DRUKUJ
 
Joanna Gorecka-Kalita
Dlaczego dziś nie ma templariuszy?
List
 


 
Herezja i związane z nią potworności przedstawiały dla Wilhelma same korzyści. Po pierwsze, w dużej mierze wytrącały papieżowi broń z ręki, gdyby przypadkiem chciał bronić templariuszy – strach ująć się za winnymi tak ohydnych występków, można samemu stać się patronus turpitudinis (patronującym ohydzie). Po drugie, działały na wyobraźnię masowego odbiorcy. Wilhelm z Nogaret jest być może pierwszym politykiem, który stosuje metody socjotechniczne, odwołując się do opinii publicznej i celowo nią manipulując. Lud wszakże lubi „historie dziwne a straszliwe”, zaś wszelka tajemniczość działa na wyobraźnię, szczególnie, jeśli dotyczy tych, których z różnych przyczyn się nie lubi. Ochoczo więc opowiadano nie tylko o sodomii i kulcie jakiegoś tajemnego bóstwa, lecz również o paleniu niemowląt zrodzonych z niewiast uwiedzionych przez templariuszy, namaszczaniu bożków tłuszczem owych dzieci, składaniu ofiar z ludzi. Trudno w to uwierzyć? Wszak i dziś znajdą się ludzie, którzy święcie wierzą w to, że Żydzi przerabiają na macę chrześcijańskie dzieci, Opus Dei opłaca skrytobójców, a kosmici skrycie zapładniają Ziemianki (w średniowieczu robiły to inkuby***).
 
Templariuszy dziś nie ma, żyje za to Nogaret
 
Nie ma wątpliwości, że oskarżenia pod adresem zakonu są od początku do końca spreparowane. Czy jednak znaczy to, że zakon jest bez winy i w żaden sposób nie przyczynił się do własnego upadku? A jednak w pewien sposób się „znieprawił”... Wraz z upadkiem państwa krzyżowców utracił zasadniczą rację bytu. Od końca XIII w. narasta w nim kryzys i coraz dalej templariuszom do pierwszych ideałów zakonu: ubóstwa, pokory i surowości obyczajów; coraz bardziej natomiast daje o sobie znać wielkopańska pycha (warto wiedzieć, że król Filip Piękny sam starał się usilnie zostać Wielkim Mistrzem Zakonu, czego mu odmówiono. Może więc osobiście upokorzony król znajduje dodatkową satysfakcję w pognębieniu dumnego zakonu?). Kolejni papieże końca XIII w. próbowali skłonić templariuszy i szpitalników (joannitów) do połączenia obu zakonów w jeden. Z dużym prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że uratowałoby to templariuszy od klęski. Niestety, na przeszkodzie ponownie stanęły pycha i zawiść: Jakub de Molay stanowczo przeciwstawił się fuzji. Cóż, ostatniemu Mistrzowi brakowało dalekowzroczności i wyczucia politycznego, którym wyróżniał się Wilhelm z Nogaret.
 
Klęska templariuszy była dla nich samych niezwykle upokarzająca: oni, którzy rozmawiali niczym równy z równym z najmożniejszymi tego świata, stali się ostatecznie zakładnikami w grze króla Francji z papieżem; oni, którzy współtworzyli politykę i strategię państwa, zostali zmieleni na pył w trybach machiny politycznej! Z pewnością nieobce templariuszom były błędy i potknięcia, ale wedle żadnych kryteriów nie zasługiwali na los, jaki im zgotowano.
 
Rozmaici hochsztaplerzy, kontynuując dzieło Wilhelma z Nogaret, usiłują na bazie klęski templariuszy budować pokrętne i bałamutne teorie. Z amatorami taniej sensacji nie sposób, niestety, dyskutować, ponieważ nie odnoszą się oni do jakichkolwiek racjonalnych argumentów, lecz do rzekomo prawdziwej historii, zatajonej przed zwykłymi śmiertelnikami… Templariusze – którzy byli w posiadaniu świętego Graala, a także żydowskiej Arki Przymierza i tablic Mojżeszowych, a na dodatek wydobywali uran (papier wszystko zniesie!) – przetrwali tedy jako silna tajna organizacja, wspierająca działalność Joanny d’Arc, kolonizację Ameryki, Wielką Rewolucję Francuską i Bóg (a może Bafomet?) wie, co jeszcze. Skoro wydobywali uran, to z pewnością stali za skonstruowaniem bomby atomowej Saddama Husajna… i dlatego nie można jej znaleźć! Na templariuszy usiłowali powoływać się już XVIII-wieczni wolnomularze – co nie zaskakuje, gdyż przydają sobie oni znacznie dawniejszy rodowód, wywodząc swe początki od budowniczych świątyni Salomona – w niezbyt szczytnym zamiarze odzyskania schedy po zakonie…
 
Ostatni Milites Templi odeszli bezpowrotnie z tego świata w XIV w.: jedni w płomieniach stosu, inni w więzieniach, inni wreszcie w opuszczeniu i zaciszach swoich domostw, i nie ma najmniejszego sensu wywoływanie duchów przeszłości. Jedyne, co możemy zrobić, to chronić pamięć rycerzy białego płaszcza – tak przed oszczercami, jak i przed wyznawcami – przeciwstawiając hochsztaplerom rzetelną wiedzę historyczną; pomni na jedną z dewiz templariuszy: Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam (Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę).
 
Niestety metody Wilhelma z Nogaret trzymają się mocno. Znalazły szerokie zastosowanie w ciągu kolejnych stuleci i zapewne będą cieszyć się powodzeniem tak długo, jak długo będzie istnieć jakakolwiek władza totalna, usiłująca rozprawić się z przeciwnikami (a nierzadko sojusznikami) przy zachowaniu pozorów praworządności.
    
Joanna Gorecka-Kalita
- historyk literatury, mediewistka, tłumacz z j. Francuskiego
 
Przypisy
* Urzędnik francuski łączący władzę sądowniczą z uprawnieniami administracyjnymi.
** Kot to w średniowieczu zwierzę satanistyczne – stąd heretyków określa się nierzadko mianem kacerzy czy też „kociarzy”; to po prostu „czciciele kota”. Warto wspomnieć przy okazji, że to samo znaczenie ma słowo „katarzy”, nie zaś, jak chce fałszywa etymologia: „czyści”; dowodem na to jest m.in. fakt, że oni sami nigdy się tym mianem nie określali.
*** Inkubus – według średniowiecznych wierzeń demon zapładniający w nocy kobiety.
 
 
strona: 1 2 3