynosi los, nie dając się jednak zbyt emocjonalnie porwać zdarzeniom. To perspektywa niezwykle kusząca, lecz muszę szczerze wyznać, że nie poznałem nigdy osób, które potrafiłyby żyć w heroicznym oderwaniu od rzeczy tego świata, pozytywnych czy negatywnych. Wywodzący się ze wschodniego świata buddyzm również nasuwa się jako możliwe rozwiązanie problemu cierpienia. Upraszczając jego skomplikowaną i interesującą perspektywę, buddyzm głosi, iż nasze obecne życie jest oczyszczeniem, dzięki któremu możemy zasłużyć na to, by móc na powrót osiągnąć nirwanę, pierwotny dobrostan. Cierpienie rodzi się z przywiązania i pragnienia: poprzez ascezę i medytację można uwolnić się od namiętności, które powodują cierpienie, i prowadzić proste życie.
 
Dzisiaj
 
A zatem, prądy myślowe także mają niewiele rozwiązań w temacie cierpienia do zaoferowania. Tymczasem w życiu codziennym odnajdujemy przeplatające się ze sobą wszystkie kwestie, o których była wcześniej mowa. Ma się wrażenie, że ludzkie koncepcje zawsze są mniej więcej takie same, i że pomimo wszystkich wysiłków podejmowanych z myślą o tym, by przezwyciężyć ból, odpowiedzi, które uzyskujemy na niewiele się zdają. Nie mamy rozwiązania dla zła i bez względu na rozmiar naszych wysiłków cierpienie, którego doświadczamy, nie zmniejszy się dzięki dobrym teoriom filozoficznym lub religijnym. Jaka jest dzisiaj nasza reakcja na cierpienie w świecie zachodnim?
 
Mówi się o tym mało, a przede wszystkim – źle. Nasze wiadomości w telewizji pełne są zabitych, nasze dzieci grają w gry wideo pełne przemocy, w naszych filmach zawsze musi się znaleźć „ten zły”, którego trzeba pokonać, i jakiś maniak, który rozszarpuje ofiary na kawałki. Prawdziwe cierpienie nie ma tymczasem wstępu do naszych domów. Dzieci nie powinny widzieć zmarłego dziadka, bo mogłoby to na nich wywrzeć zbyt duże wrażenie (!). Śmiertelnie chorzy niech lepiej zostaną pod nadzorem, opieką, i z dala od spojrzeń rodziny.
 
Cudze cierpienie jest ukryte, zatajone, obce: kiedy dochodzi do rodzinnej tragedii, wszyscy bliscy zazwyczaj okazują wielkie zaskoczenie zdarzeniami, których się absolutnie nie spodziewali… Sam też to widzę: z kim mogę porozmawiać, gdy mam poważne problemy, zmartwienia, gdy jestem pogrążony w głębokim bólu? Krewni często mają inne rzeczy na głowie, własne problemy, którymi muszą się zająć, i nie bardzo palą się do spotkania. Czasem bywa też tak, że przyjaciele okazują się być nimi tylko w okresie radości, a już nie bardzo w chwilach cierpienia i smutku. Kapłani, którzy wsłuchują się w to co mamy do powiedzenia, należą dziś do wyjątków – tak są zajęci wypełnianiem duszpasterskich powinności i codzienną krzątaniną.
 
Gdy ktoś spotkany na ulicy pyta was jak się miewacie, co mu mówicie? Że źle? Od razu wyczytacie skrępowanie na twarzy waszego rozmówcy! Lepiej schronić się za neutralnym W porządku, dziękuję, żeby uniknąć kłopotliwej rozmowy. Nie ma już miejsc, gdzie moglibyśmy swobodnie rozmawiać o dręczących nas strapieniach, by je podzielać, redukować, stawiać im czoła.
 
Cierpienie tli się w nas i ciągle narasta. Samotność, rozpacz, toczą nas rakiem; nie znajdują ujścia. W związku z tym, coraz liczniejsze prośby napływają do służb medycznych – prośby o wsparcie psychiczne, farmakologiczne… Cierpienie moralne i psychiczne rośnie gwałtownie również z powodu coraz bardziej uciskających warunków życia, które musimy znosić, i które wymagają od nas niesamowitego wydatkowania oraz ponadprzeciętnych zasobów energii. Kto zostaje z tyłu, ten jest zgubiony. Kto nie jest inteligentny, błyskotliwy, zdolny, ten zostaje wypchnięty na margines – w środowisku pracy, w społeczeństwie. Świat zachodu stał się wielką fabryką nieszczęścia, która żeruje na cudzym cierpieniu.
 
Ból przynosi zysk, i to wielki.
To ogromny biznes.
Pozwala sprzedać nie tylko leki, ale i mnóstwo nieprzydatnych przedmiotów, które, jak się nam wmawia, są nam niezbędne do tego, byśmy byli akceptowani, kochani, szczęśliwi.
Zysk, i to wielki, przynoszą także: emocjonalna labilność, separacje, małżeńskie konflikty, złożone relacje rodzinne.
 
Kontrasty
 
Żyjemy jedną, wielką iluzją, umiejętnie podsycaną: z jednej strony każe nam się wierzyć, że istnieje rozwiązanie dla każdego problemu: zdrowotnego, w relacji, w pracy, a z drugiej – nikt nam uczciwie nie przypomina, że prawdopodobnie cierpienie to nieodzowny składnik naszego życia, oraz że pełno w nas ograniczeń. Czy nam się to podoba czy nie.
 
To prawda: technologia i odkrycia pomogły i przysłużyły się nam, lecz nasze serce pozostało takie jak dawniej – spragnione nieskończoności, nie głupstw. Mogę za pośrednictwem laptopa, w rzeczywistym czasie, nawiązać połączenie z Australią, mogę też przeglądać gazety w tablecie. Lecz jeśli nie wiem, co powiedzieć, ani nie potrafię dogłębnie zrozumieć tego, co czytam, to co mi po tym?
 
To prawda: w dzisiejszych czasach odkrycia medycyny przyczyniły się do imponujących postępów, lecz jeśli postęp ów dostępny jest tylko tym, którzy mogą sobie na niego pozwolić, a tymczasem, na przykład, milion osób rocznie umiera na świecie na malarię – chorobę, na którą nie znaleziono skutecznego lekarstwa z powodu nikłego zainteresowania wielkich koncernów farmaceutycznych – to jaki świat budujemy? Świat, gdzie ten, kto jest bogaty może dożyć 100 lat, a kto jest biedny umiera mając lat 40?
 
Owszem, w dzisiejszych czasach kultura jest powszechnie dostępna, łatwiej jest się kształcić i dotrzeć do wiedzy. Jeśli jednak – zgodnie z tym, co zrozpaczony przeczytałem dziś rano – zatrudnieniem i dostępem do stanowisk kierowniczych rządzą, przynajmniej tu, we Włoszech, gerontokracja oraz układy i znajomości; jeśli 15% młodych ludzi po studiach nie ma pracy, a połowa tych, którzy ją znaleźli, musi zadowolić się pracą atypową i tymczasową; jeśli jakość życia syna jest obecnie gorsza od jakości życia ojca o niższym poziomie wykształcenia, to czemu służyć ma cała ta kultura?
 
Nie dajmy się nabrać, dobrobyt ekonomiczny, postęp, globalizacja to nie korzyści bezwzględne, niezależne od sposobu ich wykorzystania. Nowoczesność nie ma magicznej różdżki: o ile z jednej strony rozwiązuje wiele problemów, o tyle z drugiej – stwarza nowe i dużo większe.
 
Odkrycia naukowe mogą przyczyniać się do poprawy stylu życia, lecz z pewnością nie są w stanie dostarczyć odpowiedzi na poważne pytania, które rodzą się w sercach ludzi.
 
Podsumowując, nasz świat nie stwarza tak wielu perspektyw.
 
Podejmuje temat cierpienia, lecz go upraszcza lub ucieka się do hipotetycznych rozstrzygnięć związanych z postępem.
Czeka nas świetlana przyszłość.
Być może.
Teraźniejszość niesie ze sobą duży niepokój i wiele sprzeczności.
 
Dobrze wiadomo, że człowiek to nie tylko zdrowie, ani praca, ani konto w banku. Pragnienie szczęścia, które nosimy w sercu, jest bezkresne. Wszystkie (nieliczne) odpowiedzi na problem cierpienia, zrodzone z refleksji filozoficznej oraz religijnej, nie są satysfakcjonujące. Poddajemy się bólowi, nie możemy go znieść.
 
Wiadomo jednak dobrze, że istnieje ból i ból. Cierpienie, które zadajemy sobie sami, własnymi zachowaniami, oraz cierpienie, które spada na nas niespodziewane i niemile widziane. Warto spróbować rozróżnić typy cierpienia, przeanalizować je bez złudzeń i z dystansem.
 
Zanim przystąpię do przybliżenia Słowa Bożego, pragnę jednak otworzyć nawias dla interesującej refleksji na temat cierpienia, pochodzącej z gruntu psychologii, refleksji, która ostatnimi czasy bardzo pomogła mi stawić czoła także moim, nie zażegnanym cierpieniom. 

Zobacz także
Dorota Peplińska
Najważniejsze ze wszystkich praw człowieka - prawo do życia, nie jest już gwarantowane na świecie. Coraz częściej docierają do nas informacje o dokonywaniu eutanazji, o jej legalizacji, o nadużyciach w zakresie pozbawiania życia, o odmowach działań ratujących życie ludzi starszych. Opinię publiczną karmi się różnymi ideologiami, czy filozofiami, akcentującymi prawo człowieka do śmierci...
 
Józef Augustyn SJ
Nie chciałbym dramatyzować relacji między dziećmi i ich ojcami, ale przyznam się, że na tysiące spotkań niewiele miałem takich, w których synowie bardzo dobrze mówili o ojcach. Pewnie dlatego, że miłość ojcowska, miłość w rodzinie, jest czymś tak naturalnym i oczywistym jak czysta woda. Prawdziwa woda jest czysta i dobra. Miłość ojcowska, macierzyńska jest też jak powietrze. O czystej wodzie i czystym powietrzu nie rozmawia się – one po prostu są...
 
artykuł sponsorowany
Dzień Chrztu Świętego to niezwykle ważna chwila w życiu dziecka, jak również jego rodziców oraz chrzestnych. W czasach, gdy cyfryzacja poszła mocno naprzód bardzo łatwo przygotować piękny i elegancki sposób na uwiecznienie wspomnień z tego dnia. Wykonane zdjęcia warto zachować w taki sposób, by można było wielokrotnie je wyciągać i w dowolnym momencie powracać do dnia Chrztu Świętego. Idealnym pomysłem jest fotoksiążka z Chrztu. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS