logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joël Pralong
Terapia dla duszy
Wyd Marianow
 


"Z kart tej książki przebija światło – pisze kard. Henri Schwery – które można dostrzec tylko nocą..."

Największa ciemność to samotność, a każdy nosi lęk przed odrzuceniem. Okoliczności życiowe tylko utwierdzają nas w tym strachu, co często prowadzi do zamknięcia się w sobie. Ale Bóg, będąc Miłością większą od naszych słabości, chce pochwycić zranionego psychicznie człowieka i wydobyć na powierzchnię. 
 

Wydawca: PROMIC
Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7502-319-0
Format: 116x190
Stron: 200
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę 
 
 

 

Lęk i depresja umieraniem dla siebie

"TRACIŁAM OPARCIA – WYJAŚNIA mi Izabela – traciłam kontrolę, nie wiedząc już, kim jestem ani co mam robić. Tonęłam w pustce, w nicości, w bezsensie. Wszystko wydawało mi się szare, grząskie".

Lęk, który prowadzi do depresji, jest prawdziwą agonią, umieraniem dla siebie. Odbiera nam nasze bogactwa, przyjaciół, samowystarczalność, osiągnięcia oraz nasze zarozumiałe mniemanie, że możemy liczyć tylko na siebie i obyć się bez Boga i bez ludzi. Doświadczenie depresji oczyszcza człowieka, znieczula na Boga, każąc nawet myśleć, że nie istnieje.

Człowiek w depresji czuje się samotny, opuszczony przez Boga, porzucony, zapomniany. Depresja stawia nas wobec prawdy o nas samych, prawdy o każdym z nas, która polega na uświadomieniu sobie, że nasze życie wisi na włosku, że z byle powodu upadamy i leżymy plackiem na ziemi, nie dając oznak życia. Ból zamyka nas w sobie, w dziecinnej postawie wycofania. Uśpione dziecko, które jest w nas, budzi się i domaga, żeby przyszła mama i się nim zaopiekowała.

Wracam w moich wspomnieniach pielęgniarza do tych chorych, którzy stali się na powrót dziećmi, okazującymi ogromną potrzebę czułości i pocieszenia... Na szpitalnym łóżku każdy zachowuje się jak dziecko, niezależnie od tego, jaki wykonuje zawód, jaką ma pozycję społeczną, jaką cieszy się popularnością. Dziecko płacze, woła, skarży się, złości i buntuje, a czasami doprasza się pieszczot, by uciszyć swoje lęki. Kiedy dotknięty chorobą człowiek przychodzi do szpitala, nosi pancerz pychy i roszczeń. Doświadczenie cierpienia stopniowo dziurawi ową zbroję, potem ją rozbiera, fragment po fragmencie, aż wyłoni się człowiek prawdziwy, prosty, bez ozdób.

Doświadczenie depresji prowadzi nas do samego sedna Ewangelii:
 

Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J 12, 24-25).
 

To, co nam przylega do skóry, łuska, sztywne pozory, musi się rozpaść, żeby mógł się rozwinąć i dojrzeć środek. Pragnienie zachowania swojego życia, roszczeń, samowystarczalności, ciągła pokusa, żeby na wszystko patrzeć przez pryzmat własnych pragnień i wyobrażeń i układać sobie życie według własnego widzimisię, w końcu zabija prawdziwego człowieka tkwiącego w tej twardej otoczce.

Cierpienie stawia nas przed dwoma możliwościami: poddać się rozpaczy lub szukać Boga. Teresa uczy nas, że zaufanie Bogu jest początkiem wychodzenia z ciemnego tunelu, początkiem odrodzenia całej osoby. Zranione dziecko, które jest w nas, może się wtedy rzucić w ramiona Boga i doznać pocieszenia: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im" (Mk 10, 13-16). Zamiast skupiać się na sobie, dziecko przestaje się zajmować sobą, a zaczyna patrzeć na Jezusa. Od tego momentu droga w górę staje się możliwa.

Izabela tak o tym mówi:

Czułam, że w samym środku szalejącej burzy ktoś niósł mnie w swoich ramionach. Uczepiona tej pewności, mogłam ujrzeć u wylotu tunelu światełko, które usunęło rozpacz.

Po dotarciu do światła Izabela uświadamia sobie marność wszystkich rzeczy:

W czasie przechodzenia przez tę długą noc coś się we mnie zmieniło. Na nowo pokochałam otaczających mnie ludzi, ale zbytnio się do nich nie przywiązywałam, a przynajmniej nie tak jak poprzednio. Rzeczy, zwłaszcza materialne, o które wcześniej zabiegałam, przestały być takie ważne. Bóg po prostu poszerzył moje serce i naprawdę to On się liczył.
 

Św. Paweł tak podsumowuje to doświadczenie dezintegracji osoby i jej odrodzenia: "Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień" (2 Kor 4, 16). Człowiek wewnętrzny – zdolny do miłości, prawdy, bezinteresowności, przebaczenia, przekraczania swoich barier, powołany do wieczności! Człowiek zewnętrzny – cielesny, słaby, przemijający, ciągle zagrożony przez swoje prymitywne instynkty wykorzystywane przez grzech do zniewolenia człowieka.

Psalm 22 oddaje uczucia, które oganiają człowieka zmiażdżonego lękiem:
 

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
[...]
Boże mój, wołam w ciągu dnia, a nie odpowiadasz,
[wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju.
[...].
Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko,
a nie ma wspomożyciela.
Otacza mnie mnóstwo cielców,
osaczają mnie byki Baszanu.
Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze,
jak lew drapieżny i ryczący.
Jak woda się rozpływam
i rozłączają się wszystkie moje kości;
jak wosk się staje moje serce,
we wnętrzu moim topnieje.
Moje gardło suche jak skorupa,
język mój przywiera do podniebienia,
kładziesz mnie w prochu śmierci
(Ps 22, 2-3; 12-16).
 

I oto człowiek cierpiący, bliski śmierci, podnosi głowę ku Bogu:
 

Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka;
Mocy moja, śpiesz mi na ratunek!
[...] wysłuchaj mnie!
Będę głosił imię Twoje swym braciom
i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia
(Ps 22, 20-23).
 

Pan odpowiada, a człowiek dotknięty przez Boga staje się świadkiem Jego działania. Ostatecznie wszystko kończy się dziękczynieniem.

Podsumowując nasze rozważania, podkreślmy z całą mocą, że doświadczenie umierania może nas rzucić w ramiona Boga w postawie ufnego zawierzenia. Wchodząc w swoją agonię, Jezus wyznaje: "Smutna jest moja dusza aż do śmierci" (zob. Mt 26, 38). Ogarnia Go lęk przed śmiercią, prawdziwa agonia, straszna udręka.

Chrystus jest w tej otchłani sam, całkiem sam. Potem upada "na twarz". Czy jest to wyrazem unicestwienia, czy zawierzenia? I jednego, i drugiego, ale oddanie się w ręce Ojca jest silniejsze i ono właśnie otwiera drogę wyjścia. Przez tę postawę Jezus jednoczy się ze wszystkimi cierpiącymi na depresję. Stając się nikim tak jak oni, daje im swoją obecność, swoją nową siłę. Podnosząc się, podnosi ich ze sobą. Upadając wraz z człowiekiem, pragnął, żeby kielich goryczy został od niego oddalony. Poddając się woli Ojca, umocniony przez Ducha, przyjmuje kielich, wypija go z miłości i ofiaruje się z ufnością Miłości. Potem wstaje. A nawet więcej: zmartwychwstaje [5].  Już w Ogrodzie Oliwnym Jezus zwyciężył śmierć. Wszystkim, których słabość rzuca na kolana, może powiedzieć: "Odwagi, jam zwyciężył świat" (J 16, 33).

_______________________
Przypisy:

  [5] W języku greckim "wstać", "podnieść się" i "zmartwychwstać" określa się tym samym czasownikiem.


Zobacz także
Maciej Zinkiewicz OFMCap.
W pobliżu Ojca Pio Emmanuele żyje sześć lat, całkowicie zmieniając swój dotychczasowy sposób życia. Można wręcz rzec, że staje się osobą najbliższą Stygmatykowi. Stale mu towarzyszy, codziennie służy mu do mszy świętej, jest jego zaufanym. Dlaczego zatem jego historia należy do najbardziej kontrowersyjnych?
 
Przeglądając czwarty tom Epistolario Ojca Pio, natrafiamy na zwięzły i niezwykle intrygujący, poprzedzający zebraną korespondencję, rys biograficzny pierwszego syna duchowego świętego Stygmatyka – Emmanuele Brunatto.
 
Maria Krzemień
Doba po dobie nasze ciało małymi krokami zbliża się do śmierci, obumierają komórki nerwowe, zdolności poznawcze, niećwiczone, cofają się. Z wiekiem coraz liczniejsze są błędy, których nie udało się nam naprawić, a szanse na zmianę kierunku życia coraz mniejsze. Tracimy małe i duże możliwości, niewiele znaczące i kluczowe relacje, tracimy też siłę, zdolności i młodość. Żyjąc, tracimy nieustannie. 
 
s. Anna Maria Pudełko AP

Sam moment spotkania z Jezusem, ponownego ujrzenia Jego oblicza po trzech dniach trwogi, tak opisuje św. Jan Paweł II w Rosarium Virginis Mariae n. 10: "Czasem będzie spojrzeniem pytającym, jak po Jego zaginięciu w świątyni: "Synu, czemuś nam to uczynił?" (Łk 2, 48)". Spojrzenie pytające nie ocenia, nie osądza, nie skreśla, nie rani…

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS