logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Tomasz Dekert
Święte księgi
eSPe
 


Święte księgi
 
Chrześcijanie mogą się uczyć od wyznawców innych religii szacunku do swojej Świętej Księgi i sposobu jej traktowania.
 
Gdyby ktoś nas zapytał, czy uważamy Biblię za księgę świętą, podejrzewam, że w większości przypadków bez specjalnego zastanowienia odpowiedzielibyśmy twierdząco. Na pytanie, dlaczego jest święta, być może część z nas odpowiedziałaby, że dlatego, iż jest natchniona, a część – że po prostu jest święta i już. Natomiast gdyby ktoś nas zapytał, w jaki sposób przejawia się świętość Biblii i co ona oznacza, wydaje mi się, że mielibyśmy poważny problem z odpowiedzią na to pytanie. Nie wiemy, na czym naprawdę polega świętość Pisma, jest ona dla nas nieokreślona i jak gdyby rozwodniona, mdła i słabo (albo i w ogóle) odczuwalna. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale ogólnie wydaje mi się, że dla wielu wierzących Biblia i jej świętość odgrywa co najwyżej rolę jednego z wielu niezrozumiałych elementów równie niezrozumiałej religii. W tym artykule, chciałbym się przyjrzeć temu, jakie podejście do świętych ksiąg występuje (czy też występowało) w wielkich religiach światowych (również w chrześcijaństwie) i co sprawiło, że Pismo Święte jest dzisiaj często traktowane jako przeżytek, pozbawiony mocy i oddziaływania.
 
Tora (judaizm)
 
Według Talmudu Bóg dał Mojżeszowi na górze Synaj całość objawienia w postaci dwóch Tor: pisanej (hebr. tôrah šebiketab), czyli przede wszystkim Pięcioksięgu i ustnej (hebr. tôrah šebe‘al pe), czyli całej późniejszej tradycji. Samo słowo „Tora” nie oznacza jednak w judaizmie tylko i wyłącznie ksiąg (choć jest to znaczenie podstawowe), lecz jakby całokształt praw, które rządzą światem i człowiekiem, a które Bóg przede wszystkim objawił narodowi wybranemu. Dlatego w Hagadzie na Pesach mówi się: Pochwalonyś Ty, Wiekuisty, Boże nasz, Królu wszechświata, który wybrał nas spośród wszystkich narodów i wyniósł nas nad wszystkie języki i poświęcił nas przykazaniami Swemi. I dalej: Niech będzie pochwalony Wszechobecny, pochwalony On! Pochwalony Ten, który nadał zakon ludowi Swemu Izraela. Tora, według Żydów, została przez Boga uczyniona przed stworzeniem świata, Bóg patrzył na nią w czasie, kiedy stwarzał świat. Według mistycznego żydowskiego traktatu Sefer Jecirah (Księga stworzenia), stworzenie dokonało się przez rozmaite kombinacje dwudziestu dwóch liter Tory (czyli dwudziestu dwóch liter alfabetu hebrajskiego) – Tora więc jest niejako osnową i podstawą świata.
 
Jak wyznawcy judaizmu podchodzą do własnej świętej księgi? W liturgii synagogalnej do tej pory używa się zwojów Tory przepisywanych ręcznie. Sam proces przepisywania jest ściśle określony przez przepisy halachiczne (prawne): kopista nie może się pomylić nawet przy jednej kresce, bo inaczej cała praca pójdzie na darmo. Zwój z pomyłką nie może być używany w nabożeństwie. Torę przechowuje się w specjalnej szafce, zwanej arką, zaś jeśli zwój tak się zużyje, że nie nadaje się już do użytku, urządza mu się rytualny pogrzeb. Bardzo istotną częścią liturgicznego podejścia do Tory jest jej śpiewanie, określone sztywnymi regułami, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Co prawda, w krytycznych wydaniach Biblii Hebrajskiej znajdujemy znaki mające być zapisem sposobu wykonywania śpiewu, lecz nie za bardzo wiadomo, jak ich używać, natomiast w synagogalnych zwojach nie ma ani tych znaków, ani też notacji samogłoskowej (wokalizacji). Tradycja sposobu śpiewania Tory jest swego rodzaju rabinistyczną tajemnicą.
 
Tora czytana w synagodze i studiowana w jesziwie (rodzaj uczelni rabinistycznej, w której uczy się przede wszystkim studiowania Tory i literatury talmudycznej) została napisana w języku hebrajskim i z zasady nie jest tłumaczona. Pewnym wyjątkiem są tak zwane targumy (hebr. taregumîm – „tłumaczenia”), czyli aramejskie parafrazy tekstu hebrajskiego, z których jeden – Targum Onkelos – jest, w wydaniach Tory przeznaczonych do studiów, podawany zwykle obok tekstu oryginalnego, razem z komentarzem Rasziego i innych autorytetów rabinistycznych. Od X wieku był on uznany za oficjalny przekład aramejski i czytany w synagogach palestyńskich, skąd wyparł inny targum, zwany palestyńskim[*1]. Ponieważ jednak targumy nie są przekładami w ścisłym tego słowa znaczeniu, a raczej „translacyjną interpretacją”, pewną wariacją na temat, przynależą więc raczej do Tory ustnej, czyli tradycji, której duża część nie była już pisana w języku hebrajskim. Sama natomiast tôrah šebiketab („pisana”) musi pozostać w tym języku, ponieważ jest to, jak wspomniałem wyżej, język święty (hebr. lašôn haqôdeš), język Boga, poprzez który został stworzony świat i w którym Mojżesz otrzymał Objawienie. Pewien przekaz mówi, że aniołowie nie rozumieją innego języka. Cała olbrzymia żydowska tradycja egzegetyczna, bardzo często dla nas zupełnie niezrozumiała, opiera się na interpretacji tekstu hebrajskiego. Żydzi wręcz uważają – i trudno się z nimi nie zgodzić – że czytanie Tory w tłumaczeniu jest pozbawione sensu, ponieważ ogromna część jej niezgłębionego znaczenia leży nie tylko w zamkniętych znaczeniach poszczególnych słów i określonych gramatycznych relacjach pomiędzy nimi (zawężenie do takiej postaci jest koniecznością w przekładzie), ale również w samych literach, ich imionach, wartościach numerycznych (każdej literze alfabetu jest przyporządkowana liczba z zakresu jedności, dziesiątek lub setek), ilości liter w jakimś znaczącym zdaniu lub partii tekstu, czy też w słowach będących akronimami całych zdań, tworzących nową jakość znaczeniową. Faktem jest, iż hebrajski to język bardzo specyficzny, który dzięki swojej strukturze i charakterowi pozwala na takie właśnie poszukiwania. Mają one jednak w tle przekonanie o boskim, a więc niezgłębionym sensie Tory oraz o świętości (co wychodzi na to samo) języka, w którym jest ona napisana.
 
Koran (islam)
 
Pogląd o świętym i niepowtarzalnym charakterze języka nie jest charakterystyczny tylko dla Żydów. Dzielą go oni przede wszystkim z muzułmanami i – co ciekawe – z wyznawcami hinduizmu. W islamie tłumaczenie Koranu (arab. Al-Quran – czytanie, recytacja) z języka arabskiego jest praktycznie zabronione i to pod ostrymi sankcjami. Wynika to najprawdopodobniej z następującego rozumowania: ponieważ Muhammad otrzymał swoje objawienie po arabsku, a było ono dane wprost z nieba, gdzie „preegzystowało” w tej postaci, w której zostało mu przekazane, to oznacza, że arabski jest językiem boskim. Wśród wyznawców islamu miały miejsce gwałtowne spory o to, czy Koran jest w ogóle stworzony, czy też jako „mowa wiecznie mówiącego Boga”[*2] nie powstał w czasie, lecz jest współwieczny Bogu. Ta druga opcja ostatecznie zwyciężyła i od tamtego czasu „«to, co jest wewnątrz okładki stanowi słowo boże» – z czego wynika, że nawet papier i atrament są niestworzone”[*3]. Brzmi to może trochę śmiesznie, ale dobrze pokazuje, jak poważnie jest w islamie traktowana świętość Koranu. Koran, podobnie jak Tora, jest przede wszystkim śpiewany lub też recytowany.
 
Wedy (hinduizm)
 
Hinduizm, podobnie jak buddyzm nie ma jednej świętej księgi, lecz wiele. Początkową fazę hinduizmu, czyli przede wszystkim religię indoeuropejskich Ariów, którzy w drugiej połowie II tysiąclecia przed Chrystusem najechali Indie, nazywa się często wedyzmem, od świętych ksiąg zwanych Wedami, które są do dziś podstawowymi księgami hinduizmu. Veda, znaczy po polsku „wiedza”, przy czym nie należy tego rozumieć tak jak rozumiemy wyrażenie „wiedza encyklopedyczna” albo „wiedza naukowa”, wręcz przeciwnie – Wedy to wiedza święta, mityczna. Są cztery takie „wiedze”: Rgveda (Rygweda) – „wiedza hymnów”, Yajurveda (Jadżurweda) – „wiedza formuł ofiarnych”, Samaveda (Samaweda) – „wiedza świętych śpiewów” i Atharvaveda (Atharwaweda) – „wiedza formuł magicznych, zaklęć”. Każda z nich dzieli się jeszcze dodatkowo na cztery części: same zasadnicze zbiory hymnów, formuł, śpiewów czy zaklęć, zwane samhita, komentarze do nich, czyli brahmany (brahmana), tak zwane rozważania leśne (ułożone w lasach bądź przeznaczone do rozważania w lesie) – aranjaki (aranyaka) oraz upaniszady (upanisad), czyli traktaty filozoficzno-mistyczne, dotyczące głównie (choć nie jedynie) relacji pomiędzy Absolutem (brahman) a duszą indywidualną (atman)[*4].
 
Słowo „upaniszada” pochodzi od sanskryckiego rdzenia sad – „siedzieć” z prefiksami upa i ni – blisko, w kierunku, nisko, co można rozumieć jako „siedząc u stóp” i co oznacza tekst, który mistrz-guru przekazuje uczniowi[*5], natomiast całość wedyjskiego objawienia nosi miano śruti, czyli „to, co zostało usłyszane”. Te dwa fakty językowe dobrze oddają charakter wedyjskiej „wiedzy” – była ona przede wszystkim przekazywana ustnie, przez długi czas nie zapisana. „Uważano, iż wieszczowie wedyjscy – riszi – nie tyle są autorami hymnów, ile hymny zostały przez nich usłyszane, a dokładniej w boskiej wizji zobaczone jako tekst gotowy, dany przez Boga, a przez wieszcza tylko przekazany. Dlatego teksty te jako dzieło Boga, traktowano z należytym szacunkiem, czcią i oddaniem. Starano się, by żadna linia, żadne słowo nie zostało zmienione. I jako tekstom świętym w duchu starożytnego, magicznego myślenia, przypisywano im wielką moc. Dbano, by nie dostały się w niepowołane ręce, a raczej uszy. Przekazywane były w obrębie jednej rodziny czy jednej szkoły, na ogół tylko jednemu uczniowi, najczęściej synowi, i dopiero w momencie, kiedy mistrz uznał, iż uczeń jest gotów”[*6]. Owa konieczność zachowania tekstu w postaci niezmienionej bardzo ściśle wiązała z faktem, że teksty te były wyśpiewywane podczas rytuału i bardzo istotne było to, w jaki sposób. „Każda z czterech tradycji (związanych z czterema Wedami – T.D.) kultywowana była i jest nadal w kapłańskich szkołach, dla których zachowanie niezmiennej formy dźwiękowej tekstu, a właściwie jego dźwiękowej realizacji, równało się przechowaniu wyjątkowej i niepowtarzalnej «wiedzy par excellence». Wiedzy o znamionach użytkowych, wiedzy, którą należy strzec przed niepowołanymi”[*7]. Warto tu też nadmienić, że w niektórych systemach indyjskich, sanskryt, czyli język, w którym powstały Wedy ma, podobnie jak hebrajski, moc kosmotwóczą.
 
Księgi buddyjskie
 
Jeżeli chodzi o buddyzm, to rzecz ma się zupełnie inaczej, niż we wszystkich opisywanych do tej pory tradycjach. W gruncie rzeczy trudno mówić tutaj o świętych księgach w tym znaczeniu, jakie określenie to ma w judaizmie i islamie, a nawet w hinduizmie, z którego wszak buddyzm się wywodzi. Wynika to przede wszystkim z faktu, że nie ma tu mowy o „objawieniu”; Gautama Budda dochodzi do zbawienia (wyzwolenia) własnymi siłami, a nie przez jakąkolwiek zewnętrzną ingerencję. Nie znaczy to oczywiście, że buddyzm nie ma świętych ksiąg, lecz ich świętość wynika nie z boskiego pochodzenia, lecz z zawartości. Można powiedzieć, że buddyzm jest religią bardzo praktyczną, nastawioną generalnie na poszukiwanie dróg wyzwolenia ze związanego nierozłącznie z cierpieniem kołowrotu istnienia. Stąd pierwsze księgi buddyjskie są przede wszystkim „instruktażami” dającymi wskazówki, jak tego dokonać. W miarę rozprzestrzeniania się coraz dalej na wschód, północ i południe od Indii, buddyzm przyjmował bardzo rozmaite formy, jednak wydaje się, że zarówno w therawadzie (jedyna zachowana do naszych czasów forma buddyzmu hinajany, najbliższego pierwotnemu nauczaniu Buddy), jak też w buddyzmie tybetańskim, chińskim chanie, japońskim zenie i wielu, wielu innych odmianach tej religii taki charakter rozumienia świętości ksiąg pozostał.
 
Biblia (chrześcijaństwo)
 
W kontekście tej garści informacji na temat podejścia do świętych ksiąg w wielkich religiach świata, spróbujmy przemyśleć nasz własny stosunek do Starego i Nowego Testamentu. Wydaje mi się, że pierwszą rzeczą, na jaką możemy się w nas samych natknąć, będzie stwierdzenie, iż nie jesteśmy w stanie podejść do Biblii z niezachwianą wiarą w jej boskie pochodzenie. Ponad 150 lat krytycznego, naukowego badania Pisma Świętego, co ciekawe praktykowanego również przez teologów, nauczyło nas, że Biblia jest przede wszystkim książką napisaną przez ludzi, dodajmy ludzi bez reszty zanurzonych we własnym kontekście kulturowym, narzucającym im wszystko: od obrazu Boga aż po przepisy pokarmowe. Stąd biorą się często wygładzone i pozbawione ostrości oryginału tłumaczenia i „objaśniające” przypisy, które mają usprawiedliwić co trudniejsze do przyjęcia dla współczesnego człowieka fragmenty. Nie ma to raczej dobrego wpływu na percepcję Biblii jako „księgi świętej”. Oczywiście mówi się również, że Pismo Święte jest natchnione, lecz mam wrażenie, że zwłaszcza w odniesieniu do Starego Testamentu, owo natchnienie znika przygniecione mnóstwem faktów dotyczących realiów czasów, kiedy dany tekst powstał i ich wpływu na piszącego.
 
Gdybym była kapłanem – mówiła św. Teresa z Lisieux – uczyłabym się języka hebrajskiego i greckiego, aby móc czytać Pismo Święte w oryginale. Miała rację, trudno bowiem uznać jakiekolwiek tłumaczenie, a już najmniej współczesne, zmieniające często sens niejako pod możliwości publiki, za natchnione. Problem jest taki, że u nas, na Zachodzie, Biblię w oryginale są w stanie czytać jedynie nieliczni naukowcy, którzy jednak często stają się potem autorami „objaśniających” przypisów. Nie chodzi mi wcale o to, żeby pozostawiać tekst święty bez objaśnienia, wręcz przeciwnie, jednak próba pogodzenia kategorii natchnienia z wynikami naukowych analiz wydaje mi się przejawem kulturowej schizofrenii. W chrześcijaństwie istnieje, ciągnąca się od czasów apostolskich, olbrzymia tradycja objaśniania Pisma, która traktuje je poważnie i – tak jak w tradycji żydowskiej – uznaje niezgłębioność i wielość sensów i nie próbuje podać wyjaśnienia, które zamknęłoby sprawę. Chciałoby się aż w tym kontekście powiedzieć, że czas, który poświęca się na pisanie wielce uczonych wstępów historyczno-literackich do obu Testamentów powinno się przeznaczyć na wykształcenie kaznodziejów, którzy byliby w stanie czytać perykopy mszalne w oryginale i następnie wykładać je ludziom przychodzącym do Kościoła. Trudno bowiem oczekiwać (choć byłoby to bez wątpienia wspaniałe), żeby każdy chrześcijanin nauczył się obu biblijnych języków.
 
Na koniec dotknijmy jeszcze jednej kwestii, a mianowicie obecności Pisma w liturgii. Jak wspominałem, święte księgi w judaizmie, islamie i hinduizmie są przede wszystkim wyśpiewywane. Nie będę się tu rozwodził na temat znaczenia śpiewu – kogo to interesuje niech przeczyta pierwszy rozdział Silmarillionu J.R.R. Tolkiena – jest to jednak w moim odczuciu sprawa bardzo istotna. Mianowicie mądrość Kościoła, podającego mszalne perykopy, jest niestety często niweczona w swoim działaniu przez niedbałość wykonania. Pismo, będąc Chrystusem – Słowem Boga, żyje w Kościele i, moim zdaniem, największy sens ma liturgiczne obcowanie z Pismem. Liturgia słowa nie jest więc tylko odczytaniem jakiegoś dokumentu z dawnych czasów (lub też z nowszych, jeśli jest akurat do przeczytania list Prymasa lub Rektora KUL-u), lecz spotkaniem z żywym Słowem Boga, które w chwilę później stanie się Ciałem i wymaga właściwej oprawy. Przyzwyczailiśmy się już do mszy czytanych, warto jednak wiedzieć, że jesteśmy w chrześcijaństwie swojego rodzaju wyjątkiem: wszystkie liturgie wschodnie, od rosyjskiego prawosławia, przez liturgię bizantyjską (grecką), koptyjską, ormiańską, aż po chrześcijan świętego Tomasza w Indiach są liturgiami śpiewanymi. Na zachodzie zresztą tradycja liturgicznego śpiewu również była znana i bardzo rozwinięta. Co się z nią stało? Świętość Biblii objawia się przede wszystkim w kontekście liturgicznym, gdyż to właśnie w Kościele Chrystus jest obecny w sposób szczególny. Dlatego też wydaje mi się, że niedbałość liturgiczna, czy to w postaci oprawy, czy też złego wykładu jest jednym z głównych powodów tego, że Pismo Święte staje się dla nas coraz bardziej przeżytkiem minionej epoki.
 
Tomasz Dekert
 
Przypisy:
1 - Por. S. Mędala, Wprowadzenie do literatury międzytestamentalnej, Kraków 1994, s. 358.
2 - Por. G. van der Leeuw, Fenomenologia religii, Warszawa 1978, s. 479.
3 -  Tamże.
4 -  Por. F. Tokarz, Z filozofii indyjskiej, Lublin 1985, s. 12-13.
5 -  Por. M. Kudelska Miejsce Upaniszad w kulturze Indii [w:] Upaniszady, tłum. M. Kudelska, Kraków 1998, s. 15.
6 -  Tamże, s. 8 (podkreślenie moje – T.D.)
7 -  H. Marlewicz, Atharwaweda – wiedza zapomniana [w:] Atharwaweda. Wybrane hymny, tłum. H. Marlewicz, C. Galewicz, Kraków 1999, s. 3.
 
Zobacz także
Antoni Skowroński

Bóg nie chce niewolników, którzy „służą” Mu z obawy przed potępieniem. On chce przyjaciół pełniących Jego wolę z miłości, ze zrozumienia, że On wie lepiej od nas samych, czego potrzebujemy do szczęścia, do spełnionego życia. Najczęściej pierwszych czterech apostołów określa się mianem rybaków – to prawda. Byli oni jednocześnie przedsiębiorcami, właścicielami firm i zatrudniali najemników. Mówiąc językiem współczesnym, należy ich uważać za ludzi „ustawionych” życiowo.

 
Antoni Skowroński

W Starym Testamencie znaleźć można około dwudziestu pięciu rodowodów. Ich szczegółowość i kolejność występujących w nich osób różni się w zależności od intencji autora biblijnego oraz od celu, w jakim je sporządzono. Różnią się też między sobą pod względem wartości historycznej. Głównym powodem opracowywania genealogii było potwierdzenie przynależność do określonego plemienia (np. Rdz 11, 10-26) lub narodu (np. Rdz 10,1-32) oraz określenie pochodzenia, a tym samym tożsamości danej osoby.

 
Zbigniew Kubacki SJ
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu wielu teologów katolickich na tytułowe pytanie odpowiedziałoby jednoznacznie: Chrześcijanie nie potrzebują innych religii. Czyż nie wierzymy, że w Jezusie Chrystusie Bóg objawił się ludzkości w sposób pełny i ostateczny? Czyż nie wierzymy, że od czasów przyjścia Chrystusa na ziemię chrześcijaństwo jest jedyną zbawczą i chcianą przez Boga religią?  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS