DRUKUJ
 
Paweł Zuchniewicz
Zagadka Opus Dei
Idziemy
 


Gdzie jest Opus Dei?
 
Ale co to ma wspólnego z Opus Dei, którego Raphael jest członkiem? Jaki jest związek między działaniami IFFD czy jej polskiej części, jaką jest Akademia Familijna, a działalnością Opus Dei? Pytanie takie pada nie tylko w tym konkretnym, stosunkowo mało znanym przypadku, ale też w innych, czasem budzących gorące dyskusje, sytuacjach.
 
W Warszawie, po lewej stronie Wisły, czyli w archidiecezji warszawskiej, znajduje się kilka ośrodków Dzieła. Po prawej stronie, w diecezji warszawsko-praskiej, od wielu lat funkcjonuje centrum konferencyjne i formacyjne „Dworek”, gdzie odbywają się między innymi trzydniowe rekolekcje. Nie raz i nie dwa słyszałem już wypowiedzi uczestników takich spotkań po ich powrocie do zwyczajnych zajęć: „W Dworku jest tak fajnie, że chciałbym w tym roku pojechać tam jeszcze raz”. Tymczasem organizatorzy delikatnie wskazują, że do Dworku wystarczy pojechać raz na rok. Rekolekcje nie są bowiem po to, by dobrze tam spędzić czas. Przemyślenia i postanowienia, które zostały tam powzięte,  należy starać się wcielać w życie codzienne, w tę naszą szarą codzienność, która – jak się okazuje ­– wcale taka szara być nie musi. Wręcz przeciwnie – może okazać się wręcz fascynująca w świetle, które odkrywamy właśnie dzięki środkom formacyjnym takim jak rekolekcje.
 
Dlatego błędem byłoby stwierdzenie, że Opus Dei znajduje się w Warszawie przy ulicy Górnośląskiej albo w centrum konferencyjnym i formacyjnym „Dworek”. Z duchowego punktu widzenia Dzieło Boże jest bowiem wszędzie tam, gdzie żyją i pracują ludzie, którzy korzystają z tej formacji.
 
Rapahel Pich nie przyjeżdżał do Warszawy po to, aby odwiedzić ośrodek na Górnośląskiej, choć go tam spotkałem, lecz by posuwać naprzód inicjatywę, którą podjął z górą czterdzieści lat temu. Nie można wykluczyć, a nawet można być pewnym, że myśląc o niej i wcielając ją w życie wiele godzin spędził przed tabernakulum w swojej parafii albo na rekolekcjach Opus Dei. Pewnie też rozmawiał o tym ze swoim kierownikiem duchowym. Ale w ostateczności podjął to działanie, ponieważ sam stwierdził, że jest ono potrzebne. W jakim celu? Z pewnością po to, aby pomóc rodzinom. Ale nie tylko dlatego.
Anna i Janusz Wardakowie mówią wprost: – Cała jego postawa i zachowanie pokazywały, że bardzo poważnie wziął sobie do serca własne powołanie do świętości. Po wyjeździe Rapahela zastanawiali się, czy nie zostawić jego pościeli jako relikwii.
 
Poszukiwacze szczęścia
 
Przeszło pięćdziesiąt lat temu w mieście Pampeluna w Hiszpanii powstał Uniwersytet Nawarry. Dziś jest to jedna z najlepszych uczelni w tym kraju. Jej częścią jest znajdująca się w Barcelonie, wspomniana już szkoła IESE uznana przez angielski tygodnik „Economist” za najlepszą szkołę biznesu na świecie. Uniwersytet szczyci się również wydziałem medycznym i kliniką, której pacjentami byli między innymi słynny kolarz Miguel Indurain oraz ojciec obecnego króla Hiszpanii.
 
Właśnie od wydziału medycznego rozpoczęła się historia tej szkoły. Założył go związany z Opus Dei znany lekarz Edward Ortiz de Landazuri. Pewnego dnia do Pampeluny przyjechał założyciel Opus Dei, ks. Josemaria Escriva, który  kiedyś poprosił  Landazuriego o pomoc przy organizacji uczelni. „Ojcze, dałeś mi za zadanie założenie uniwersytetu – oto on” – powiedział pełen dumy lekarz. Usłyszał wówczas odpowiedź ks. Josemaríi: „Nie miałeś zakładać uniwersytetu, ale miałeś się uświęcać zakładając uniwersytet”.
 
Wygląda na to, że Edward Ortiz de Landazuri wyciągnął wnioski z napomnienia, którego udzielił mu św. Josemaria. Ten zmarły w 1985 r. lekarz jest dziś oficjalnym kandydatem na ołtarze, 11 grudnia 1998 r. otwarto jego proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym. Jest więc prawdopodobne, że pewnego dnia usłyszymy o kolejnym błogosławionym, czyli szczęśliwym człowieku.
 
Oczywiście, szczęście w formie czystej można znaleźć dopiero po przekroczeniu progu życia i śmierci. Są jednak ludzie, którzy już tu na ziemi potrafią dać przedsmak nieba. Należał do nich także ks. Josemaria Escriva. Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają spotkania z założycielem Opus Dei. Wśród nich jest także Raphael Pich. 
 – Także w czasie dużych spotkań potrafił  stworzyć prawdziwie rodzinną atmosferę – wspomina Pich. – Czuliśmy się wtedy bardzo dobrze. Nawet, jeśli siedziałeś wśród kilku tysięcy osób, czułeś, że on mówi właśnie do ciebie, że właśnie z tobą rozmawia. A to, co mówił, głęboko poruszało twoje serce.
 
Poruszyło też serce Raphaela i jego rodziny. Dziś wierzy on głęboko, że ci jego bliscy, którzy już zakończyli wędrówkę po ziemi, znajdują się w lepszym świecie.
– Moja żona zmarła w samym środku dnia – mówi. – Rano poszła na Mszę świętą, a potem do sklepu. Tam kupiła składniki na ciasto, ponieważ następnego dnia były moje urodziny. Potem zaczęła szyć. Mówiła właśnie Anioł Pański. Dokończyła tę modlitwę w niebie. Miała wylew krwi do mózgu.
Nie zapomnę łagodnego uśmiechu Rapahela, kiedy mówił te słowa. Było to wymowniejsze niż wiele traktatów teologicznych.
 
Paweł Zuchniewicz
www.pawelzuchniewicz.pl
 
 
strona: 1 2