DRUKUJ
 
Marie Cofta
Jezu, któryś zamknął się w Hostii...
Miłujcie się!
 


 Słowo, które stało się Ciałem 2000 lat temu, obecne jest dzisiaj w Eucharystii. Fakt ten sprawił, że Msza św. stała się centrum życia chrześcijańskiego, centrum życia Kościoła. W niej odnajdujemy Tego, który umarł dla naszego zbawienia i, co więcej, pozostał, wręcz „uwięził się” pod postacią chleba i wina, by być wśród nas wciąż obecnym.
 
"Widzisz, opuściłem tron w niebie, aby się z tobą połączyć" (Dz 1810b) – tak mówi Jezus do s. Faustyny, która właśnie w Komunii odnajdywała wszelkie potrzebne jej łaski: "Widzę się tak słaba, że gdyby nie Komunia św., upadałabym ustawicznie; jedno mnie tylko trzyma, to jest Komunia św., z niej czerpię siłę, w niej moja moc. Lękam się życia, [jeśli] w którym dniu nie mam Komunii św. Sama siebie się lękam. Jezus utajony w Hostii jest mi wszystkim. Z tabernakulum czerpię siłę, moc, odwagę i światło; tu, w chwilach udręki szukam ukojenia. Nie umiałabym oddać chwały Bogu, gdybym nie miała w sercu Eucharystii". (Dz 1037)
 
Przyjmowanie Komunii św. jest czerpaniem z daru miłości samego Zmartwychwstałego. Ubliżamy tej tajemnicy, jeśli postrzegamy ją tylko jako symboliczne wspominanie dramatycznych wydarzeń, które rozegrały się przed 2000 lat w Jerozolimie. W czasie każdej Mszy św. dokonuje się prawdziwe Przeistoczenie. Jezus oddaje się nam i staje się dla nas pokarmem, zapewniając nam w ten sposób nowe życie: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (J 6,55-58).
 
Słowa o Ciele Chrystusa jako pokarmie w niezwyczajny sposób zrealizowały się w życiu osoby Marty Robin, francuskiej mistyczki i stygmatyczki. Pisała ona: Jezus ustanowił sakrament Eucharystii nie tylko po to, byśmy Go adorowali, ale również i po to, aby być pokarmem dla naszego ciała. Potwierdziło się to w jej życiu. Przez 53 lata nie przyjmowała innego pokarmu jak tylko Eucharystię. Poza tym nie piła i nie spała. Przynoszono jej Jezusa raz w tygodniu i, jak opowiadali kapłani, Hostia zdawała się sama wchodzić jej do ust, bez żadnego przełykania. Potem Marta wpadała w ekstazę i adorowała ukrytego w niej Oblubieńca.
 
Przyjście Jezusa było zawsze wydarzeniem. Za każdym razem mistyczka przygotowywała się do niego poprzez spowiedź św. i modlitwę. Uważała, że Komunia bez przygotowania i bez dziękczynienia jest mało pożyteczna dla duszy. Mimo, że choroba unieruchomiła ją w łóżku, potrafiła rozpoznać, kiedy znajomy ksiądz zbliżał się do domu z Jezusem. Ogarniała ją wtedy wielka radość: W jednej chwili da mi siebie samego Ten, który uzdrawia, pociesza, podnosi, błogosławi, Ten, który jest pokojem, przywróci go memu sercu zbyt rozdartemu i pełnemu straszliwych udręk. Również w Dzienniczku siostry Faustyny znajdujemy liczne opisy przygotowywania się do przyjęcia Jezusa Eucharystycznego. Spotkanie z Ukochanym naznaczało cały dzień świętej, czekała tego osobowego spotkania ze Zbawicielem:
 
"Dziś przygotowuję się na przyjście Twoje, jako oblubienica na przyjście Oblubieńca swego (...) Serce moje wyjdź z tej głębokiej zadumy (...), gdyż nadchodzi i już jest u twych drzwi. Wychodzę na Jego spotkanie i zapraszam Go do mieszkania swojego, uniżając się głęboko przed Jego majestatem. Lecz Pan podnosi z prochu mnie i jako oblubienicę zaprasza, abym usiadła obok Niego, abym Mu powiedziała wszystko, co mam w sercu. (...) Lecz chwila szybko upływa. Jezu, muszę wyjść na zewnątrz do obowiązków, które czekają na mnie. Jezus mi mówi, że jest jeszcze chwila, aby się pożegnać. Wzajemne, głębokie spojrzenie i na chwilę pozornie się rozłączamy, ale nigdy rzeczywiście. Serca nasze są ustawicznie zjednoczone; choć na zewnątrz jestem rozerwana różnymi obowiązkami. Lecz obecność Jezusa pogrąża mnie ustawicznie w skupieniu" (Dz 1805-1806).
 
Podczas każdej Mszy św. dokonuje się niejako odnowienie ofiary Chrystusa. Staje się to dla nas szansą dotknięcia żywego Jezusa, przeżycia i uczestniczenia w dziele odkupienia. Przyjmując ten dar, pozwalamy się przemieniać, serce Jezusa zaczyna bić w naszym: "Wszystko, co we mnie dobrego jest – sprawiła to Komunia św., jej wszystko zawdzięczam. Czuję, że ten święty ogień przemienił mnie całkowicie" (Dz 1392 a) – pisała s. Faustyna.
 
Świadomość tego, jak wielkiej tajemnicy dotykamy, powinna pomóc nam z szacunkiem przystępować do stołu eucharystycznego. Wchodzimy bowiem w obszar innej, choć paradoksalnie – wciąż naszej, rzeczywistości. Dostępujemy wielkiego zaszczytu. Jak zapewnia św. s. Faustyna, "Aniołowie, gdyby zazdrościć mogli, to by nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej – to jest przyjmowania Komunii św., a drugiej – to jest cierpienia" (Dz 1804 b). Tymczasem Jezus skarży się jej, że nie znajduje zrozumienia ludzi:
"Ach, jak mnie boli, że dusze tak mało się łączą ze Mną w Komunii świętej. Czekam na dusze, a one są dla Mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one Mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami – one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze Mną jak z czymś martwym, a przecież mam serce pełne miłości i miłosierdzia..." (Dz 1447).
 
To dla nas wyrzut lub raczej skarga, że nie czerpiemy w pełni z daru, jakim jest dla człowieka Eucharystia. Sami się w ten sposób zubażamy. Prawdą jest więc, co mówi Marta Robin: "Chcemy otrzymywać tak wiele, a nie idziemy do Tego, który obdarowuje..." Dlatego Jan Paweł II wzywał nas – uczyńcie Eucharystię centrum swojego życia! (por. List do młodych, rok 2000). Wzbudzajmy w sobie pragnienie spotkania Jezusa Eucharystycznego. Jak Sam mówił s. Faustynie, "życie wiekuiste musi się już tu na ziemi zapoczątkować przez Komunię św. Każda Komunia św. czyni cię zdolniejszą do obcowania przez całą wieczność z Bogiem" (Dz 1811).
 
opr. Marie Cofta