Pewien chrześcijanin wyjechał z Rosji na misję do Afganistanu. Tam został muzułmaninem. Kiedy wracał do swojej wioski, wszyscy chcieli hucznie świętować jego powrót. Kiedy jednak on, ze względu na swoje wyznanie, nie chciał pić, ich entuzjazm szybko opadł. Ludzie poczuli się dotknięci, przestali darzyć mężczyznę sympatią. Tak naprawdę obnażył powierzchowność ich wiary. To on, muzułmanin, bardziej niż oni żył jak chrześcijanin i to ich oburzało.
To scena z filmu, dobrze jednak pokazuje istotę kryzysu religijnego, o którym tyle się teraz mówi. Bohaterowie filmu już wcześniej nie żyli jak chrześcijanie, tylko się za nich uważali. Podobnie jest z nami: już wcześniej musieliśmy mieć jakieś trudności w wierze, a dopiero kryzys je ujawnił. Krytyka Kościoła, odchodzenie od życia sakramentalnego, wreszcie od samego Kościoła są znakiem jakiegoś kryzysu. Czegoś ludziom w Kościele brakuje. Niektórzy mówią, że to wina braku ewangelizacji, że brakuje tych, którzy by mówili, jak Bóg działa w ich życiu i swoim świadectwem przyciągali innych do Kościoła. Wydaje mi się, że problem może leżeć też gdzie indziej.
Oczyszczenie
Życie duchowe można porównać do miłości między kobietą a mężczyzną. Zawsze zaczynamy od zakochania, zafascynowania się sobą nawzajem, „odlotu”. Później trzeba jednak przejść do budowania relacji, bo stan zakochania w pewnym momencie się kończy. Relację buduje się dzięki wierności. To wtedy postawę „co ja będę z tego miał (miała)” zamieniamy na postawę „jesteś dla mnie najważniejsza (najważniejszy)”. Nie liczą się już wtedy korzyści, jakie przynosi mi związek z drugim człowiekiem, przyjemności, dobre samopoczucie, ale jego dobro.
Podobnie jest z wiarą w Boga. Jedna z najpopularniejszych teorii duchowości zakłada, że są trzy etapy życia duchowego: oświecenie, oczyszczenie i zjednoczenie. Oświecenie jest potrzebne, by dać impuls do tworzenia relacji z Bogiem. Ono jest właśnie tym „zakochaniem”. Później każdy musi przejść etap oczyszczenia. To wtedy uczę się przekraczać siebie, przekraczać granice, które w sobie mam, i wychodzić do Boga.
Tak jak długo trwa budowanie relacji prawdziwej miłości, tak długo trwa etap oczyszczania w życiu duchowym. Jest on często bardzo trudny; przynosi kryzysy, zwątpienie. Gdy spotykają nas trudności, czujemy się bardziej zagubieni. W wierze nie chodzi jednak o to, byśmy byli zawsze spokojni – w sensie emocjonalnym, psychicznym. Chodzi o to, żebyśmy zaufali Bogu, budowali z Nim relację miłości. Ta relacja zakłada pokój i bezpieczeństwo, którego pragniemy, bo to są rzeczy dobre, ale prowadzi do nich droga przez trudności. Grzech pierworodny powoduje, że jesteśmy na sobie skupieni. Żeby nas wyrwać z tego stanu i skierować naszą uwagę na innych, potrzeba właśnie czasu oczyszczenia, czyli trudności. Dobrze jest jednak, żeby nam wtedy ktoś towarzyszył i tłumaczył nam sens tego, przez co przechodzimy.
W Kościele słyszymy często skargi na brak takiego towarzyszenia. Ludzie potrzebują wskazówek, jak przejść okres oczyszczenia wiary, czas trudności, osamotnienia, zagubienia. Samotni, pozbawieni przewodników duchowych są świeccy, ale też księża. Choć może się wydawać, że to zupełnie nowe zjawisko, podobne przemiany przeżywał parę wieków temu Kościół prawosławny w Rosji.
Gdy brak przewodnika
Kryzys w tym Kościele był wynikiem reform, jakie w XVIII w. zaczął wprowadzać w Rosji car Piotr I. Były to reformy administracyjne dotyczące oświaty i kultury, ale też reformy Kościoła. Car chciał wprowadzić w Rosji europejski styl życia, dlatego zależało mu też na oderwaniu się od tradycji prawosławnej. W wyniku reformy Piotra I ludzie zostali pozbawieni korzeni, tego, co budowało ich tożsamość i dawało poczucie bezpieczeństwa. Utracili także duchowych przewodników, ponieważ car represjonował mnichów. W tym czasie totalnego kryzysu, kiedy ludziom tak bardzo potrzeba było duchowego towarzyszenia, w Rosji zaczęło się tworzyć tzw. starczestwo.
„Starcy” byli to mnisi, którzy dążyli do radykalnego życia chrześcijańskiego. Chcieli, na wzór Ojców Pustyni, żyć w ascezie i samotności, nieustannie się modlić i w sposób doskonały kochać bliźniego. Najbardziej znaną pustelnią starców była Optyna. To stamtąd pochodzili najbardziej znani: Leonid, Makary i Ambroży. Do „starców” zaczęli przybywać ludzie pragnący żyć podobnie, szukający duchowego mistrza. Pustelnię odwiedzali też ci, którzy potrzebowali rady w zmaganiach ze swoimi codziennymi trudnościami. „Starcy” stali się dla wielu przewodnikami na drodze wiary.