logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Mirosław Pilśniak OP
[Nie] mieć dzieci i nie zwariować
List
 


Nie wszyscy jednak decydują się na adopcję. Wiele par - i trudno im się dziwić - robi wszystko, aby stać się rodzicami biologicznymi. Medycyna daje coraz więcej możliwości.

Muszę przyznać, że w dyskusji o posiadaniu lub nieposiadaniu dzieci, która toczy się obecnie w mediach, zauważam swego rodzaju paradoks. Z jednej strony mówi się o zapłodnieniu w próbówce, traktuje się je jako rozwiązanie problemu bezdzietności, a z drugiej - z takim samym zaangażowaniem i z taką samą „wrażliwością" - rozprawia się o antykoncepcji lub nawet aborcji jako sposobie planowania rodziny. Obie kwestie podnoszone są najczęściej przez te same osoby. Wiele dało mi do myślenia pewne stwierdzenie dr Wandy Półtawskiej, która większość swojego życia poświęciła problematyce ludzkiej płodności i seksualności. Powiedziała kiedyś, że mówienie o tym, iż będziemy mieli dzieci albo nie będziemy ich mieć, jest tak naprawdę śmieszne, bo poczęcie dziecka jest zawsze cudem. To kwestia zaledwie kilku godzin w cyklu miesięcznym kobiety, kiedy w ogóle może dojść do zapłodnienia. Człowiek tak naprawdę nie ma nad tym procesem władzy i - jak mówi Wanda Półtawska - miejmy nadzieję, że nigdy w pełni nie będzie jej miał. W przeciwnym razie dziecko zacznie być traktowane utylitarnie, stanie się kimś chcianym na zawołanie albo niechcianym.


Ale przecież powinniśmy być odpowiedzialni i nie decydować się na poczęcie następnych dzieci, jeśli z jakichś względów nie będziemy mogli im zapewnić właściwej opieki.

Zgadza się. Kościół także mówi o tym, że każdy ma rozumnie ocenić swoje możliwości przyjmowania i wychowania dzieci. Każdy może uznać, że z określonych względów w jakimś okresie życia nie chce poczynać kolejnych. Ważne jest, aby jednak myśleć o rodzicielstwie z hojnością serca, trochę bardziej na plus niż na minus, żeby z góry nie ograniczać swojej miłości na przykład do jednego dziecka.


Kościół odrzuca jako nieetyczne pewne metody leczenia niepłodności. W przypadku in vitro nie do zaakceptowania jest kwestia „nadliczbowych" zarodków, które są zamrażane. Czy gdyby ograniczono liczbę zarodków do jednego, problem by znikł?

Kościół daje zielone światło wszystkim etycznym sposobom rozwiązywania problemu bezdzietności. Jeżeli medycyna opracuje taką metodę, która będzie do zaakceptowania pod względem etycznym, to bardzo dobrze. Nie można jednak pozwalać na eksperymentowanie na ludziach czy powoływanie jednego życia kosztem drugiego. Zresztą w przypadku metody in vitro sprzeciw nie dotyczy tylko „nadliczbowych" zarodków, ale także tego, że jest to w jakimś sensie produkcja ludzi. Kościół domaga się, aby poczęcie było zawsze wpisane w miłość mężczyzny i kobiety. Granicą, która to określa, jest zdolność do współżycia seksualnego. Jeśli ktoś takiej zdolności nie ma, to wydaje się, że nie ma powołania do posiadania dzieci biologicznych.


Dlaczego ta „techniczna" strona stanowi tak wielką przeszkodę dla Kościoła? Przecież chodzi o pomoc cierpiącym małżonkom?

Oddanie poczęcia dziecka w ręce ludzi, którzy mogą pracować z różną motywacją, to nie taka błaha sprawa. Znam małżonków, którzy zrozpaczeni z powodu niemożności zajścia w ciążę, postanowili skorzystać z metody in vitro. Kiedy zaczęli rozmawiać z lekarzami o poczęciu w próbówce i usłyszeli język, jakim oni się posługują, zrezygnowali. Język bardzo suchy, techniczny: „Ten się wybierze, te się wyrzuci, a te zostawi w razie czego". Kobiety decydujące się na sztuczne zapłodnienie przechodzą intensywną kurację hormonalną, czego efektem są często ciąże mnogie. Przyszła do mnie kiedyś pewna para, która poddała się zabiegowi in vitro. W łonie kobiety zamiast jednego czy dwóch zarodków rozwinęły się cztery. Lekarze, którzy podchodzili do sprawy czysto technologicznie, orzekli, że ta czwórka nie może rozwijać się prawidłowo, dlatego dwa zarodki trzeba usunąć. Podjęli próbę aborcji dwójki spośród czwórki żyjących i... spowodowali poronienie wszystkich. Małżonkowie przyszli do mnie z ogromną traumą. Jedyne, co mogłem zrobić, to zapłakać razem z nimi.


Z drugiej strony z badań wynika, że prawie 70% ciąż ronionych jest naturalnie w pierwszych tygodniach po zapłodnieniu. Najczęściej kobiety nie wiedzą nawet, co się stało. Jest też wiele małżeństw, które świadomie przeżyły stratę nienarodzonego dziecka. Dlaczego Bóg do tego dopuszcza?

Mam głębokie przekonanie, że w płaczu rodziców słychać płacz Boga. Ból rodziców po stracie dziecka jest w jakimś sensie zapisem bólu Boga płaczącego nad grzechem i niedoskonałością tego świata. Nie należy szukać winy w Bogu za konkretną śmierć, tak jak nie należy szukać w Nim winy za jakiekolwiek zło na świecie. Grzech i zło - a złem jest przecież każda śmierć - to ta część świata, która w jakiś sposób wymyka się Bożemu panowaniu. To my, grzesznicy, tworzymy ten niedoskonały świat i to, że nie mogąw nim żyć wszystkie poczęte dzieci, jest tego skutkiem. Nie oznacza to jednak, że za śmierć nienarodzonego dziecka można obwiniać rodziców i łączyć ją z ich grzechem.

 
Zobacz także
dr Stanisław Sławiński
Czy możliwy jest kompromis pomiędzy zwolennikami „naukowej” edukacji seksualnej i poważnie traktującymi swoje obowiązki rodzicami oraz rozumiejącymi swoją odpowiedzialność za wychowanie nauczycielami? Problem polega na tym, że edukacja seksualna w takim wydaniu, jakie proponują jej zwolennicy, w rzeczywistości zachęca do używania życia, do używania siebie, do używania drugiego człowieka, czyli do konsumowania wrażeń związanych z zaspokajaniem potrzeb fizycznych i emocjonalnych... 
 
Dorota Niedźwiecka
Najprostszą metodą jest to, by ojcowie zdecydowali się organizować i przeżywać przygody razem z synami. Poprzez przygodę rozumiem nie tylko wspólne przyjemne spędzenie czasu, ale przeżycie go w taki sposób, by był wyzwaniem dla taty i syna. Wspólne wycieczki: piesze, rowerowe, wyjazd na kajaki, wspinanie się po górach. 

Z dr. Andrzejem Dunajskim rozmawia Dorota Niedźwiecka
 
ks. Zenon Klawikowski SDB
W naszych czasach nie sposób mówić o procesie wychowania ku pełni człowieczeństwa bez poruszenia problemu ludzkiej cielesności. Współczesność jest w szczególny sposób skoncentrowana na wymiarze zewnętrznym oraz biologicznym osoby ludzkiej. Stawiane są więc pytania o znaczenie ciała ludzkiego dla rozwoju i wychowania człowieka.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS