DRUKUJ
 
ks. Józef Musioł SDS
Niektóre komplikacje małżeńskie i Prawo kościelne
materiał własny
 


Niektóre komplikacje małżeńskie i Prawo kościelne
 
Z życia wzięte
 
Wyjechałeś za granicę, by pomóc finansowo swojej rodzinie. Ciężko pracowałeś i posyłałeś od czasu do czasu pieniądze i paczki do Polski dla żony i dzieci. Planowałeś wrócić skoro tylko trochę odłożysz pieniędzy, albo chciałeś sprowadzić rodzinę, skoro tylko zmienią się przepisy wizowe. Z początku chodziłeś w miarę możliwości do kościoła, do sakramentu pojednania, przyjmowałeś komunię św. Jesteś przecież katolikiem z dziada pradziada. Ale na tym nie koniec...
 
Zupełnie „przypadkowo" uwikłałeś się w znajomość, a potem przyjaźń z inną kobietą. Ona też jest sama i czuje się samotna, bo jej mąż, był bardzo niedobry dla niej i wyjeżdżając za granicę chciała od niego uciec. Tęskni wprawdzie za swoimi dziećmi i chciałaby mieć je przy sobie, ale na razie nie mogą dostać wizy.
 
Dopuszczacie się zdrady małżeńskiej. Uświadamiacie sobie, że to grzech ciężki, idziecie do spowiedzi, a pomimo tego brniecie coraz dalej. By zaoszczędzić pieniądze na czynszu mieszkaniowym, zaczynacie żyć ze sobą w jednym mieszkaniu. Koledzy kiwają głowami i plotkują za waszymi plecami, ale nie poruszają tego tematu przy was w imię „tolerancji" i nie wtrącania się w wasze osobiste sprawy. W końcu przy którejś spowiedzi, kapłan uświadomił wam, że nie może dostać rozgrzeszenia, ponieważ żyjecie w stałej okazji do grzechu ciężkiego: żyjecie w stanie grzechu ciężkiego. 
 
Po jakimś czasie, swoją grzeszną sytuację zaczynacie uważać za normalną i zaczynacie przedstawiać się jako para małżeńska. „Wszyscy przecież tak robią" - mówicie. Rodzi się dziecko. Jedno, dwoje... Zrywacie z rodziną w Polsce, załatwiacie tam rozwód cywilny i pobieracie się tu w obecności urzędnika państwowego.  By nie niepokoić swojego sumienia, rzadko chodzicie do kościoła. „Bo i po co, jeżeli nie możemy przyjąć komunii?" – mówicie. Pogniewaliście się na księży, bo jeden z nich robił wam trudności przy spowiedzi, a drugi przy chrzcie dzieci. „A w ogóle, ten Kościół katolicki jest taki wymagający!" – mówicie na swoje usprawiedliwienie. Od znajomych słyszycie sprzeczne opinie. Jedni pomimo, że żyją w podobnej grzesznej sytuacji jak wy, chodzą do komunii. „Widocznie trafili na spowiednika, który zna życie, nie jak ten u którego my byliśmy, który nie dał nam rozgrzeszenia" - spekulujecie. „A właściwie nie wiadomo, czy czasem Kościół już nie zmienił, albo zmieni w niedalekiej przyszłości swojego stanowiska odnośnie nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego, jak w wielu innych sprawach po soborze. Dawniej np. odprawiano Mszę św. po łacinie, a teraz w językach narodowych, zniesiono post piątkowy, itd." Jacyś znani politycy przyjmują komunię pomimo, że są za aborcją i jakoś im to uchodzi. W końcu nie wiecie, co o tym wszystkim myśleć. W głębi swojego serca i sumienia chcielibyście żyć w zgodzie z Bożymi przykazaniami i Kościołem. Czujecie się jak w matni i nie potraficie się z tego wyplątać.
 
Przykładów historii jak ta i jej podobnych można by podać bardzo wiele. A co na to Kościół? Jaka jest autentyczna nauka Chrystusa i konsekwentnie Jego Kościoła, na ten temat. Jakie są obiektywne zasady, które powinny kształtować sumienie katolika w tych sprawach? By lepiej poznać naukę Kościoła w tym względzie trzeba rozważyć kilka spraw. Po pierwsze, sprawę nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego. Następnie, sprawę ewentualnego starania się o orzeczenie (lub stwierdzenie) nieważności pierwszego związku. Po trzecie trzeba wyjaśnić możliwość rozwiązania pogmatwanych spraw małżeńskich na tzw. forum wewnętrznym.
 

Nierozerwalność ważnego małżeństwa
 
Małżeństwo ustanowione przez Boga (nasi pierwsi rodzice byli pierwszym małżeństwem, a nie rodzeństwem) jest instytucją wiernej, wyłącznej i trwałej unii mężczyzny i kobiety połączonych w intymnej wspólnocie życia i miłości. Ich wzajemne oddanie ma na celu: wzajemną pomoc oraz zrodzenie i wychowanie potomstwa (zobacz kanon 1055). Małżeństwo chrześcijańskie, podniesione przez Chrystusa do rangi sakramentu, ważnie zawarte jest nierozerwalne, ponieważ wynika to jasno z nauki Chrystusa przekazanej nam w Ewangeliach. Streszczenie nauczania Chrystusa zawiera się w jego krótkim powszechnie znanym zdaniu: „Co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela." (zobacz Mt. 19, 1-9). Chrystus dodał także, że złamanie zasady nierozerwalności stanowi grzech cudzołóstwa: „kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo" (Mk 10, 11-12).
 
Kościół katolicki, wierny nauce swojego Boskiego założyciela, broni i zawsze będzie bronił zasady nierozerwalności małżeństwa. Np. w kanonie 1056 Kodeksu Prawa Kanonicznego czytamy: „Istotnymi przymiotami małżeństwa są jedność i nierozerwalność, które w małżeństwie chrześcijańskim nabierają szczególnej mocy z racji sakramentu."
 
Prawo kościelne mówi o „istotnych przymiotach małżeństwa" czyli bez nich prawdziwe małżeństwo nie może zaistnieć. Są nimi jedność, czyli monogamiczność; jeden mężczyzna z jedną kobietą oraz nierozerwalność, która jest zewnętrzna i wewnętrzna. Ważne małżeństwo sakramentalne nie może być rozwiązane niejako z zewnątrz decyzją władzy świeckiej czy religijnej, ani niejako od wewnątrz wolą jednego lub obydwu małżonków.
 
Narzeczeni wzajemnie sobie ślubują (dlatego cała ceremonia nazywa się ślubem lub zaślubinami): „miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci." (Obrzędy sakramentu małżeństwa).
 
Konsekwentnie każde zawinione, świadome i dobrowolne działanie, którego celem jest praktyczne zakwestionowanie jedności i nierozerwalności małżeństwa podobnie jak zaniedbanie działań chroniących jego nierozerwalność i jedność jest moralnie złe i może być nawet grzechem ciężkim.
 
Owszem, w niektórych wypadkach Kościół pozwala na separację małżonków. Może być ona usprawiedliwiona lub nawet konieczna, czy to ze względu na dobro samych małżonków, ich dzieci lub inne wyższe dobro. Oczywiście, tolerowanie separacji, lub nawet formalne pozwolenie na nią nie zawiera pozwolenia na zawarcie drugiego związku małżeńskiego nawet przez stronę niewinną lub pokrzywdzoną zaistniałą sytuacją.
 

Małżeństwo nieważne
 
By zaistniało ważne i sakramentalne małżeństwo, muszą zostać spełnione odpowiednie wymagania przewidziane w prawie kościelnym. Oprócz samego ślubu, narzeczeni muszą być wolni od przeszkody zrywającej, odpowiednio dysponowani psychicznie, duchowo i fizycznie oraz winna być zachowana przepisana prawem forma zawarcia małżeństwa. Jeżeli w momencie wymiany przysięgi małżeńskiej jakiś istotny warunek nie został zachowany, ślub był nieważny.
 
Trzeba sobie jednak jasno uświadomić, że późniejsze trudności i kryzysy w małżeństwie, takie jak choroba, nieporozumienia, kłótnie, czy nawet faktyczny rozkład rodziny i pożycia małżeńskiego nie unieważniają raz ważnie zawartego małżeństwa. Zakłada się, że małżeństwo zawiera się bezwarunkowo czyli jak się to mów popularnie, „na dobre i na złe." Nawet pary, które nie wyznają Wiary katolickiej zakładają, że ich miłość będzie trwać, a ich związek będzie permanentny.  Tym bardziej katolicy zawierający małżeństwo katolickie winni mieć tego świadomość. Niestety, coraz częściej na skutek odchodzenia ludzi od wary i załamania się chrześcijańskich tradycji oraz ogólnego pomieszania pojęć na temat małżeństwa i rodziny, zaciera się w świadomości wielu ludzi prawdziwy ideał małżeństwa chrześcijańskiego.
 
Obecnie na ogół zachowuje się jeszcze tradycyjne i zewnętrzne formy zawierania małżeństwa, tj. młoda pani jest ubrana w białą długą suknię i welon (symbol jej dziewictwa?), są druhny, dużo gości, ustrojony kościół, Ave Maria - solo. W wielu wypadkach jednak jest to zewnętrzna li tylko pompa, puste formy pozbawione głębszych treści religijnych. Podstawowe warunki do zaistnienia ważnego małżeństwa, tak jak je rozumie Kościół katolicki są ignorowane lub nieznane. W rezultacie mamy nie tylko wiele nieszczęśliwych i rozbitych, ale także nieważnie zawartych małżeństw. Dlatego fakt zbyt wczesnego kryzysu w małżeństwie, czy całkowity rozpad danego małżeństwa winny być okazją do gruntownego zbadania w świetle prawa kościelnego, czy dany związek rzeczywiście był ważnie zawarty. Kompetentnym organem do przeprowadzenia takiego badania oraz autorytatywnego orzeczenia w tej sprawie jest sąd kościelny. Takie sądy kościelne, inaczej zwane trybunałami są w każdej niemalże diecezji. Którekolwiek z małżonków może się zwrócić do właściwego sądu kościelnego (zwykle za pośrednictwem swojego proboszcza) z formalną prośbą o stwierdzenie nieważności swojego związku, jeżeli w sposób uzasadniony żywi takie przekonanie.
 
Właściwym trybunałem do rozpatrzenia nieważności danego małżeństwa może być (1) trybunał diecezji, w której małżeństwo zostało zawarte; lub też (2) trybunał diecezji, w której mieszka na stałe lub tymczasowo strona pozwana; względnie (3) trybunał diecezji, w którym mieszka strona powodowa, ale pod pewnymi warunkami, wreszcie prośbę o stwierdzenie nieważności małżeństwa można złożyć w (4) trybunale diecezji, w której będzie się zbierać większość dowodów, też pod pewnymi warunkami. (zobacz kanon 1673 KPK).  Można przewidzieć, że większość spraw Polaków mieszkających za granicą, którzy pozostawili swoich współmałżonków w Polsce, a chcą starać się o orzeczenie nieważności swojego małżeństwa musi wnieść sprawę do sądu kościelnego diecezji, w której ich małżeństwo zostało zawarte lub diecezji w której aktualnie mieszka druga strona. W wypadku, gdy oboje mieszkają za granicą i w tej samej diecezji, wtedy sprawę można wnieść w miejscu ich zamieszkania.
 
W praktyce małżeństwo raz zawarte jest uważane za ważne niezależnie czy małżonkowie żyją razem lub osobno, czy wzięli rozwód cywilny i zawarli następny związek cywilny z innymi osobami, nawet gdyby taka sytuacja trwała całe lata. Nieważność małżeństwa trzeba udowodnić przed sądem kościelnym, a obowiązek takiego udowodnienia spoczywa na osobie, która tą ważność kwestionuje, czyli na stronie powodowej. Osoba, która twierdzi, że jej małżeństwo było nieważne i wniosła sprawę do sądu kościelnego musi przedstawić odpowiedni materiał dowodowy oraz świadków, by uwiarygodnić swoją opinię. Działa tu bowiem zasada „przywileju" jakim się w prawie katolickim cieszy małżeństwo. Kanon 1060 stwierdza: Małżeństwo cieszy się przychylnością prawa, dlatego w wątpliwości należy uważać je za ważne, dopóki nie udowodni się czegoś przeciwnego.
 
Tylko pozytywny wyrok sądu kościelnego, stwierdzający nieważność danego małżeństwa może uspokoić daną osobę w sumieniu (na forum wewnętrznym) i uregulować jej pozycję w Kościele na forum zewnętrznym. Innymi słowy, dana osoba może oficjalnie być uznana za niezwiązaną poprzednim węzłem małżeńskim i może zawrzeć następny ślub w kościele, przystępować do sakramentu pojednania i komunii św. oraz sprawować inne oficjalne funkcje kościelne.
 

Trudne do rozwiązania sytuacje
 
Niektórzy katolicy mają świadomość, że ich pierwsze, zawarte w kościele małżeństwo było ważne, chociaż z różnych powodów nie wytrzymało próby czasu. By uregulować sprawy cywilno-prawne postarali się o rozwód cywilny, ale nie wchodzą w następne związki, żyją samotnie i ewentualnie wychowują dzieci. Wierni będący w takiej sytuacji mogą przystępować do sakramentów św. Ta możliwość kończy się w momencie, gdy zwiążą się w inną osobą i rozpoczną z nią życie na sposób małżeński, niezależnie czy zawarli kontrakt cywilny, czy żyją w konkubinacie bez dopełnienia jakichkolwiek formalności. Ich drugi związek jest nielegalny z punktu widzenia Kościoła i moralnie zły w oczach Bożych. Jest to sytuacja cudzołóstwa, o której mówił Chrystus. 
 
W niektórych jednak sytuacjach, osoby żyjące w takim związku nie mogą się rozejść z aktualnymi partnerami z różnych ważnych powodów. Na przykład, ze względu na wspólne dzieci, które potrzebują opieki obojga rodziców. Innym powodem może być: przeżyte wspólnie długie lata, podeszły wiek zainteresowanych lub niemożliwość rozejścia się z powodu choroby i potrzeby wzajemnej pomocy, ważne względy majątkowe, itp. 
 
Niekiedy jest rzeczą niemożliwą udowodnić w sądzie kościelnym nieważność pierwszego małżeństwa pomimo subiektywnego przekonania jednej lub obu stron o jego nieważności ze względu na brak świadków i dowodów. Nie chodzi oczywiście o zwykłe lenistwo lub opieszałość stron w wniesieniu swej sprawy przed trybunał kościelny. W takich jednak wypadkach „nikt nie jest sędzią we własnej sprawie" i nie może powoływać się na osąd własnego sumienia, wbrew obiektywnej prawdzie o swoim stanie. Wbrew pozorom, osoby, które działają na własną rękę robią krzywdę swojemu życiu duchowemu i społeczności, w której żyją. Jeszcze bardziej komplikują swoje sumienie przez próbę przeciwstawienia swojego subiektywnego osądu - często zaślepionego emocjami - obiektywnym normom moralnym i prawnym. Takie osoby wpadają w moralny relatywizm, zamykają sobie drogę do prawdziwego nawrócenia, żalu za grzechy, przyjęcia Bożego przebaczenia, nie widzą potrzeby poprawy życia i duchowego wzrostu. Są też powodem zgorszenia dla innych. Inni bowiem ludzie, którzy ich obserwują mogą ulec sugestii, że wszystko jest w porządku i czuć się tym samym zachęceni do naśladowania ich złego przykładu. Do takich odnosi się kanon 915 Kodeksu, który m. in. mówi, że do komunii nie należy dopuścić osoby trwające z uporem w jawnym grzechu ciężkim. Takie osoby nie mogą także dostać rozgrzeszenia z powodu życia w nieregularnym związku małżeńskim i w stanie grzechu.
 
Inni natomiast, chociaż z biegiem lat odzywa się w nich sumienie i nie daje im spokoju, a pragnienie przyjmowania Ciała Pańskiego ciągle w nich wzrasta, są ludźmi uczciwymi i nie chcą na własną rękę przyjmować komunii św. mając świadomość, że byłoby to świętokractwo i dodawanie grzechu do grzechu.
 
O tych trudnych sprawach mówił Papież Jan Paweł II przypominając wszystkim wiernym niezmienne nauczanie Kościoła katolickiego. Na przykład w Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio poświęconej rodzinie Papież stwierdza m. in: (84)
 
Codzienne doświadczenie pokazuje, niestety, że ten, kto wnosi sprawę o rozwód, zamierza wejść w ponowny związek, oczywiście bez katolickiego ślubu kościelnego. Z uwagi na to, że rozwody są plagą, która na równi z innymi dotyka w coraz większym stopniu także środowiska katolickie, problem ten winien być potraktowany jako naglący. (...)  Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne.
 
Papież nie chce jednak, by ludzie żyjący w nieregularnej sytuacji małżeńskiej czuli się odłączeni od Kościoła, ale by uczestniczyli w jego życiu na ile pozwala im na to ich sytuacja. Ojciec św. zachęca ich do:
 
słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę.
 
Ojciec św. nie popada jednak w fałszywe współczucie lub sentymentalizm, nie zamyka oczu na obiektywną prawdę, ale stwierdza dosadnie:
 
Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa.
 
Papież wspomina także o sakramencie pokuty stwierdzając, że może on być dostępny tylko dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa.  Przy tej okazji Papież daje praktyczną radę, że sakrament pokuty (i konsekwentnie komunia św.) byłyby możliwa dla tych, którzy szczerze przyrzekną żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom. Papież ma zapewne na myśli rozwiązanie sprawy przyjmowania sakramentów pojednania i komunii św. wyłącznie na forum wewnętrznym. Jest to rozwiązanie dość ryzykowne i dlatego obwarowane warunkami, które muszą być spełnione, by nie doszło do jeszcze większego pomieszania pojęć, nadużyć i zgorszenia.
 
Zagadnienie dopuszczenia wiernych, którzy żyją w nielegalnych związkach, do przyjmowania sakramentów św. wyłącznie na forum wewnętrznym zostało podjęte przez Kongregację Doktryny Wiary w Liście do Biskupów z dnia 14 września 1994 roku. Nawiązując do nauczania Papieża dotyczącego katolików rozwiedzionych i żyjących w nowych cywilnych związkach, którzy jednak postanowią żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom. Kongregacja dodaje: W takich wypadkach mogą oni przyjmować komunię św. pod warunkiem, że unikną spowodowania zgorszenia. Zgorszenie, o którym tu mowa to czyn zewnętrzny, który daje innym zły przykład, deformuje sumienia innych, nawet gdy nie wywołuje już „zdziwienia".
 
Zgorszenie może zostać spowodowane nawet niechcąco. Jeżeli np. dana para szczerze postanowi żyć, jak „brat i siostra", pójdzie do spowiedzi, dostanie rozgrzeszenie i nagle zacznie chodzić do komunii św. - ciągle mieszkając pod jednym dachem - ich krewni i znajomi nie wiedząc o tym odniosą fałszywe wrażenie odnośnie zakazu przyjmowania Eucharystii w stanie grzechu ciężkiego oraz odnośnie nierozerwalności małżeństwa. Niektórzy w swojej naiwności, będą sadzić, że nauka Kościoła w tym punkcie zmieniła się po soborze i obecnie można przystępować do sakramentów w stanie grzechu ciężkiego.
 
Kilka uwag praktycznych. Po pierwsze, jak uniknąć spowodowania zgorszenia? Jeżeli ktoś żyjący w nielegalnym małżeństwie nie może się rozejść ze swoim partnerem z bardzo ważnych względów, ale oboje przyrzekną żyć jak „brat i siostra", przystąpi do spowiedzi św. i otrzyma rozgrzeszenia, niech przyjmuje komunię św. w kościele gdzie jest nieznany. Uniknie się w ten sposób niebezpieczeństwa zgorszenia. Gdy pomimo tej ostrożności znajomi lub krewni dowiedzą się o tym, niech stara się im wyjaśnić na czym cała rzecz polega. W razie gdy przeszkoda pierwszego ważnego małżeństwa przestanie istnieć (śmierci pierwszego małżonka lub uzyskane orzeczenia nieważności z sądu kościelnego), trzeba jak najszybciej wziąć ślub w cichej i prostej ceremonii w swojej parafii.
 
Nie powinno się iść do spowiedzi, kiedy jest długa kolejka i nie ma czasu na szersze wyjaśnienie sprawy i jej rozpatrzenie przez spowiednika. Gdy sądzisz, że dany spowiednik cię nie zrozumiał skontaktuj się z innym. Nigdy jednak nie rozstrzygaj sprawy sam. Trzeba zawsze pamiętać, że przystępowanie do sakramentów w takiej sytuacji jest rozwiązaniem wyjątkowym na forum tylko wewnętrznym i nie może podważać samej obiektywnej zasady, która mówi, że ludzie rozwiedzeni, którzy weszli w stałe związki po raz wtóry i nadal żyją w relacjach seksualnych nie powinni przyjmować sakramentów św. oraz pełnić pewnych publicznych funkcji kościelnych.
 
Trzeba się jednak bronić przed zredukowaniem praktyk religijnych do kwestii przyjmowania komunii św. To, że ktoś nie może przyjmować komunii św. nie zwalnia go od obowiązku uczestniczenia we Mszy św. niedzielnej, czytania i rozważania Słowa Bożego, ani od codziennej modlitwy i zachowywania innych przykazań Boskich i kościelnych, wychowania dzieci w wierze katolickiej itd. Praktykując naszą Wiarę na co dzień, staniemy się coraz bardziej dojrzali religijnie i gotowi na przyjęcie łaski prawdziwej poprawy.
 
ks. dr Józef Musioł SDS
czerwiec aD. 2005