DRUKUJ
 
Małgorzata Mikołajczak
Rośnie we mnie męstwo Boże
Pastores
 


Rośnie we mnie męstwo Boże
 
Dziś rośnie nowa, zielona zwycięska gałąź Kościoła katolickiego, rzymskiego, która korzenie puściła w kazamatach więzień, obozów udręczenia, na zesłaniach, w katakumbach ukrycia i to po całym świecie”. Słowa zanotowane w pamiętniku Natalii Tułasiewicz mają dziś wydźwięk profetyczny: w 1999 roku, podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, ich autorka została włączona do grona 108 męczenników II wojny światowej. Jednak w 1943 roku, z którego pochodzi cytowane zdanie, nic jeszcze nie zapowiadało takiego finału.
 
Życie Natalii mogłoby pewnie przebiegać według scenariusza typowego dla wielu wojennych biografii. Kształcona w Krakowie i Poznaniu, po studiach podjęła pracę jako nauczycielka: najpierw w szkole powszechnej, następnie w poznańskim gimnazjum Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej i – po wysiedleniu z Poznania – w tajnym ośrodku urszulańskim. Uczyła, organizowała konspiracyjne spotkania literackie oraz sodalicyjne (od 1920 roku była aktywnym członkiem Sodalicji Mariańskiej), uczestniczyła w życiu kulturalnym, a przy tym uważnie śledziła rozwój wojennych zdarzeń. W swym pamiętniku pisała: „Wojna jest zawsze rozpętaniem złych, okrutnych instynktów, ale wojna też wyzwala z duszy cnoty, o których w czasie pokoju wielu ludziom się nie śniło”.
 
Wojenne rekolekcje
 
Przyszła błogosławiona z dużą przenikliwością (wspartą wiedzą czerpaną z licznych lektur) odczytywała znaki swego czasu. Panujący okres porównywała (za Berdiajewem) do zmierzchu Rzymu, dostrzegając kryzys słowa i wartości, przewidując powojenny bałagan. Z tej perspektywy planowała swoje zadania na przyszłość: „Wydaje mi się obowiązkiem ostrzegać kiedyś opinię publiczną wszystkich krajów, nie tylko Polski, że fanatyzm nacjonalistyczny jest przepaścią, wciągającą w swoje czeluście najpiękniejsze wartości ludzkości”. Podobny – dziś zapewne rzeklibyśmy „ekumeniczny” – duch panuje w jej myśleniu o Kościele. Natalia jest otwarta na świat i innych ludzi, oddana wierze katolickiej (tu jej przewodnikami byli „święci artyści”: Franciszek z Asyżu, brat Albert, Teresa z Avila i Jan od Krzyża). Zatroskana o bliźnich, nie dąży do tego, by siłą narzucać „swój świat duchowy jako najwłaściwszy”. Zarazem tak przemiany zachodzące w świecie, jak własne losy odczytuje w świetle Bożego planu; na tym tle sytuuje aktualne wyzwania.
 
Dla Natalii Tułasiewicz wojna to okres trudnych, ale cennych rekolekcji, które uczą „zwycięskiej walki z sobą, walki ze starannie zamaskowaną miłością własną o Boże oblicze własnej duszy”. Wojenne rekolekcje pozwalają też rozpoznać i potwierdzić Boże powołanie. W jej przypadku podłożem powołania był „głód podwójny” – piękna i świętości. W takim „podwójnym splocie” rozumiała swą misję świeckiego apostoła, który niesie innym wartości Ewangelii i kultury. Głosić zachwyt nad dziełem stworzenia, być jednym z instrumentów w wielkiej orkiestrze Boga – takie były jej pragnienia. Wtedy jeszcze nie mogła wiedzieć, że konsekwencją takiego wyboru i ostatecznym sprawdzianem wyznawanych ideałów okaże się śmierć męczeńska. Na razie zapisywała: „Rośnie we mnie męstwo Boże”. Gdyby szukać najważniejszych zasad, na których wspierało się jej „dorastanie do świętości”, znalazłyby się wśród nich: imperatyw służby oraz nakaz miłości nieprzyjaciół. Pierwszy, wywiedziony z Ewangelii, zasilany pozytywistycznymi lekturami, zdawał się być integralną częścią jej osobowości. Drugiego, powracającego jak leitmotiv w wojennych zapiskach, uczyła się pilnie w najtrudniejszej ze szkół – w konfrontacji z okupującym kraj wrogiem. „Najdroższy mój przyjaciel mówi mi: «Nie oburzaj się, nie złorzecz, potrzebna mi jest twoja, właśnie twoja miłość. (...) Módl się przede wszystkim za nieprzyjaciół, albowiem taka modlitwa jest miłością najwyższej próby».”
 
Pragnienie miłości nieprzyjaciół przenika jej lekturę psalmów. Charakterystyczne jest to, że absolwentka polonistyki Uniwersytetu Poznańskiego szuka w psalmach nie tyle piękna, ile raczej prawdy. W Notatkach do studium nad psalmami na plan pierwszy wysuwa się sprzeciw wobec myślenia w kategoriach „oko za oko” i ostrzeżenie przed żądzą odwetu. Zło – głośne i bezczelne należy zwyciężać miłością: „Dopiero miłość wroga legitymuje moje wnętrze”. Ta lekcja okazała się chyba najbardziej przydatna w okresie zapoczątkowanym decyzją wyjazdu do Hanoweru.
 
Ku męczeństwu
 
Natalia Tułasiewicz wyruszyła do Niemiec w podwójnej roli: pełnomocnika-emisariusza rządu londyńskiego i świeckiego apostoła. Przez osiem miesięcy pracowała w fabryce, dzieliła los kobiet wywiezionych na przymusowe roboty. Ów etap jej życia znany jest przede wszystkim z listów, zawierających jednak obrazek dość uładzony. Natalia nie chce martwić rodziny, z humorem pisze o swojej ciężkiej, fizycznej pracy, pomniejsza rozmiar zagrożenia. Mimo to trudno nie dostrzec, że apostolstwo prowadzone w tamtych warunkach wymagało heroizmu oraz – co znamienne dla przyszłej błogosławionej – musiało się łączyć z niestrudzoną pasją. Będąc na obczyźnie, polska nauczycielka animuje życie religijne, zabiega o odprawianie Mszy świętych, „urządza” rekolekcje, wygłasza prelekcje i katechezy, organizuje wspólne modlitwy, objaśnia prawdy wiary. „Nazywają mnie tu «księżulkiem»” – pisze w liście do siostry.
 
Uderzająca jest zwłaszcza troska Natalii o współpracownice i o ich życie duchowe. Z uporem pokazuje, że „dobro zawsze istnieje, nawet pośród morza zła. Lilie rosną i na bagnie”. W listach do krewnych i przyjaciół często powracają pytania o losy bliskich i pragnienie: „Byle tylko moi przetrwali te wszystkie biedy”. Jej samej przetrwać pozwalała przede wszystkim ufność. Jeszcze w 1939 roku pisała: „Jeśliby w tych czasach nie mieć ufności Bożej wprost dziecięcej, nie wiem, czy wytrwać by można”. Przymusowa praca i późniejsze uwięzienie pogłębiają tę postawę. „Tyle doświadczam ciągle łask Bożych, że już nie wiem, jak dziękować, jak wielbić” – przeczytać można w jej liście do siostry. A do matki: „Myślę, iż Pan Bóg na mnie dopuścił tę przygodę, aby mi pokazać, że mogę być sama jak palec, nie posiadać nic, a dzięki Jego pomocy będę miała wszystko, co potrzeba”. Już będąc w więzieniu pisała: „Bóg jest wielki, tak cudownie czuwa nade mną. Nie martw się o mnie”.
 
„Męstwo Boże”
 
Ostatecznie probierzem wiary okazał się obóz koncentracyjny w Ravensbrück, do którego emisariuszka rządu londyńskiego trafiła wskutek nieostrożności kuriera. Więziona najpierw w Hanowerze, potem w Kolonii, jesienią 1944 roku znalazła się w obozie. Była już wtedy dość słaba. Jej wątłe zdrowie zostało nadszarpnięte ciężką pracą i powracającą gruźlicą. Mimo to Natalia cieszyła się dużym autorytetem, posiadała dar skupiania wokół siebie innych; sama odważna – dodawała innym odwagi i nadziei. Jej wiary nie załamały śledztwa i tortury. Czy wiedziała, że czeka ją śmierć? Niewątpliwie ufała w „szczęśliwe zakończenie”, była jednak przygotowana także na inną możliwość. Jedna z więźniarek wspomina: „Prosiłam, aby się ukrywała, nie wychodziła na «przeglądy». Nie chciała się na to zgodzić, twierdziła, że jeśli Pan Bóg przeznaczył jej śmierć w obozie, nie będzie się broniła, ani sprzeciwiała”. Gotowa przyjąć swoje przeznaczenie, mocno wierzyła, że w Bożych planach będzie to miało sens. „Idę przecież do Pana, którego ukochałam całą duszą, ku któremu wyrywa się dusza moja; spotkam się tam z Ojcem i siostrą, (...) będziemy oczekiwali swoich najdroższych, (...) a na ziemię ześlę huragan róż”. Zmarła w komorze gazowej w Wielki Piątek 31 marca 1945 roku.
 
Z perspektywy ponad pół wieku, dzielącego nas od tamtych wydarzeń, można stwierdzić, że „męstwo Boże”, któremu Natalia Tułasiewicz pozwoliła się prowadzić, nie poszło na marne. „Siłaczka”, przeniknięta pasją świętości i piękna, w pewnym sensie kontynuuje dzisiaj swą wychowawczą misję. Reprezentowane przez nią: idea apostolstwa świeckich, postawa ascezy pozytywnej, gotowość miłości nieprzyjaciół – zdecydowały o obwołaniu jej jedną z patronek nauczycieli i wychowawców. Jest jednak jeszcze w postaci Natalii coś, co nie ogranicza się do zadań wychowawczych, co sprzeciwia się myśleniu, że powołanie do świętości, dokonując się niejako poza nami, realizując dzięki łasce, zwalnia z podejmowania duchowej aktywności. W tym kontekście sylwetka błogosławionej może być znakiem sprzeciwu wobec łatwego życia i konformizmu. Jej przykład przypomina: łaska wymaga współpracy; oprócz pobożnych myśli równie ważne są czyny; a jeśli chce się kroczyć drogą Chrystusa, konieczny jest radykalizm.
 
Małgorzata Mikołajczak
(ur. 1966), literaturoznawca, adiunkt w Zakładzie Teorii Literatury Instytutu Filologii Polskiej na Uniwersytecie w Zielonej Górze. Opublikowała m.in. książki Podjąć przerwany dialog. O poezji Urszuli Kozioł oraz „W cieniu heksametru.” Interpretacje wierszy Zbigniewa Herberta.