logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Kamil Wielecki
Wyświęceni wzrastają we wspólnocie
Pastores
 


 Ksiądz na Drodze

Wszyscy prezbiterzy Drogi Neokatechumenalnej w danym regionie spotykają się co tydzień. W przypadku Polski ci, którzy mogą, zbierają się w poniedziałki w Archidiecezjalnym Seminarium Misyjnym „Redemptoris Mater”. Jedno spotkanie poświęcone jest modlitwie ze słowem Bożym, pozostawia się też czas na adorację Najświętszego Sakramentu i spowiedź. Całość trwa 3-4 godziny. W następnym tygodniu prezbiterzy rozważają któryś z dokumentów kościelnych dotyczących życia kapłańskiego. Chwalą to sobie, gdyż dzięki temu mogą być „w miarę na bieżąco”. Na kolejny poniedziałek przypada zazwyczaj spotkanie z ojcem duchownym. Księża mogą się wtedy podzielić w szerszym gronie swoimi problemami duszpasterskimi i tymi, które dotyczą wspólnego życia. I wreszcie jedno spotkanie w miesiącu odbywa się u któregoś z nich w parafii. Księża celebrują Eucharystię, jedzą obiad, a przede wszystkim są razem.

„Po wyświęceniu ksiądz zostaje często faktycznie sam. Często ma dodatkowo uraz do seminarium i przez długie lata go nie odwiedza” – mówi ks. Królak. Jego zdaniem, formacja stała w ramach diecezji jest niewystarczająca. „Nie mylmy formacji z dokształcaniem czy informacją. Dni skupienia czy konferencje odbywają się rzadko. Ponadto ksiądz nie ma na nich możliwości powiedzenia o sobie, o swoich problemach i doświadczeniu wiary. Nie może się tam poczuć wysłuchany, zrozumiany i zaakceptowany” – wyjaśnia proboszcz św. Augustyna.

Tymczasem samo seminarium „Redemptoris Mater” ma strukturę wspólnotową, a jego charakterystycznym rysem jest międzynarodowość. O tym, do którego z 72 seminariów na całym świecie trafi dany kandydat do kapłaństwa, decyduje losowanie. Kształcących się kleryków utrzymują miejscowe wspólnoty. Takiemu – dajmy na to – Ekwadorczykowi, który dostał się do Polski, trzeba zapewnić spodnie, buty i kurtkę, bo biedak trafił do nieco innych warunków klimatycznych, niż jest przyzwyczajony. Kleryk nie dysponuje żadnymi swoimi pieniędzmi, a telefon komórkowy zostawia u rektora. Oczywiście, jeżeli ma jakieś potrzeby, na przykład chce kupić bilet, prosi przełożonego. A kontakt z odpowiedzialnymi – jak zapewnia ks. Królak – jest dużo łatwiejszy niż w zwyczaj­nym seminarium diecezjalnym. „Mamy inne relacje, wszyscy jesteśmy po imieniu, księża ze sobą, wspólnoty z nami, a w seminarium klerycy z przełożonymi. To usuwa bariery i upraszcza relacje, nie ma tych «prałatów», «kanoników» i «ekscelencji»” – mówi proboszcz.

Formacja w „Redemptoris Mater” trwa przeciętnie 10 lat. Jest to seminarium misyjne. Cudzoziemcy dostają rok na wyszlifowanie miejscowego języka. Wszyscy klerycy natomiast po dwuletnich studiach filozofii zostają posłani na trwające 2-4 lata praktyki ewangelizacyjne. W tym czasie kandydat do kapłaństwa dużo podróżuje. I tak na przykład ks. Odziemczyk spędził rok w Toronto, a drugi – by było cieplej – w Nowosybirsku. Ze swoich wojaży jest bardzo zadowolony. Praktyki misyjne chwali sobie także ks. Muszyński. „Rzeczywistość w seminarium była zupełnie inna, niż oczekiwałem. Do tej pory miałem do czynienia z księżmi w parafiach, ale nigdy z księżmi profesorami. Po drugim roku właściwie chciałem już odejść. Wtedy wysłano mnie na misję. Kiedy wróciłem, już dobrze wiedziałem, dla kogo i po co się uczę. Wiedziałem, że moim zadaniem będzie głosić Ewangelię i muszę się do tej funkcji dobrze przygotować” – opowiada. Obecny duszpasterz akademicki w kościele św. Anny spędził cztery lata w Rosji, na Białorusi i Litwie.

Co roku do seminariów „Redemptoris Mater” na całym świecie przyjmowanych jest około 30 Polaków. Więcej powołań pochodzi tylko z Włoch i Hiszpanii. Absolwent takiego seminarium zostaje inkardynowany do miejscowej diecezji. Po jakimś czasie, jeżeli otrzyma pozwolenie lokalnego biskupa, może udać się na misje albo tam, gdzie potrzebni są prezbiterzy.

Kościół na czasy obecne

W parafii przy Domaniewskiej od lat organizuje się pielgrzymki młodzieży. Latem 2009 roku młodzi udali się śladami świętych do Włoch. W podróży do Padwy, Loreto i Rzymu prowadził ich ks. Antonio Panaro, włoski prezbiter, który od ponad trzech lat pracuje pod ojcowskim okiem ks. Zielińskiego. W wyprawie – jak zaznacza – towarzyszyła im ekipa katechistów. „Nigdy nie jeżdżę sam, aby nie przywiązać młodzieży do siebie jako do duszpasterza. Będą inni po mnie. Najważniejsza jest relacja młodych z Chrystusem, ja jestem tylko marnym narzędziem w rękach Boga” – mówi ks. Panaro. Jednym z najmocniejszych momentów pielgrzymki była dla niego nocna Eucharystia, którą młodzi spontanicznie przygotowali na tarasie hotelu pod Rzymem. „Nie mieliśmy lampy, chłopaki przynieśli więc świece, a zwykły stół posłużył nam za ołtarz – opowiada. – W którymś momencie Mszy świętej zobaczyłem, że wielu młodych ludzi płakało. Było lato, z ulicy dochodził hałas, a z plaży łomot dyskotek. Tymczasem oni, siedząc plecami do tamtego świata, przyznawali się do Jezusa Chrystusa”.

Ks. Panaro chciał zostać malarzem, lecz poszedł do seminarium i teraz... spełnia się jako aktor. Wyjazd na Światowy Dzień Młodzieży do Sydney dla wielu młodych osób był marzeniem. Cóż, bilet lotniczy kosztował 10 tys. zł od osoby. Wraz z młodzieżą ks. Panaro przygotował spektakl na podstawie filmu „Anioł w Krakowie”. Przedstawienie odniosło ogromny sukces. Do wpływów z biletów dołożyła się wspólnota parafialna i grupa młodzieży mogła do Sydney pojechać. Obecnie trupa z Domaniewskiej wystawia sztukę Przed sklepem jubilera Karola Wojtyły.

„Gdy Neokatechumenat rodził się w Polsce, byliśmy «na indeksie», często nas «przesłuchiwano» – mówi ks. Królak. – Stoi mi przed oczami audiencja u Prymasa Wyszyńskiego, tuż przed jego śmiercią. Powiedział wtedy do nas: «Jestem już człowiekiem z innej epoki. Zajmowałem się komunizmem, kwestią robotniczą i sprawami społecznymi. Ale to, co wy robicie – czuję to całym sercem – jest na te czasy i jest potrzebne»” – wspomina proboszcz św. Augustyna.

Kamil Wielecki
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
o. Jerzy Zieliński OCD
Odnaleźć to najwłaściwsze miejsce w życiu, zapuścić korzenie w dobrej ziemi i mądrze wzrastać, to sztuka nad sztukami. Jej realizacja nikomu nie przychodzi łatwo. Życie jest po części tajemnicą Bożego planu dla moich ziemskich dni, a po części tajemnicą moich wyborów, które mają służyć odkrywaniu tej Bożej tajemnicy. Z życiem jest problem, bo rodząc się nie otrzymuję od Boga listu zawierającego instrukcje, kiedy i co wybrać...
 
Ewelina Drela
Poruszanie tematu pobożności, czy dewocji, zawsze jest dość niebezpieczne. Robiąc to, narażamy się na krytykę, być może nawet agresję zarówno ze strony osób niewierzących, jak też "wierzących za bardzo". Czy zatem lepiej przemilczeć pewne kwestie? Nie wypowiadać się, udając, że ich nie ma? Bynajmniej.
 
o. Remigiusz Recław SJ
Gdy przyglądamy się Kościołowi, zdarza się, że pada pytanie: gdzie jest w nim Bóg? Tymczasem to my często zasłaniamy Boga. W naszych miejscach pracy, w domach, we wspólnotach, gdziekolwiek jesteśmy – tam też jest Kościół. Jeśli ludzie w nas nie widzą miłości, to nie zobaczą także i Boga. Bywa, że osoby po mocnym doświadczeniu spotkania z Jezusem, także te, które stale formują się duchowo, ulegają pokusie myślenia, że są mądrzejsze, bardziej wyrobione, dojrzalsze niż pozostali. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS