logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ojciec Benignus
Szatan istnieje naprawdę. Spotkałem go.
Wydawnictwo Esprit
 


ISBN 978-83-60040-89-8
Format 130x200 mm
Stron 280
Rok wydania 2009
Wydanie I
Oprawa miękka
tłumaczenie: Joanna Chapska

Kup tą książkę

 

Stałam się drapieżnym zwierzęciem

Przybyłam do San Isidoro di Baida o godz. 15.30. Weszłam do kościoła podczas różańca. Pierwszą osobą, którą spotkałam, był brat zakonny o bardzo miłym wyglądzie i spokojnym wzroku: w dłoniach trzymał książkę. Moją uwagę zwróciły u niego dwie rzeczy: ton głosu i ręce.

Jego głos był głosem osoby o szlachetnej i dobrej duszy; mówiąc, lekko otwierał usta; jego twarz okalała długa biała broda. Dłonie miał delikatne i szczupłe.

Bardzo łagodny wygląd, podkreślony prostotą franciszkańskiego habitu, sprawił, że kojarzył mi się z gołębiem. Pozdrowiłam go i zapytałam, gdzie mogę znaleźć o. Francesco Pio. Wskazał mi brata stojącego w drugim rzędzie.

Dokładnie o godz. 16.00, zaraz po zakończeniu różańca, podeszłam do zakonnika i przedstawiłam się; zaprosił mnie i mamę do małego pokoiku, który pełnił funkcję konfesjonału. Przyszedł z małą buteleczką wody święconej w ręku.

Usiadł przed nami. Zaczęłam od razu przyglądać mu się uważnie. Jego twarz i cała postura wydawała się bardzo delikatna i wątła. Wyglądał jak łagodne i przyjazne zwierzątko, porównywałam go do owieczki. Poczułam się bezpieczniej w jego obecności. Jego twarz emanowała takim spokojem, jakiego takie osoby jak ja potrzebują. Zwróciłam szczególną uwagę na jego oczy: były głębokie i przenikliwe. Patrząc tym wzrokiem, mógł domyślić się wszystkiego; głębia jego oczu była taka, że były zdolne przeniknąć każdą przeszkodę.

Pomyślałam, że nic nie umknie jego uwadze. Zanim rozpoczęliśmy rozmowę, popatrzyłam na krucyfiks znajdujący się w pokoiku-konfesjonale i w głębi serca dziękowałam Ukrzyżowanemu, że zesłał mi osoby, które mi pomagają. Zaczęłam opowiadać o moich cierpieniach i odczuwanej obecności.

Rozpoczęłam od opowieści o śnie, w którym widziałam matkę mojego kolegi, która zmarła dwanaście lat wcześniej. Nigdy nie widziałam tej kobiety ani osobiście, ani na zdjęciu; ale we śnie oglądałam ją bardzo dokładnie. Kilka dni później jej syn pokazał mi jej zdjęcie. Zaniemówiłam. Śniła mi się właśnie taka. We śnie nie umknęło mi nic; widziałam nawet, w jaki sposób została pochowana i jakiego koloru była ostatnia bluzka, którą nosiła. Zapytałam zakonnika: „Czy to wszystko wydaje się normalne?”. Powiedziałam mu, że odczuwałam dotknięcia na całych plecach, na karku, na prawym boku i w żołądku. Słuchał z ogromną cierpliwością i sądzę, że analizował każde moje słowo. Od razu powiedział: „Teraz ja się tym zajmę”.

Podniósł kaptur habitu, założył stułę na szyję, na kolanach przytrzymywał jedną ręką Pismo święte, a w drugiej trzymał buteleczkę z wodą święconą. Zaczął recytować Ojcze nasz, a następnie, patrząc prosto w moje oczy, zapytał mnie: „Wyrzekasz się Szatana?”.

Pod wpływem tego pytania zamieniłam się w dzikie zwierzę. Wewnątrz odczuwałam ogromną wściekłość do zakonnika i tego, co sobą reprezentował. Podniosłam głowę i wpatrując się w niego wzrokiem pełnym nienawiści, odpowiedziałam: „Nie! Nie wyrzeknę się Szatana!”. Wymierzając palec wskazujący w jego pierś, powiedziałam: „Nie chcę być przez ciebie niepokojona, nie chcę przychodzić więcej do ciebie, a teraz chcę już wyjść”.
Już wstawałam, kiedy zakonnik złapał mnie za nadgarstek.
Nadal świdrował mnie swoim wzrokiem.

Jego oczy były tak jasne i głębokie, że widziałam w nich odbicie swej twarzy. Wpatrując się w nie uważnie, wydawało mi się, że widzę takie same głębokie i nieprzejrzane oczy, jakie mają wilki.
Cała jego twarz to były oczy. Wcześniejsza owieczka stała się wilkiem. Pomimo że nadal byłam rozwścieczona, on zachowywał spokój, dobroć i niesamowite opanowanie. Próbował kilka razy, pytając mnie, czy wyrzeknę się Szatana. Ja rozwścieczona krzyczałam mu w twarz „Nie!”. Nie chciałam współpracować, to było tak, jakbym miała w sobie siłę, nad którą nie mogę zapanować. Mój głos stał się dziwny.

O. Francesco Pio otworzył buteleczkę ze święconą wodą i pokropił moją głowę i plecy.
Siła, która we mnie była, stała się jeszcze bardziej nieopanowana: zaczęłam uderzać głową w szafę stojącą w pobliżu mnie; nie mogłam nawet usiedzieć na krześle.
Czułam, jak zaczyna przeszywać mnie prąd elektryczny.

Moja głowa była całkowicie odchylona do tyłu, ręce wykrzywione i tak zaciśnięte, że kciuk znajdował się na miejscu małego palca i na odwrót.
O. Francesco Pio pomagał mi swoją siłą odzyskać równowagę i abym nie upadła, przyciskał mnie do ściany. Kropił mnie wodą święconą; ale przestawałam dobrze widzieć i zaczynałam się dusić. Byłam tak zmęczona jak osoba, która przebiegła miliony kilometrów. Zaczęłam płakać, a z moich ust zaczęła płynąć bardzo gorzka ślina, a pot ściekał mi po nogach.

Słyszałam, jak moja mama płacze. Ale o. Francesco Pio mówił jej: „Proszę zostawić to mnie”. Moje ręce były powykręcane, były czerwone jak żar i sztywne jak kawałek drewna. Wydawało się, że krew w nich już nie krąży. Były tak zesztywniałe, że matka nie mogła ich rozprostować. O. Francesco Pio uspokoił ją: „Nie przejmuj się, ja to zrobię”.
Po czym zwrócił się do mnie z wielką słodyczą w głosie i uprzejmością: „Popatrz na mnie i współpracuj ze mną”.

Czułam, jak mój kręgosłup sztywnieje, i zaczęłam krzyczeć jak szalona, domagając się, żeby zostawił mnie w spokoju: wydawało mi się, że umieram z bólu. Na szczęście o. Francesco Pio przyciskał mnie do ściany, inaczej upadłabym na podłogę.

W tym samym czasie też modlił się, ale ja byłam zbyt zmęczona i nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa, ponieważ czułam, jakby mnie ktoś ściskał za gardło. Ojciec zrozumiał, że właśnie z tego powodu nie mogłam mówić i dlatego, czyniąc znak krzyża na moim gardle palcami zwilżonymi w świętym oleju, powiedział do mnie: „Patrz mi prosto w oczy. Teraz tym olejem sprawię, że będziesz mogła rozprostować ręce i poruszać nimi”. Kilkakrotnie zrobił znak krzyża na wewnętrznej stronie moich dłoni i potem mogłam już je otworzyć.

Uczucie, jakiego doznałam, kiedy po raz pierwszy popatrzyłam w jego oczy, nie zawiodło mnie.
Jego oczy zdolne były dostrzec wszystko i domyśleć się wszystkiego. Nadal skrapiał mnie wodą święconą, a potem olejem, dopóki nie odzyskałam siły, głosu i wzroku.

Powoli zaczynałam się modlić razem z nim, chociaż byłam jeszcze zmęczona. Tymczasem o. Francesco Pio zapewniał mnie ze słodkim i miłym uśmiechem: „Widziałaś? Wystarczył mały kuksaniec”.

Jego oczy były pełne radości, a jego spokój niewzruszony. Mimo że stałam się dzikim zwierzęciem, on zachował przez cały ten czas początkową łagodność i uprzejmość. Nawet przez chwilę nie stracił panowania nad sytuacją.
Po zakończonej modlitwie podarował mi medalik z wizerunkiem Matki Bożej i powiedział, abym go zawsze miała przy sobie. Pozwolił mi wyjść z pokoju dopiero wtedy, kiedy odzyskałam całkowicie głos i kiedy mogłam już iść zupełnie sama.

Wróciłam do domu, nie wypowiedziawszy ani słowa. Byłam zbyt zmęczona, ale też odczuwałam przykrość, że tak potraktowałam tego zakonnika, że wykrzyczałam tyle złośliwości. Ale moja dusza już się tak nie smuciła. Byłam przekonana, że ten łagodny zakonnik może zrobić dla mnie wiele.

Tego samego wieczoru (czwartek, 7 marca 2002) spotkałam się z chłopakiem, który opowiadał mi o ojcu Benignusie. Był bardzo uprzejmy, dodawał mi otuchy cierpliwością i zapewnił mnie: „Zobaczysz, że teraz wszystko będzie układało się lepiej”. Na mojej drodze zaczęło pojawiać się światło, ponieważ czułam, że są wokół mnie osoby, które mogą mi pomóc wyjść z ciemnej ulicy. Bóg nie mógł wybrać lepszego momentu, żeby zesłać tyle deszczu na wyjałowioną i wyschniętą ziemię mojej duszy.

Wróciłam do domu o wiele weselsza. Do moich modlitewnych intencji dodałam imię owego franciszkańskiego zakonnika. Myślę, że także księża potrzebują, aby ktoś modlił się w ich intencji.


Zobacz także
Hanna Karp
Ekspansja komercyjnej magii, także w Polsce, adresowana do dzieci i młodzieży, przekraczając świat i wyobraźnię coraz liczniejszej grupy młodych, wciąga także dorosłych. Symbolika magiczno-demoniczna wypiera świat klasycznych baśni, zamykając przed dzieckiem najcenniejsze wartości: miłość, prawdę, dobro i piękno...
 
Hanna Karp
Dosyć historii i autorów. Czas na podsumowania. Czy z zebranych kawałków różnych świadectw, wizji, przepowiedni i interpretacji dziejów uda się złożyć na kształt mozaiki portret Antychrysta? Co mamy myśleć o tej postaci? Na czym polega jej perfidnie niebezpieczny charakter?...
 
Różne osoby
Od znajomej dowiedziałam się, że w tym kościele odbywają się Msze o uzdrowienie i uwolnienie. Przyszłam tu pierwszy raz w czerwcu zeszłego roku, bo bardzo cierpiałam psychicznie. Byłam w głębokiej depresji, ponieważ mąż mnie opuścił. Chodziłam przez wiele miesięcy do psychoterapeuty, ale bezskutecznie. Stosowałam hipnozę, relaksację i inne środki, ale one nie pomagały - chciałam popełnić samobójstwo. W końcu pierwszy raz przyszłam tu na Mszę św. i po niej poczułam nagle wielką ulgę...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS