logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jadwiga Martyka
Uzdrowiciel
Źródło
 


Frankowi zaczęło się podobać to, co robił. Ludzie go chwalili, a on rósł w dumę. Zosia też była zadowolona, że jej mąż posiada taką łaskę od Boga i może pomagać ludziom. Ten stan nie trwał jednak zbyt długo. Po kilku miesiącach Franciszek zauważył, że staje się coraz bardziej nerwowy i drażliwy. Szczególnie zaniepokoił go fakt, że źle się czuje w kościele i jego uczestnictwo we Mszy św. pozostawia wiele do życzenia.
 
- Powiem więcej - wtrąca. - Podczas Eucharystii ktoś jakby mi podpowiadał, że to co się dzieje na Ołtarzu jest głupotą i żebym głośno krzyczał, że jest to pośmiewisko, opium dla ludu, a nie żadna religia. Tego się przestraszyłem, lecz nie zaprzestałem jeszcze dotychczasowej działalności.
 
Franek coraz częściej natomiast zaniedbywał obowiązek niedzielnej Mszy św. Poza tym uważał, że z sakramentu pokuty wystarczy korzystać raz w roku i robił to dla świętego spokoju, ze względu na żonę, a nie z potrzeby serca. Zosia bardzo się tym wszystkim niepokoiła; czuła, że stało się z nimi coś złego, chociaż nie rozumiała dlaczego tak się dzieje. Gorąco modliła się do Boga, by pomógł im wyzwolić się z tej sytuacji. Na efekty nie musiała długo czekać.
 
Gdy Franek we śnie usłyszał ostrzeżenie od zmarłego dziadka, zdecydował się na porzucenie uzdrowicielskich praktyk. Spalił książki, wyrzucił wahadełka i różdżki, poszedł do spowiedzi i postanowił nigdy więcej nie wracać do bioenergoterapii. Ale siły zła nie chciały z niego zrezygnować i nie dawały za wygraną.
 
- Pewnej nocy - opowiada - czułem jak coś (jakaś bliżej nieokreślona siła) walczy ze mną. Może to śmiesznie zabrzmi, ale czułem jak mnie spycha z tapczanu i chce mnie rozszarpać.
 
- Ja w tym samym czasie widziałam we śnie olbrzymie czarne zwierzę, napadające na Franka - dodaje Zosia. - Zaczęłam je z całych sił odpychać od niego, wreszcie udało mi się wyrzucić potwora za drzwi; pamiętam, że pomagałam sobie kolanem. Gdy się rozbudziłam, zobaczyłam męża zwisającego z łóżka, ledwie żywego.
 
- Jestem pewien, że to był zły duch, który o mnie walczył - podsumowuje Franciszek. - Podobne zjawisko powtórzyło się jeszcze dwa lub trzy razy. Ale już wtedy wiedzieliśmy, że ratunku możemy i musimy szukać jedynie w Bogu.
 
Małżonkowie trafili do Odnowy w Duchu Świętym. Podczas modlitwy o uzdrowienie Franciszek poczuł się wyzwolony. Ze łzami w oczach dziękował Jezusowi, klęcząc przed Najświętszym Sakramentem. Z Kościoła wyszedł odmieniony. Podszepty i kuszenia typu: "Jesteś w łaskach u Boga, więc możesz dalej leczyć", już na niego nie działały. Razem z żoną mocno zaangażowali się w życie Kościoła. Dużo się modlili i uczestniczyli w kursach animacji, modlitwy charyzmatycznej, modlitwy wstawienniczej o uzdrowienie duszy i ciała, w kursach Pawła i Filipa.
 
- Wówczas otworzyły nam się oczy. Zobaczyliśmy, że można pomagać ludziom nie uciekając się do magii. Bo moją dotychczasową działalność tak właśnie klasyfikuję - wyznaje Franek. - Ze wstydem przyznaję, że dałem się w to wciągnąć, chociaż od dziecka miałem głęboko wpojoną wiarę. Wstydziłem się przed Bogiem i przed samym sobą.
 
- Jesteśmy przekonani, że moc uzdrawiania, jaką Franiu niewątpliwie posiadał, była siłą demoniczną i mogła nas w konsekwencji doprowadzić do całkowitego odstąpienia od Boga. Uważam, że było to poważne, głębokie i przebiegłe działanie szatańskie, mające w początkowym etapie bardzo niewinny wymiar. Dziś wiem, że bioenergoterapia jest niebezpieczna zarówno dla tego, kto ją praktykuje, jak i dla tego, kto się takim zabiegom poddaje - ostrzega Zofia.
 
Od czasu tamtych doświadczeń małżonkowie szerokim łukiem omijają bioenergoterapeutów i przestrzegają wszystkich, którzy mają choćby małą pokusę, by skorzystać z usług uzdrowicieli. Sami leczą się u doświadczonych mądrych lekarzy, stosujących nowoczesne metody diagnostyczne i terapeutyczne. Równocześnie głęboko wierzą Jezusowi Chrystusowi i Jego mocy.
Zapoznali się też ze stanowiskiem Kościoła w tej sprawie.
 
Kościół nie zabrania modlić się o uzdrowienie, wprost przeciwnie, człowiek ma obowiązek troszczyć się o zdrowie poprzez modlitwę, ale nie wolno w tym celu odwoływać się do jakiejś siły, która nie jest ani w kosmosie ani w naturze, nie jest ani Bogiem ani światem, a więc jest jakimś medium, jawiącym się jako konkurencja dla Stwórcy.
 
Kościół nie kwestionuje też istnienia sił cudotwórczych w człowieku (przykładem z naszych czasów jest choćby święty Ojciec Pio), lecz posiadane przez ludzi charyzmaty muszą być poddane pod ocenę Kościoła, który stwierdza, czy są ludzkie, boskie, czy demoniczne. Kościół prowadzi dogłębną ocenę takich charyzmatów i weryfikuje ich prawdziwość, pamiętając, że każdy charyzmat jest ściśle połączony ze świętością, a owoce uzdrowień są zawsze trwałe, pewne i związane z wiarą w Boga.
 
Kościół przyznaje się również do błędów popełnionych w przeszłości w tym zakresie. W latach 70. w polskich kościołach odbywały się spotkania z uzdrowicielami (m.in. z Harrisem) kładące się cieniem na organizatorach, którzy nie potrafili rozeznać sytuacji w odpowiedni sposób. Tych zakrawających na bałwochwalstwo ceremonii - wielu do dziś się wstydzi.
 
Jadwiga Martyka
 
Imiona bohaterów zostały zmienione
 
 
Zobacz także
Anna Paszkowska
Pochodzę z rodziny niewierzącej. W naszym domu panował "zimny chów", jeśli chodzi o atmosferę emocjonalną. Wzrastałam w poczuciu braku własnej wartości, pomimo że byłam dosyć zdolna i nie miałam problemów z nauką. Głęboko zapadło we mnie słyszane po wielekroć stwierdzenie, że jestem kompletnie beznadziejna. Kończąc podstawówkę byłam przekonana, że gdybym umarła, wszystkim byłoby lżej...
 
Jerzy
Już jakieś trzy lata po Pierwszej Komunii Świętej moja relacja z Bogiem zaczęła się rozluźniać. O wierze w ogóle nie myślałem, bierzmowanie było już dla mnie zwykłym „papierkiem”. Uważałem Kościół za martwy, sądziłem, że nie ma w nim Boga, a jedynie nudna, smętna tradycja. O Bogu przypominałem sobie tylko wtedy, gdy było mi naprawdę źle, bo miałem wtedy do Niego o to pretensje...
 
Lilla Danilecka
Kiedy w 2002 r. jedenastoletnia Ania umarła, ktoś z personelu szpitala, do którego przywieziono ją po wypadku, powiedział jej ojcu, że "to chyba ulga, bo przecież takie dziecko było tylko ciężarem"… Świadectwo o Ani Szałacie jest dowodem tego, jak bardzo pozory mogą mylić...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS