logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Peter Kreeft
Wciągnięty na pokład Arki
Pastores
 


Paralela między Chrystusem a Kościołem, Wcieleniem i historią Kościoła wiodła mnie jeszcze dalej. Jezus określił swoją tożsamość – myślałem – zmuszając nas do wybrania jednego z obozów: wrogów albo wyznawców, tych, którzy nazywają Go kłamcą, albo tych, którzy nazywają Go Panem; tak samo Kościół katolicki twierdzi, że jest jedynym prawdziwym Kościołem, tym, który założył Chrystus, i przez to zmusza nas albo do uznania (jeśli to nieprawda), że roszczenie to jest najbardziej aroganckie, bluźniercze i nikczemne na świecie, albo do przyjęcia, że Kościół jest właśnie tym, za co się podaje. Jak Jezus stanowił absolutny wyjątek wśród wszystkich ludzkich nauczycieli, twierdząc, że jest kimś więcej niż człowiekiem i nauczycielem, tak Kościół katolicki przerasta inne denominacje swoim roszczeniem, że nie jest jedynie denominacją, ale Ciałem Chrystusa: wcielonym, nieomylnym, jednym i świętym, ukazującym Chrystusa rzeczywiście obecnego w sprawowanej przez siebie Eucharystii. Nie mogłem pozostać w zacnej ekumenicznej gospodzie w pół drogi, podziwiając Kościół z daleka. Musiałem zawołać albo „Ukrzyżuj!”, albo „Hosanna!”. Jeśli nie mógłbym mu uwierzyć i pokochać go, uczciwość zmusiłaby mnie, by go zwalczać i znienawidzić.
 
Ale nie mogłem go znienawidzić. Piękno, świętość i mądrość Kościoła, tak jak piękno, świętość i mądrość Chrystusa, nie pozwalały mi nazwać Kościoła kłamcą czy szaleńcem, bo i Chrystusa nie nazwałbym w ten sposób.

Prosta logika dawała mi zatem jedno i tylko jedno wyjście: to musi być Kościół, który mój Pan założył dla mnie – mój Pan, dla mnie. Lepiej zatem, żeby ten Kościół stał się moim Kościołem, skoro On jest moim Panem.
 
Linę, którą zostałem wciągnięty na pokład Arki, tworzyło wiele nici, ale ta jedna – twierdzenie Kościoła, że jest on jedynym Kościołem założonym w historii przez Chrystusa – była najważniejsza i decydująca. Ze wszystkich książek najbardziej przyczyniła się do mojej decyzji The Belief of Catholics Ronalda Knoxa. On i Chesterton przemawiali „jak ci, którzy mają władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (por. Mt 7,28). Nawet C. S. Lewis, oczko w głowie ewangelikalnych protestantów, miał najczęściej posmak katolicyzmu. Książka wydana niedawno przez kalwińskiego autora, Johna Beversluisa, z którym chodziłem do liceum, próbuje bezlitośnie rozprawić się ze wszystkimi argumentami Lewisa; jednak po tej potyczce Lewis pozostaje niedraśnięty, a Beversluis wychodzi na ateistę. Lewis jest jedynym autorem, któremu zawsze mogłem zaufać i którego do końca potrafiłem zrozumieć. Ale on wierzył w czyściec i rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii, a nie w całkowite zepsucie. Nie był protestantem. Tak naprawdę był człowiekiem średniowiecza.
 
Najlepszy nauczyciel, jakiego spotkałem, William Harry Jellema, mimo kalwińskiego wyznania, ukazał mi wizję historii filozofii, której nie mogę określić inaczej jak katolicką; obejmującą tradycję grecką i średniowieczną oraz zakładane przez nie raczej szerokie niż wąskie pojęcie rozumu. Z technicznego punktu widzenia było to przeciwstawienie „realizmu” (Akwinata) „nominalizmowi” (Ockham i Luter). Ze zdroworozsądkowego punktu widzenia oznaczało ono wybór mądrości zamiast czysto logicznej spójności i wnikliwości zamiast czystej kalkulacji. Zobaczyłem, że teologia protestancka skażona jest płytkim nominalizmem i kartezjańskim wąskim unaukowieniem rozumu.
 
Drugą związaną z tym różnicą był fakt, że katolicy, jak ich greccy i średniowieczni nauczyciele, nadal wierzyli, że rozum jest zasadniczo wiarygodny, a nie upadły i przez to całkowicie niegodny zaufania. Owszem, posługując się nim, robimy błędy. Owszem, istnieją „noetyczne skutki grzechu”. Ale sam instrument jest wiarygodny. Możemy tylko źle go używać.
 
Wiąże się to z trzecią różnicą. Dla katolików rozum jest nie tylko czymś subiektywnym, ale także obiektywnym; rozum to nie sztuczne, małe, stworzone przez nas zasady naszych własnych subiektywnych procesów myślowych albo komunikacji między podmiotami – rozum to okno na świat. I to nie tylko na świat materialny, ale także na świat formy, porządku, prawdy obiektywnej. Rozum pochodzi od Boga. Wszelka prawda jest Bożą prawdą. Kiedy Platon albo Sokrates znali prawdę – logos – znali Chrystusa, chyba że Jan kłamie w pierwszym rozdziale swojej Ewangelii. Wygłosiłem nawet w uczelnianej kaplicy przemowę, w której nazwałem Sokratesa „chrześcijaninem powszechnej łaski” i niechcący wywołałem skandal. Pamiętają to jeszcze dziś, po 30 latach.
 
Jedyną osobą, która niemal zatrzymała mnie przy protestantyzmie, był Kierkegaard. Nie Kalwin ani Luter. Zanegowanie przez nich wolnej woli zmieniało wybór człowieka w udawaną grę znaczonymi kośćmi. Kierkegaard przedstawił błyskotliwą, spójną alternatywę dla katolicyzmu, była ona jednak tak dziwacznie indywidualistyczna, tak pesymistyczna i antyracjonalna, że jej autor wydawał się nie do końca człowiekiem. On jeden spośród protestanckich myślicieli mógł się równać – moim zdaniem – z Augustynem albo Tomaszem, ale był tylko buntownikiem na pokładzie Arki, podczas gdy oni należeli do rodziny, byli synami Noego.
 
Gdyby jednak katolickie dogmaty przeczyły Pismu Świętemu albo sobie nawzajem, nie mógłbym w nie uwierzyć. Zbadałem wszystkie przypadki domniemanych sprzeczności i przekonałem się, że wszystkie wynikają z niezrozumienia kwestii przez protestantów. Żeby nie wiem jak zły moralnie był Kościół doby renesansu, i tak nigdy nie nauczał herezji. Byłem pod wrażeniem tej hipokryzji: nawet kiedy praktyki Kościoła nie dorastały do tego, co głosił, nigdy nie zniżał głoszonych prawd do swoich praktyk. Ktoś powiedział, że hipokryzja jest hołdem, jaki występek składa cnocie.
 
Poza tym wielkie wrażenie zrobił na mnie argument, że to „Kościół napisał Biblię”. Kościół głosił chrześcijaństwo przed napisaniem Nowego Testamentu – to fakt historyczny. Jest także faktem historycznym, że Apostołowie napisali Nowy Testament, ale to Kościół stworzył kanon, decydując, które księgi są rzeczywiście natchnione przez Boga. Lekcje logiki i zdrowy rozsądek podpowiadały mi, że przyczyna nie może być mniejsza od skutku. Nie można dać czegoś, czego się nie ma. Jeśli Kościół pozbawiony jest boskiego natchnienia i nieomylności, boskiego autorytetu, to tak samo jest ich pozbawiony Nowy Testament. Protestantyzm z logicznego punktu widzenia pociąga za sobą modernizm.
 
Musiałem zatem być albo katolikiem, albo modernistą. I to zadecydowało. Tak, jakby ktoś powiedział mi: możesz być albo patriotą, albo zdrajcą.
 
Katolicy to nie poganie
 
Pewnego popołudnia ukląkłem sam w pokoju i modliłem się, żeby Bóg zdecydował za mnie, bo ja sam jestem dobry w myśleniu, ale kiepski w działaniu, jak Hamlet. Niespodziewanie odniosłem wrażenie, że moi bohaterowie – Augustyn i Tomasz – i tysiące innych świętych i mędrców wołają do mnie z wielkiej Arki: „Wskakuj na pokład! Jesteśmy tu naprawdę. Żyjemy nadal. Przyłącz się do nas! Tu jest Ciało Chrystusa”. Odpowiedziałem „tak”. Mój intelekt i uczucia zostały już dawno zwyciężone; wola poddała się ostatnia.
 
Zobacz także
Tomasz Protasiewicz OFMCap
Kim więc tak naprawdę był Ojciec Pio? Skąd się wziął jego fenomen? Co rzeczywiście świadczy o jego wielkości? Przybycie młodego zakonnika z Pietrelciny w 1916 roku do San Giovanni Rotondo spowodowało ogromne, niespotykane w poprzednich latach, przebudzenie franciszkańskiej duchowości w tej miejscowości – do sanktuarium Matki Bożej Łaskawej napływała coraz większa liczba ludzi. 
 
Jan Budziaszek
Zaczynałem cykl rekolekcji dla młodzieży szkół średnich w Poznaniu. Pierwsza konferencja zaczyna się za dwie minuty. Jest 13 minut po ósmej. W kieszeni dzwoni mi telefon. Odbieram. Dzwoni z Krakowa. To pani Ania, która opiekowała się mamą na czas moich wyjazdów: "Przed chwileczką zastałam panią Budziaszkową, leży nieprzytomna, cała niebieska, sina, na podłodze"...
 
Roman Zając
Szanując oczywiście wiarę mormonów, należy pamiętać, że szacunek dla ludzi inaczej wierzących nie może oznaczać przymykania oczu na prawdę. A prawda niestety jest taka, że Księga Mormona posiada wszystkie cechy wpisujące ją w dzieje fałszerstw biblijnych. Została ona opublikowana przez dwudziestopięcioletniego Josepha Smitha w marcu 1830 r. z podtytułem „Historia pochodzenia Indian” (The Book of Mormon. Indian origins, Palmyra 1830). Współcześnie „Księga Mormona” wydawana jest zaś z podtytułem: „Another Testament of Jesus Christ”... 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS