Biała lilia
Na środku jeziora, niesiona lekkim podmuchem wiatru rosła lilia wodna. Była srebrzyście biała. Nieskończenie biała. Był to idealny wzorzec bieli. Na brzegu stanął Człowiek. Uwielbiał stawać w tym miejscu i przyglądać się lilii. - Och, jaka ta lilia jest biała - myślał Człowiek. - Srebrzyście biała. Nieskończenie biała. Wprost idealny wzorzec bieli.
Tak było codziennie od zawsze. Pod wpływem nieustannego obcowania z lilią, Człowiek przemieniał się. Najpierw jego oczy nabierały niepowtarzalnego blasku i stawały się jak kryształ. Z czasem idealne proporcje i barwa wypełniły go całkowicie i dla postronnego przechodnia (gdyby takowy był) Człowiek nie odróżniałby się już niczym od samej lilii. Był biały, srebrzyście biały, nieskończenie biały, wprost idealny wzorzec bieli. Człowiek był szczęśliwy a lilia była biała. Któregoś dnia Człowiek spojrzał na taflę jeziora i dostrzegł w niej swoje odbicie. - Jestem taki jak Ona. Niczym się od niej nie różnię - zadziwił się Człowiek. - Właściwie patrzenie na lilię nie jest mi potrzebne. Przecież sam jestem biały i mogę być szczęśliwy bez niej.
I zamknął oczy. Otoczyła go ciemność. Do jego uszu dobiegał szum wiatru poruszający fale, ale lilii już nie widział. - Jaka ona jest teraz?- zastanawiał się. - I jak to stwierdzić, skoro mam zamknięte oczy, a oprócz mnie i lilii nie ma tu nikogo, kto by mógł mi pomóc. Po chwili uświadomił sobie, że po pierwsze ciemność, którą widział nie jest znowu taka ciemna, a po drugie wcale nie jest sam. - Spróbuję zrobić krok - postanowił. Natychmiast poczuł, że ma do rozwiązania bardzo ważny problem. Dotyczył on czerni i bieli i wymagał pójścia dalej. Zrobił następny krok. - W sprawie czerni i bieli proszę udać się w tamtym kierunku - poinformował go Głos. Kolejne dwa kroki posunęły rzecz naprzód. - Owszem, ale najpierw należy wykonać badania kontrolne. Krok i był już w gabinecie. - Problem bieli i czerni? Wspaniale. Proszę się rozebrać i przejść po tej linii, cztery kroki do przodu. Linia była ledwo widoczna, więc Człowiek chwiał się i potykał. Dotarł jednak do końca i zadowolony zapytał: - No i jaki jestem? - Przykro mi - odpowiedział Głos - trzeba będzie nosić opaskę. Jak to opaskę - żachnął się Człowiek. Ale zamiast odpowiedzi poczuł zimny dotyk na swojej twarzy i ucisk wokół czaszki. - A teraz marsz do roboty - usłyszał na sekundę przed wypchnięciem go za drzwi. Znowu znalazł się nad brzegiem jeziora. Słyszał delikatny szum wiatru poruszający fale. Ale lilli już nie widział. - Ona nie istnieje - pomyślał człowiek - To wszystko było fikcją. Wymyśliłem lilię, biel i jezioro. Ale co z wiatrem? Przecież słyszę szum wiatru?
Wypchnięci przez drzwi, z opaską na oczach przyszliśmy na świat. Mamy na imię Człowiek i widzieliśmy Białą Lilię. Znaliśmy Ją i Ona nas znała. Ale teraz, cokolwiek zrobimy, gdziekolwiek się udamy, choć byśmy się nie wiem jak starali, nie zobaczymy jej. Wspomnienia nie pozwalają nam umrzeć i nakazują każdego dnia próbować czynić coś. Poukładaliśmy klocki według własnych zasad i wydaje nam się, że wiemy już co to znaczy dobro i zło. Potrafimy się urządzić, i próbujemy malować życie paletą barw utkaną z cieniutkich nitek złudzeń. Wzdłuż naszych dróg rozwiesiliśmy lampiony idei, pozapalaliśmy sztuczne światła poglądów, przekonań i racji. Poruszamy się tymi tropami, konstruując teorie zbawiające siebie i innych. Wszystko co błyszczy przypomina nam lilię, dając przez moment złudne poczucie spełnienia. Ale już w następnej chwili biel okazuje się tandetnym, kartonowym parawanem, za którym czai się mrok i otchłań samotności.
Na ścianach święte obrazy, w szufladzie metryka chrztu. Zaliczyliśmy większość sakramentów i bywamy w kościele. W tym lub innym. Myślimy sobie: jeśli będziemy dobrzy, nieskończenie dobrzy, wprost idealnie dobrzy, pewno zasłużymy sobie, pewno ujrzymy Ją znowu. Innym razem rozumujemy odwrotnie: Nie warto szukać lilii. Ona jest wymysłem i fikcją. Biel nie istnieje, są tylko odcienie szarości. Póki zgadzamy się na takie życie, póki szukamy światła w opasce na oczach, wszystko cokolwiek robimy doprowadza do rozczarowań. Zarówno dobro i zło, po tej stronie lustra są tylko odcieniami tej samej ciemności. Możemy mnożyć dekalogi lub powoływać się na istniejące. Próbować w nieskończoność doskonalić się, lub odwrotnie, zastygnąć pomiędzy jednym a drugim ziewnięciem. W każdym przypadku poruszamy się wewnątrz świata - który nie istnieje, wewnątrz ciemności, która nas objęła i wydaje się posiadać wyłączność na wszystko. Ale ona ma nad nami władzę, tylko wtedy gdy zgadzamy się na swój grzech
Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy grzechy, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki (1J 1,8-10)
Być może sprawy te nie są Ci obce. Może od lat podejrzewasz, że droga którą idziesz jest ślepa i tuż za zakrętem kończy się ścianą. A może nigdy dotąd nie zastanawiałeś się nad tym, a czytając ten tekst poczułeś w sercu nieznany Ci niepokój i zdenerwowanie. To nie jest konfesjonał i nie o myśli, słowa, uczynki i zaniedbania tu chodzi. Tu nie ma księdza, przed którym można by wyrecytować listę win. Wobec Prawa zawsze będziesz przegrany. Wobec boskich ideałów zawsze będziesz mikrobem. W sumie, jak ktoś dobrze to określił, tak czy inaczej czeka Cię los łotra - idzie tylko o to, którego - z lewej czy z prawej strony Jezusa.
Ty dziś możesz stanąć wobec samego siebie. Wobec swojej podstawowej nędzy z jaką przechodzisz przez świat. Wobec prawdy o opasce grzechu, która przesłania Ci Światło i określa Ciebie lepiej niż linie papilarne i mapa Twego genotypu. Podnieś teraz swoje ręce i dotknij twarzy. Czujesz? Pamiętasz? Po drugiej stronie? Twoja Lilia, Twój Bóg....
Andrzej Gołąb
www.kerygmat.Jezus.pl