logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joanna Kozioł
”Przestań się lękać! Jam Jest”
Magazyn Salwator
 


Ciebie czeka lud Twój wierny

Przyjdź co rychlej, Miłosierny, Panie Boże nasz Niezmierny.
Ciebie czeka lud Twój wierny.
Obejdź się z nami łaskawie, zmiłuj się nad nami, Panie.
Racz przyjść ku naszej naprawie!
Racz odmienić swój gniew srogi;
Daj, aby człowiek ubogi nawiedził Twe święte progi...
(polska pieśń adwentowa)


Słowo adventus z łac. znaczy „przyjście”. Chodzi tu oczywiście o przyjście Boga na ziemię. W wymiarze teologicznym sprowadza się ono do czterech aspektów. Pierwszy – to pamiątka historycznego oczekiwania narodu wybranego na Zbawiciela. Drugi – to oczekiwanie dorocznej pamiątki narodzin Jezusa Chrystusa, czyli Świąt Bożego Narodzenia. Trzeci – czas, w którym Kościół kieruje oczekiwania wiernych na to, co się na pewno wydarzy, a co jest zapowiedziane i obiecane, czyli powtórne przyjście Chrystusa w chwale na Sąd Ostateczny. Wreszcie Adwent to czas, kiedy Pan przychodzi do nas ze swoją łaską w sakramentach, szczególnie w Eucharystii. Wszystkie te aspekty wzajemnie się przenikają.

Kiedy Chrystus wstępował do Ojca, apostołowie stali strwożeni i niepewni. Może Chrystus zmieni zadanie i pozostanie. Jednakże tak się nie stało, Mistrz zesłał im Ducha Pocieszyciela i dał obietnicę przez dwóch tajemniczych mężów: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1, 11).

Oczekiwali z ufnością

Chrześcijanie czasów apostolskich oczekiwali z ufnością na rychłe, powtórne przyjście Chrystusa, czyli na… koniec świata. Byli głęboko przekonani, że przyjdzie niedługo. Może jutro, może za kilka dni. W Liście św. Jakuba Apostoła czytamy: „… bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie” (Jk 5, 8). To przekonanie było tak wielkie i niecierpliwe, że odbijało się na życiu społecznym i gospodarczym pierwszych gmin. Dlatego św. Paweł napomniał: „Zachęcam was jedynie, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy” (1 Tes 4, 11).

Sam św. Paweł wyrażał nadzieję, że doczeka dnia paruzji, czyli powtórnego przyjścia Chrustusa „…Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami!” (1 Tes 4, 16-18). Pierwsi chrześcijanie żyli paruzją, całe ich życie, praca i doznania były przeniknięte atmosferą eschatologii.

Tęsknili do Tego, którego ukochali

Cieszyli się na przyjście Pana, bo tęsknili do Tego, którego ukochali. Całe Jego życie było miłością. Przepełnione było troską o ubogich, chorych, słabych i odrzuconych. Było wstawiennictwem za winowajcami i grzesznikami. Miłością była Jego nauka, w której nierozerwalnie łączył miłość Boga z miłością bliźniego i odebrał pierwszeństwo prawu, proklamując Bożą dobroć. Miłością była Jego śmierć i zmartwychwstanie. Jezus pokazał, że jeśli istnieje jakieś usprawiedliwienie ludzkiej egzystencji, to właśnie fakt, że człowiek jest przyjmowany przez Boga jako Jego dziecko, a przyjęciu temu towarzyszy dobroć, miłosierdzie, odpuszczenie i miłość. Apostołowie i uczniowie czekali i modlili się z radością, powtarzając: Marana tha! (Przyjdź, Jezu, Panie), tak jak się czeka na powrót ukochanego i kochającego Ojca.

Można by powiedzieć, że jeżeli pierwsi chrześcijanie byli przekonani o rychłym przyjściu Chrystusa i żyli tak, jakby już jutro miał on przybyć, to dzisiaj, po dwóch tysiącach lat, nie tylko nie oczekujemy paruzji, ale myśl o tym napawa wielu przerażeniem. Dlatego tak się dzieje, że radosne Marana tha! zostało przesłonięte alternatywą: nieba albo piekła. Dla wielu Jezus nie jest ukochanym Panem, który nadchodzi, ale uosobioną groźbą kary. W Ewangelii widzą oni orędzie o potępieniu, którego niektórzy – jak się postarają – będą mogli uniknąć. A przecież Jezus głosił: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 4, 17). Nie głosił, że oto niebo albo piekło przybliżyło się do nas. Owszem, myśl o sądzie może napawać lękiem, wszak wiemy, kim jesteśmy. Jednak prawdy o powtórnym przyjściu Chrystusa nie powinien zdominować strach. Dzieje świata nie zmierzają – jak uczy Apokalipsa – naprzeciw globalnej katastrofie, ale ku pełnej miłości wspólnocie Boga z ludźmi, który będzie „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15, 28).

Co więc mamy czynić?

Współczesnemu człowiekowi, zapatrzonemu w wielki postęp techniki, opływającemu we wszelkiego rodzaju dobra, wydaje się, że jest w stanie zbudować raj na ziemi. Utopijnie wierzy, że wszystko zależy od niego. Świat doświadczył tych utopii niejednokrotnie: Auschwitz, World Trade Center, miliony ludzi zamordowanych przez komunizm i faszyzm, setki milionów pomordowanych w łonach matek, głodujący i prześladowani. Jest się czego bać, kiedy przyjdzie Chrystus „sądzić żywych i umarłych”, bo jak powiada kard. Ratzinger: „Chrześcijanin wie, że musi jak zarządca zdać sprawę z tego, co mu zostało powierzone. Odpowiedzialność jest tylko tam, gdzie jest ktoś, kto zapyta. Artykuł wiary o sądzie mówi nam o tym, że o nasze życie ktoś zapyta i niepodobna będzie tego pytania nie dosłyszeć”.

Co więc mamy czynić? – to pytanie nawracających się celników i żołnierzy powinniśmy sobie zadać i my. Odpowiedź znajdziemy w Ewangelii „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie” (Mt 24, 42). Natomiast Jan Paweł II podczas spotkania z młodzieżą na Jasnej Górze w 1983 r. wspaniale wyjaśnił, co to znaczy czuwać: „Czuwam – to znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuje. Wypracowuje w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. (…) Czuwam – to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. Czuwam – to znaczy: miłość bliźniego, to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność (…)”.

Jako chrześcijanin nie mam ważniejszego celu od tego, aby oglądać Pana, służyć Mu i kochać Go. Dlatego musimy „Otworzyć na oścież drzwi Chrystusowi!”, jak mówił Jan Paweł II – „Zaufać Mu! (…) Pozwolić zawładnąć Mu całym życiem, żeby z Nim osiągnęło wszystkie swoje wymiary”. I pełni nadziei czekać Pana, bo przecież nie przyjdzie sądzić nas ktoś obcy, tylko Ten, którego znamy przez wiarę. Przyjdzie Ten, kto wie, co znaczy być człowiekiem, kto żył i cierpiał jako człowiek. Ten, który przychodzi w chwale, jest tym samym Jezusem, który był towarzyszem ziemskiej drogi św. Jana i innych. Ten sam zawsze i na wieki, który mówi: „Przestań się lękać, Jam jest!”. „Panie! Oczekuję Twego przyjścia w chwale”.

Joanna Kozioł