logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Mirosław Tykfer
Ucieczka w inny świat
Przewodnik Katolicki
 
fot. Alex Knight | Unsplash


Z ks. Pawłem Pawlickim, duszpasterzem alkoholików i kapelanem więziennym, o nałogowych ucieczkach od traumatycznej rzeczywistości rozmawia ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
 
Biskupi ogłosili Narodowy Program Trzeźwości. Brzmi ładnie, ale trochę jak manifest niepodległości.

Nie, to nie jest manifest. Ten program był przygotowywany od lat. Dotychczas takiego nie było. Jest szansa, że zaplanowane i długoletnie połączenie sił zmieni obecny stan.
 
A jest źle?

Jeżeli młodzi ludzie nie chcą jechać na żagle, bo tam nie ma zasięgu, to problem jest poważny. I jak widać nie tylko z alkoholem. Jesteśmy w niewoli wielu uzależnień. I to bardzo poważnych, bo mniej widocznych. Nie znamy jeszcze skutków tego, jak bardzo młodzież jest dzisiaj wyalienowana. Wielu z nich nie potrafi tworzyć trwałych relacji.
 
Nie widać tylu pijanych na ulicy, co kiedyś. Ale spożycie alkoholu wzrasta. 

Bo skuteczna jest reklama. Kiedyś piwo kojarzone było z panami spod budki, a teraz jest w powszechnym użyciu. Zamiast słowa „piwo” mamy dzisiaj: „to tylko piwo”. I nie byłoby pewnie problemu, gdyby nie ci, którzy są słabsi, którzy przeżywają coś trudnego i w przyjemności wypicia odnajdują łatwą odskocznię. To jest zresztą bardzo podobny mechanizm do ucieczki w świat wirtualny. On jest łatwiejszy. Tam nie ma problemów, które przeżywamy na co dzień.
 
Program nazywa to efektem „narkotykowym”.

Bo tak trochę jest. Zobacz, kiedy się spotykamy i chcemy poprawić sobie nastrój, to pijemy. Więc wcale nie robimy tego dla dobrego smaku, ale dla tego „narkotykowego” efektu, żeby choć na chwilę się oderwać od codziennego życia.
 
Uzależnienie nie jest sprawą tylko chemii organizmu.

Oczywiście, że nie. To jest przede wszystkim choroba emocji.
 
Jak się zorientować, że emocje chorują?

Wtedy, gdy czujesz, że alkohol zaczyna łagodzić ból jakiegoś przeżycia. On zastępuje rzeczywistość. Pozwala na dystans. Ale nie na zdrowy dystans, polegający na zobaczeniu własnego życia jakby z boku, ale dystans niezdrowy, polegający na wycofaniu i chęci zapomnienia. Niebezpieczny jest więc ten moment, w którym alkohol obniża poziom negatywnych doświadczeń. Nie pozwala, aby się z nimi zmierzyć.
 
Da się to jakoś zdiagnozować?

Są testy, które pozwalają stwierdzić, czy twoje picie jest przez ciebie kontrolowane, czy to już uzależnienie. Ale granica między jednym stanem a drugim jest płynna. Trudno zauważalna.
 
Tak łatwo wpada się w alkoholizm?

Gdy pojawia się problem z piciem, to nie od razu jest to alkoholizm. Najpierw jest faza pierwsza, ostrzegawcza. Wtedy można jeszcze wszystko naprawić, zmienić nawyki. Stan ostrzegawczy to tylko ostrzeżenie. Brak świadomości, że jest problem prowadzi do fazy drugiej, krytycznej i w końcu do trzeciej, chronicznej. A wtedy już można mówić o chorobie alkoholowej, która wymaga terapii.
 
Przypuszczam, że w tej początkowej fazie też pewnie pomyślałbym, że jest OK, że daję sobie radę i nie robiłbym sobie takiego testu.

Ale zauważyłbyś niebezpieczny sygnał, na przykład siadając za kierownicę po wypiciu alkoholu, chociaż wcześniej zapierałeś się, że nigdy tego nie zrobisz. Albo gdybyś trzeci dzień sięgał po butelkę, bo masz taką potrzebę. Albo gdyby piwo sprawiało ci taką przyjemność, której – w twojej ocenie – nic innego ci nie daje. No a przede wszystkim, gdyby ktoś tobie życzliwy powiedział ci, że nadużywasz alkoholu. Oczywiście te sygnały można lekceważyć i powiedzieć sobie: „w końcu to tylko piwo” albo „nie przesadzaj”. Ale tak można przegapić fazę ostrzegawczą.
 
Nie wiem, czy miałbym odwagę komuś powiedzieć, że ma problem.

Tak, to jest odwaga, ale też odpowiedzialność. Jeśli będziemy wycofani, zbyt delikatni, ktoś nam bliski może właśnie iść na dno.
 
Znam przypadki, że ktoś zwracał uwagę, ale to nie przynosiło żadnego skutku.

Powiedziałbym, że w blisko 90 proc. przypadków tak będzie. Niewielu chce się przyznać, że ma problem. Także przed samym sobą.
 
I co wtedy?

Najskuteczniejsza jest metoda interwencji. Pewna kobieta, która nadużywała alkoholu, zastrzegała się, że nie ma problemu. Dzieci poprosiły mnie, żebym coś zrobił. Zebrałem więc całą rodzinę i poprosiłem ich, żeby skoncentrowali się tylko na faktach i opowiedzieli, jak wyglądało ich życie rodzinne przed i jak wygląda ono po tym, jak pojawił się alkohol. Opowiadali, że wcześniej było wspólne świętowanie i spędzanie razem czasu. Potem nieustannie czuć było w domu alkohol i pojawiły się niekontrolowane wybuchy gniewu tej kobiety.
 
Jaki był efekt?

Na początku nic nie mówiła. Tym faktom trudno jednak było zaprzeczyć. Zrozumiała, że problem jednak jest. W końcu postanowiła pójść na mityng.
 
Program zakłada, że wszyscy musimy brać się do pracy: całe społeczeństwo, rodziny, stowarzyszenia, parafie. Od czego zacząć? 

Przygotować się. Trzeba zrozumieć, czym jest alkoholizm i dlaczego jest chorobą. Naprawdę nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, jak niszcząca jest jej siła. Nie da się z nią walczyć ani jej zapobiegać bez odpowiedniej wiedzy. Wszyscy powinniśmy poznać mechanizm uzależnienia.
 
Jest okazja, żeby czytelnicy go poznali.

Syn wraca do domu pijany. Raz, drugi, trzeci… Upomnienia matki, krzyki ojca. No i nie bierze żadnej odpowiedzialności za dom. Wszystkie pieniądze przepuszcza. Mimo to, zamiast słowa „przepraszam”, jest narzekanie, że zupa za słona. A mamusia lituje się i chroni syna przed plotkowaniem sąsiadów. Sama sobie nie radzi, ale boi się poprosić innych o pomoc. Ukrywa wstydliwy problem i uważa, że cierpliwością i miłością zmieni jego postępowanie.
 
Zmieni?

Nie zmieni. Ona nie rozumie, że jej syn jest chory. Nie wie, że to nie jest zależne tylko od jego woli. Ludzie wciąż mają przekonanie, że gdyby alkoholik nie chciał, to by nie pił. On natomiast nie potrafi się z tego wydostać i dlatego broni się przez atak.
 
A czy wie, że jest chory?

Najczęściej nie wie. I to jest problem. Alkoholizm to choroba zakłamania. Chory okłamuje siebie i innych, że wszystko jest w porządku, że nad sobą panuje. Może więc nie zdawać sobie sprawy z tego, że stopniowo stał się dla innych nieznośny. Kiedy ja pierwszy raz poszedłem na spotkanie z terapeutą, dowiedziałem się, że jestem chory. Musiałem się do tego przyznać. To nie jest łatwe powiedzieć sobie: jestem alkoholikiem, księdzem, który ma chorobę alkoholową… I że sam sobie nie poradzę.
 
Rozumiesz więc, dlaczego inni się boją.

Alkoholicy to mistrzowie kłamstwa. Tak, kłamstwa. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę, żeby nie dać się wciągać w ich grę. Oni nie chcą niczyjej szkody, ale mimowolnie włączają w swoje uzależnienie całe otoczenie. A ktoś nieświadomy, jak to działa, wchodzi w to wszystko i cierpi podobnie jak sam uzależniony.
  
Nie rozumiem, dlaczego się okłamują.

Bo boją się przyznać do porażki.
 
Przyznanie się mogłoby wszystko ułatwić.

To nie jest takie proste. Jeśli alkohol pozwala ci zapomnieć, łagodzi twoje bolesne przeżycia, zagłusza brak poczucia wartości siebie, to nie jest łatwo zastąpić go terapią. Alkohol może wydawać się komuś jego jedynym wybawicielem z trudnych sytuacji. A jeśli tak jest, to dlaczego miałby on szukać zbawienia gdzie indziej. Trudno też mu uwierzyć, że to zbawienie rzeczywiście gdzieś jeszcze jest, że jest w terapii.
 
Zbawienny alkohol… To faktycznie brzmi jak ucieczka w inny świat.

Bo to jest ucieczka. Tak jak młodzież ucieka dzisiaj w świat wirtualny. To jest ten sam mechanizm. Spróbuj go im odebrać, a spotkasz się z agresją. Tylko że oni tego nie wiedzą. Są w nim mocno zanurzeni. Dlatego kiedy napotykają poważne problemy w świecie rzeczywistym, zamiast się z nimi zmierzyć, uciekają do świata nierealnego. On staje się dla nich wybawieniem i ucieczką.
 
Rodzice tego nie widzą?

Chcą za wszelką cenę ustrzec swoje dzieci przed problemami. Zamiast pomóc im je rozwiązywać, robią wszystko, aby je od nich odsuwać. Kiedyś jednak one się w życiu ich dzieci pojawią na tyle mocno, że nie da się od nich uciec. Wtedy dzieci przeżywają taki stres, że nie potrafią go opanować i wpadają w uzależnienia.
 
W programie jest mowa o modzie na tzw. pije się.

Bo się pije. Prawie zawsze się pije. Jest czy nie ma okazji. A nowe okazje wciąż tworzymy. Popatrz, jak wyglądają osiemnastki. Przecież to są wesela, tylko że świętuje się nie małżeństwo, ale dorosłość singla. Potem wesela może czasem nie być. A w to wszystko wlewa się wódkę. Bo przecież ma już 18 lat.
 
Być może podczas Pierwszej Komunii taki ktoś obiecywał abstynencję do osiemnastki.

Chcieliśmy dobrze z tą obietnicą. Pomyśl jednak, jaki jest efekt: chłopak ma 18 lat, więc może pić. Tak jakby alkohol mógł zaszkodzić tylko dziecku.
 
Bezdomny prosi o pieniądze na alkohol. Ma ciąg alkoholowy. Musi wypić. Dajesz mu?

Nie. Jeśli ktoś chce się zmienić, musi poczuć dno. Wiem, że to brzmi strasznie. Ale nie ma innej drogi. Jak syn marnotrawny, który jadł to, co zwierzęta, i dopiero wtedy zrozumiał, do czego się doprowadził. To był też jednak moment, w którym odbił się od dna. Alkoholik nie przestanie pić, jeśli nie będzie z tego powodu cierpiał. Będzie miał komfort picia. A chodzi o to, żeby ten komfort stracił. Dlatego potrzebna jest miłość wobec alkoholików, ale ona nie może polegać na tym, że wszyscy ponoszą konsekwencje picia jednej osoby, a ona ma komfort, że cokolwiek zrobi, inni go będą ratować. Będą po nim sprzątać. Kiedyś mówiło się, że potrzebna jest twarda miłość.
   
Twarda, czyli?

Taka, która najpierw każe zadbać o pijącego, ale w pewnym momencie, gdy nie ma poprawy, zmusza do pozostawienia alkoholika na dnie. On musi poczuć konsekwencje swojego postępowania. Ks. Dziewiecki mówi, że to jest odpowiedzialna miłość albo że jest ona po prostu prawdziwa.
 
Tak rozumiem też papieża Franciszka, który mówi o towarzyszeniu, ale też o rozeznawaniu. Czasami to rozeznanie każe powiedzieć „stop, nie zgadzam się”.
 
Nie można tylko towarzyszyć. Miłość odpowiedzialna to także rozeznawanie, jak w konkretnej sytuacji można komuś naprawdę pomóc. A czasami pomóc można tylko, gdy się powie „stop”.

Rozmawiał ks. Mirosław Tykfer
Przewodnik Katolicki 8/2018 
________________________________________________________
 
Narodowy Program Trzeźwości
 
Dlaczego?
Różnorodne doświadczenia historyczne pouczają, że jest możliwe znaczne polepszenie sytuacji poprzez wytrwałą i planową politykę społeczną.
 
Jak?
• zmiana w świadomości i obyczaju Polaków w korzystaniu z alkoholu (przezwyciężenie normy „pije się” i rezygnacja z dominacji „narkotycznego” używania alkoholu w kulturze życia codziennego)
• zmiana sposobu używania napojów alkoholowych tak, aby alkohol nigdy nie był używany w charakterze silnego narkotyku (używanie bez nadużywania)
• obniżenie spożycia alkoholu co najmniej o połowę (czyli poniżej aktualnej średniej światowej, a przez to wyraźne zmniejszenie liczby nadmiernie pijących i uzależnionych)
 
Zobacz także
ks. Gabriel Pisarek scj
Szatan istniał od samego początku świata. Jeżeli weźmiemy do ręki Pismo święte, to już w Starym Testamencie, w Księdze Rodzaju, spotykamy się z tym złym duchem – z szatanem, który namawia pierwszych rodziców do grzechu, a oni mu ulegają... 

z egzorcystą, o. Józefem Zwolińskim CSSp, rozmawia redaktor naczelny „Czasu Serca” ks. Gabriel Pisarek SCJ
 
Paweł Zybura OP
Jednym z najistotniejszych problemów „kaznodziei dziecięcego" jest wypracowanie oryginalnych i prostych pomysłów na przekazanie małym odbiorcom treści Bożego Objawienia. Mając do czynienia z taką a nie inną „publicznością", nie da się zwyczajnie przeczytać lekcji i wygłosić standardowego kazania. „Dorosły" sposób przekazywania wiary okazuje się na ogół nieskuteczny. 
 
ks. Serafino Falvo
Żeby zostać uzdrowionym, często najpierw trzeba poruszyć pewne blokady, które są w nas, ponieważ one nie pozwalają działać Duchowi Bożemu. Są to nie wyspowiadane grzechy, ciężkie grzechy. Jezus wtedy nic nie może zrobić. Innym powodem jest, gdy nie wybaczyliśmy komuś, kto nam coś złego uczynił. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS