logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Jasiewicz
"Dzika" historia - "cywilizowana" współczesność
Znak
 


Jako historycy mamy obowiązek i prawo do obrony, w imię wolności nauki, dobrego imienia naszej profesji. My, zamiast zasady domniemania niewinności, obcej naszemu warsztatowi, „niekompatybilnej” z nim, posługujemy się zasadą bezstronności. Nie wolno nam z góry niczego zakładać i ferować wniosków przed gruntownym zbadaniem istniejącego zasobu archiwalnego w danej jednostkowej sprawie. Musimy naszą konstrukcję zbudować z oczywistych faktów, które łączą się w logiczny łańcuch przyczynowo-skutkowy (nie tylko w naszych głowach).
 
Tłem tych rozważań musi być wiedza o całej machinie aparatu bezpieczeństwa: jej konstrukcji regulowanej aktami „normatywnymi” i immanentną mentalnością struktury, jej celach, metodach, zwyczajach, języku, realiach epoki. Ostateczny rezultat badań nie jest wyrokiem sądowym. To rodzaj wiedzy „operacyjnej” – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – na podobieństwo wiedzy profesjonalnego wywiadu. Nasza rola polega na tym, by ustalić, jak było, a nie zgromadzić dowody procesowe. Inne myślenie to niefortunna próba przypisania naszej dyscyplinie możliwości, których ona na ogół nie posiada. To trochę tak jakby oczekiwać od mechaniki kwantowej, że z jej pomocą można opisać… zapach lasu o świcie. Skoro to niemożliwe – mówią krytycy – nie należy poważnie traktować wyników jej badań.
 
Nieprawdą jest, że historia nie powinna zabierać głosu w tak delikatnej materii. Takie przekonanie zrodziłoby daleko idące konsekwencje i podważyłoby akceptowane i bardzo mocno bronione przez naszych krytyków narodowe świętości. Oznaczałoby bowiem negację przeszłości, którą bada i opisuje właśnie historia.
 
Nieprawdziwe stałyby się wówczas cierpienia więźniów zmarłych w sowieckich łagrach i niemieckich obozach, a nawet ich śmierć wydałaby się problematyczna, bo przecież w znakomitej większości nie mamy zeznań naocznych świadków, protokołów sekcji zwłok, nie wiemy często, gdzie ciało zostało pogrzebane; mogło na przykład zostać spalone w krematorium z tysiącami innych ciał. Nie mamy zeznań oprawców o konkretnych ofiarach i czynach, bo przy   powszechności i masowości zbrodni detali z pewnością nie dostrzegli.
 
Z tych właśnie powodów tysiące zbrodniarzy zostało uniewinnionych przez niezawisłe sądy zobligowane do respektowania swojego „warsztatu”, między innymi zasad domniemania niewinności i rozstrzygania wątpliwości na korzyść oskarżonych. Tysiące innych otrzymało symboliczne wyroki, bo większości zarzutów nie udało się udowodnić w znaczeniu prawnym, choć wiemy z całą pewnością, że były prawdziwe według naszego warsztatu. Czy zatem ten ogrom zbrodni, który dostrzegamy gołym okiem na przykładach losów naszych rodzin, rodzin przyjaciół i sąsiadów, jest fikcją? Pomówieniem? Czy mówienie o nim to przekroczenie naszych kompetencji i zły obyczaj? Czy pisząc o sprawcach mordu, oczywistych z punktu widzenia naszego warsztatu historycznego, nie pomawiamy ich? Nie odbieramy im prawa do dobrego imienia i do obrony?
 
Historia, przy tak rygorystycznie formułowanych postulatach prawnych, moralnych, organizacyjnych (a powinny one wówczas obowiązywać przy każdym badanym przez nas zagadnieniu), nie potrafiłaby sensownie odpowiedzieć na żadne pytanie o przeszłość. My przecież nawet nie znamy setek tysięcy nazwisk Polaków pomordowanych w czasie II wojny światowej, nie wspominając już o epokach wcześniejszych. Mamy tylko wewnętrzną pewność, że ich zamordowano i że cierpieli. Dlaczego więc nasi krytycy nie zgłaszają wątpliwości do tego werdyktu badań historycznych, któremu brak jakichkolwiek dowodów w znaczeniu prawnym, i oburzają się, gdy ktoś tę prawdę próbuje od czasu do czasu zakłócić, publikując jakąś książkę płynącą „pod prąd”?
 
Idąc tym tropem, musielibyśmy zanegować najbardziej elementarne fakty historyczne. Do dziś nie wiadomo, jak przebiegało (a nawet czy i kiedy miało miejsce) posiedzenie Politbiura KC WKP(b), na którym 5 marca 1940 roku podjęto decyzję – tzw. katyńską – o wymordowaniu polskich jeńców i więźniów? Przez lata Rosjanie kwestionowali fakt podpisania tajnego protokołu do układu Ribbentrop-Mołotow, chociaż wiadomo o nim było dużo wcześniej, Zanim w archiwach III Rzeszy odkryto jego kopię.
 
A jednak tysiące osób na czele z Adamem Moszyńskim – twórcą pierwszej „Listy katyńskiej”, Józefem Czapskim – wytrwałym poszukiwaczem śladów i Jędrzejem Tucholskim – twórcą ostatniej wersji tej listy, krok po kroku, z różnych strzępów informacji, metodą dedukcji i analizy, odtworzyło niemal dokładnie scenariusz zbrodni. I w Polsce nikt nie wątpił, że stoją za nią Sowieci, i nikt nigdy nie zgłaszał obiekcji natury prawnej i moralnej, że być może pomawiamy osoby niewinne, że zanim to ogłosimy, powinniśmy dać im szansę wypowiedzenia się. A dodajmy, że wcześniej były różne hipotezy, kto stał za tą decyzją (Beria? Stalin? NKWD? Partia?), a nawet wymieniano różne miejsca wykonania egzekucji i pochówku. Podobnie było z układem Ribbentrop-Mołotow – wystarczyło prześledzić choćby zmiany terytorialne w latach 1939–1941 i parę towarzyszących im detali, by nie mieć żadnych (historycznych) wątpliwości na
temat istnienia tajnego protokołu. 
 
 
Zobacz także
Aleksandra Wojtyna
Wielcy święci bywają często niezrozumiani także przez sobie najbliższych. Za życia wiele cierpią, aby w niebie otrzymać wieniec chwały. Od początku życie Jana było bardzo ciężkie, również ze względu na niedostatki ekonomiczne, wpierw ze względu na decyzję ojca o mezaliansie, bowiem rodzina wyrzekła się go za to, że śmiał jako rodowity szlachcic wziąć za żonę prostą i ubogą dziewczynę z ludu. Bardzo szybko zmarł ojciec Jana i ten jako półsierota został z przymusu wielkiej nędzy oddany do przytułku...
 
Aleksandra Wojtyna

Mogli przeżyć swe życie uczciwie, godnie i zasobnie. Bogate rodziny zapewniły im dobry życiowy start: jemu sukcesję w kupieckich interesach ojca, jej dobry posag i możliwość wyboru dobrego męża. Obydwoje, przy sprzeciwie rodziny i zgorszeniu części otoczenia, zdecydowali się z tego wszystkiego zrezygnować.

 
ks. Edward Staniek
W każdym środowisku jest Bogu potrzebny prorok, czyli człowiek kierujący się mocą dobrze ustawionego sumienia. Przez nie Bóg upomina się o swoje odwieczne Prawo, które wcześniej czy później musi być zachowane. Sumienie wierne Bogu stanowi tu na ziemi największą moc, o którą potkną się wszelkie moce ciemności. Próbuje się w nas wmówić, że Boże Prawo jest za trudne, że nie można według niego żyć.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS