DRUKUJ
 
ks. Mariusz Berko
Noc na brazylijskiej faveli
materiał własny
 


Noc na brazylijskiej faveli
 
To była "ta" noc, cicha i święta. To był ten dzień, który zaczyna się pierwszą gwiazdką na niebie, kiedy każdy zasiada do stołu z Biblią w ręku. Gdziekolwiek byłeś w tamtą noc, samotny, czy z bliskimi, smutny czy radosny, młody czy już zmęczony; ja w tamtą noc chodziłem po brazylijskiej faveli - dzielnicy biedy i ciemności, za murami wielkiego miasta Salvador da Bahia.
 
Ta noc na faveli wcale nie była cicha, ani święta. Wręcz przeciwnie. Po pasterce odprawionej z ok.150 osobami, która zaczęła się o godz. 22.00, bo później nie da się wrócić do domów, ja wyszedłem na kręte i ciemne ścieżki Saramandai... Już w czasie Mszy nie dało się wytrzymać mocy muzyki płynącej od sąsiadów. Nie były to kolędy, ale typowa muzyka karnawału - "pagode". Większość przejść między barakami faveli ( nie ma tu praktycznie drogi, jedynie półmetrowe przejścia między zbitymi ze sobą domami i barakami ) była pełna pijanych ludzi. Po wejściu między baraki, przede mną stanęło kilku tańczących meżczyzn, z "kaszasą " ( wódką z trzciny cukrowej ) w ręce. Wyginali swoje półnagie, spocone ciała w rytm muzyki, wyraźnie popisując się przede mną. Przeszedłem z lekkim uśmiechem na ustach. Kobiety coś gotowały na ognisku obok baraków. Boże Narodzenie na faveli...
 
Z ciemności wybiegły dzieciaki. Dwoje mnie poznało. Wzięły mnie za ręce i poprowadziły po swoim świecie... Za zakrętem zatrzymaliśmy się. Przy wejściu do zaułka stał policjant z "tropas de choque", w chełmie, uniformie i z wielkim karabinem w rękach ... Był tak podobny do żołnierzy amerykańskich w Iraku, ale przecież tu na Saramandaia nie ma wojny. Byliśmy przy wejściu do "boca de fumo", czyli miejsca rozprowadzania narkotyków. Policja raczej tu nie przychodzi, no i jeszcze w Boże Narodzenie, chyba, że nie dostali swojej "doli" od bandytów handlujących narkotykami. Jeden z maluchów podszedł do policjanta i z zainteresowaniem zaczął oglądać karabin. Nawet zaglądnął do lufy, wycelowanej w ziemię... Cały czas dzieciak miał swój niewinny uśmiech i ciekawość. Policjant nie drgnął, ale jego oczy biegały wokoło obserwując wszystko, z wyraźnym lękiem na twarzy... To przecież on miał karabin. Dziwny ten świat. Policjant od "zabijania" i niewinne dziecko w samych szortach... Boże Narodzenie na faveli...
 
Poszliśmy dalej. Dzieciaki skakały jak "pinpongi", krzycząc jedno przez drugie i coś mi opowiadając, a co już nie bardzo rozumiałem. Na naszej ścieżce dwie murzynki mieszały w wielkim garze, feijoadę - typową tutejszą potrawę z fasoli. Chciałem zrobić im zdjęcie. Sięgnąłem po aparat i... zobaczyłem w tym samym momencie, mężczyznę wyłaniającego się zza baraku. Na twarzy miał wyraźną złość... Po nim wyszło jeszcze dwóch murzynów... Trochę się wystraszyłem. Mogę im dać aparat, ale jeśli chcą więcej... Nie mam nic. Dzieciaki zrozumiały sytuację dość szybko i zamilkły na moment. Jeden z nich, może 5-letni ( nie znam jego imienia), objął moją nogę na wysokości kolana, (gdzie mi sięgał ) i zaczął krzyczeć: "Padre, padre..." czyli "ksiądz, ksiądz...". Inne dzieci zaczęły naśladować go. Mężczyzna zatrzymał się metr przede mną i patrząc na dzieciaka zapytał: "Co znaczy padre?". Dzieci jedno przez drugie zaczęły tłumaczyć, że ten co kupuje im jedzenie, prezenty, ten z kościoła... Murzyn popatrzył na mnie z dozą litości... i odszedł. Mój Boże. Pięcioletnie dziecko, uratowało mnie, może nawet uratowało moje życie..., a ja myślałem, że sam dam sobie rady, a ja myślałem, że moja siła, intelekt... Bóg posłał dziecko. Boże Narodzenie na faveli...
 
Weszliśmy do baraku, gdzie mieszka niewidoma kobieta, wraz ze swoją rodziną. W kącie, miała korytko i wydzielony starymi deskami rewir. "Żeby nie wychodziła i nie zrobiła sobie krzywdy"- dodała jej siostra, widząc moje politowanie. A niewidoma ucieszona prezentem, cały czas się uśmiechała, dodając - "Pan Jesus do mnie przyszedł". Ktoś z rodziny cały czas poprawiał ją: "To ksiądz, a nie Pan Jezus, głupia..." A ona wiedziała swoje siedząc w swoim barłogu, podobnym do stajni... betlejemskiej. Ze swoim uśmiechem na twarzy ciągle powtarzała: "Pan Jesus przyszedł do mnie..." A ja zacząłem mieć coraz więcej wątpiwości - czy ona jest niewidoma, czy my jesteśmy ślepi? Z sąsiedniego baraku przybiegł malec, cały nagusieńki... Dwa dni wcześniej dostał, od nas majtusie i wielką, niebieską piłkę. Zapytałem go gdzie ma prezenty, które dostał i dlaczego nie chodzi w majtusiach. Nic nie odpowiedział, tylko szybko pobiegł do swego baraku. Po chwili wrócił z prezentami w rękach... Oczy dzieciaka takie szczęśliwe. Nowe majtusie, jak i piłka, to coś jak skarby z innego świata. Trzeba je schować, przed złodziejami..., a malec biega w środku tej szczególnej nocy, nagusieńki... Boże Narodzenie na faveli...
 
Szkoda, że tego nie widzicie. Nikt tego nie widzi, nawet ci co tu mieszkają. Są tak ślepi, oszołomieni, bez światła i nadziei, w swoim getcie za murem wielkiego miasta.To nie sztuczna "szopka", lecz prawdziwe Betlejem. Prawie wszyscy (ok.20 tys.) mieszkańcy mojej faveli w tę noc świętowali, ale co? Nie wiedzą. Większość ochrzczonych mieszkańców favel, nie wie dlaczego świętuje... Coś słyszało o Jezusie, ale nie wiele wiedzą o co chodzi. Nazwa Bożego Narodzenia po portugalsku to tylko "Natal" czyli narodzenie, ale czyje? Alkohol, sex, taniec, narkotyki... Boże Narodzenie na faveli. Pamiętam, jak jeden z księży w Dębicy, mówił mi, że w Ameryce Południowej nie ma misji, bo wszyscy są chrześcijanami... Oni też tak mówią... Wracałem samotnie do swojego domu, przez "mrowisko" faveli... Była już druga po północy. Mija noc, mija kolejny rok i kilka pytań pozostaje. Warto dziś pomyśleć. Na tyle pytań nie ma odpowiedzi...
 
Co mnie najbardziej boli? - SŁOWA... tych, co mówią o wierze, a już nie wierzą. Słowa tych, co mówią o innych, a nie wiedzą, że mówią o sobie. Słowa, które burzą,niszczą i straszą. Słowa "ja wiem lepiej", kiedy lepiej zamilczeć... SŁOWA zamiast gestu.
Czego się najbardziej boję? - PODZIWU, który mówi, że jestem lepszy od innych. Podziwu, który robi ze mnie gwiazdkę i chciałby mnie umieścić na szczycie sztucznej choinki... Podziwu, który zabiera mi ciszę i te chwile patrzenia na dzieci...
Co mnie zaskoczyło w tym roku? - WILSON. Piecioletni dzieciak, który żyje na śmieciach i nigdy nie dostał nic, nawet na jedzenie musiał zapracować... Kiedy dałem mu po raz pierwszy nowy samochodzik - zabawkę, zapytał mnie, czy może mi go dać ... Zaskoczony dodałem: "Dlaczego?". "Żebyś zawsze był szczęśliwy"- odpowiedział z wyraźną radością w oczach.
Czego żałuję? - CZASU, który straciłem na tyle kazań, nauk i mądrości. Czasu, którego zabrakło, by pobawić się z dziećmi...
Czego sobie życzę? - BYĆ zielonym drzewem w lesie, które nawet w zimie raduje zielenią nadziei. A kiedy już padnie wielki pień życia, aby choć jeden przechodzień zatrzymał się, usiadł i pomyślał - "Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Panu".
 
Rok temu wielka fala zabiła setki tysięcy ludzi, ale inna fala dobra przebiegła ziemię, dzieląc się miłością. "Im więcej zła, tym więcej łaski miłości". Świat nie jest stracony. Świat nie jest zły. To my tworzymy ten świat w Polsce, Brazylii, USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Australii, Hiszpanii etc. Jutro wstanie nowy dzień. Dzień jak codzień, ale może to będzie nowy dzień dobra. Zobacz ilu czeka na ciebie. Nie na prezenty, na ciebie. Nie mów tyle, podziel się nadzieją swą. Zatrzymaj się,uśmiechnij, posłuchaj... Podaj swoją dłoń, połóż ją na głowie dziecka... Kiedy nie masz już czasu na nic, zostaw wszystko w rękach Boga i... miej czas... Jeśli fala "zła" otacza cię ze swą ciemością, zawołaj innych i "buduj brzeg" miłości. Nie potrzeba , aż tu do Brazylii. Popatrz wokół, sąsiedzi, parafia, praca, ulica ... tylu walczy z "falami" i nie ma "brzegu". Jak mówi piosenka "Pokonamy fale, jeśli każdy z nas zbuduje brzeg, z miłości swej. Pokonamy falę jeśli każdy z nas doda swój kamień, z miłości swej". Tyle cichych kamieni dobra broni nas przed falami... Za to dobro ukryte przed światem, jak Nowonarodzony Jesus w stajence betlejemskiej, dziękujmy Bogu i ludziom.
 
Za te dni i noce, pełne słońca i deszczu... Za to, że tyle światła w moim życiu, tyle serc, tyle nadziei... Za ten świat, który ma tyle światów... Za tyle życia w nas, wbrew śmierci ... Za tyle szczęścia w nieszczęściu... Za tylu bliskich, będących daleko i tych blisko, co boją się zbliżyć... Za samotność wśród tłumów i tyle przyjaznych rąk "na pustyni"... Za wzruszenie i słabą pamięć "bolesnych słów"... I ZA TO, ŻE WIERZĘ W CIEBIE BOŻE, ŻE NIE WSTYDZĘ SIĘ KOCHAĆ, ŻE WIERZĘ W DOBRO CZŁOWIEKA, I ŻE TYLE PIĘKNYCH DNI PRZED NAMI...
DZIEKUJĘ CI BOŻE.
 
z faveli Saramandaia, SALVADOR DA BAHIA, BRASIL
ks. Mariusz Berko
 
zapraszam do galerii zdjęć www.favela.republika.pl
mariusz@uol.com.br