DRUKUJ
 
Ks. Sebastian Korczak SDS
Hiszpania... gdzie życie jest bogatsze od filmu!
Apostoł Zbawiciela
 


 
 Z pewnością wielu z Was miało okazję obejrzeć film pt. „Kiler”, czy też jego drugą część zatytułowaną „Kilerów 2-óch”. Dokładnie pamiętam, jak będąc jeszcze diakonem w seminarium, słyszało się na korytarzu kleryckim, w refektarzu czy w pracy zwroty lub nawet całe zdania cytowane z tego bestselerowego filmu Juliusza Machulskiego, a... i oczywiście, cytowanie filmu odbywało się w języku hiszpańskim... choć prawie zawsze były to tylko wyuczone na pamięć zwroty typu: Buenos Días... Buenos Aires... carrajo.... yo vengo preparado... etc.
 
Oczywiście ja także należałem do grona fanów tej cieszącej się olbrzymią popularnością polskiej komedii. I nigdy bym nie przypuszczał, że wkrótce poznane zwroty, wyuczone wcześniej na pamięć, staną mi się tak bliskie. Bowiem wkrótce po święceniach kapłańskich otrzymanych w Mikołowie, dowiedziałem się, iż wraz z moim współbratem i przyjacielem Adamem mam się udać do... słonecznej Krainy Don Kichota – do Hiszpanii!!!
 
I tak właśnie zaczęła się moja przygoda z tym fascynującym mnie do dzisiaj krajem, kulturą i językiem, którym porozumiewa się ponad połowa chrześcijan na całej ziemii. Choć początki były tak trudne i niezręczne jak te, z którymi borykał się sobowtór Kilera – Morales, który został zmuszony do tego, by w ciągu paru dni nauczyć się kilku zdań w naszym języku, aby móc podszyć się pod głównego bohatera.
 
Filmy komediowe mają to do siebie, że są oparte na fikcji literackiej. Rzeczywistość jest nieco inna... Na naukę języka otrzymałem 6-7 tygodni, by potem zacząć regularne studia teologiczne. Z pasją podobną Moralesowi cytujacemu „Quantanemera”, robiłem więc wszystko aby poznać lengua espanola, wiedząc, że jest to dla mnie brama do poznania innej kultury, mentalności, która jest zupełnie inna od naszej – polskiej, o czym mogę zapewnić każdego z Was. Dużo by można o tym pisać... postaram się to zamknąć w kilku tzw. tópicos (czyli stereotypach), które krążą na temat Hiszpanów i na tym tle przedstawię rodzaj mojej pracy, tego jak żyję i czym się zajmuję jako salwatorianin.
 
Dużo mówią, a są mało zorganizowani
(hablan mucho y son poco organizados)
 
Jest dla mnie niezwykłym doświadczeniem być studentem na Uniwersytecie i jednocześnie prowadzić grupę studentów. Parafia, w której mieszkam wraz z drugim salwatorianinem, jest wypełniona studentami różnych kierunków, stąd na prośbę proboszcza podjąłem się pracy z nimi. I od samego początku pozytwne zaskoczenie. Chcą mieć plan spotkań na cały rok wraz z poszczególnymi tematami i literaturą. Okazało się, że jak na tak liczną grupę młodzieży, która mieszka w parafii, nie przyszło ich na początku wielu, ale za to z ogromnym pragnieniem formacji zarówno intelektualnej, jak i duchowej. Nie ukrywam, że zdziwiło mnie to bardzo i wymagało ode mnie przygotowania tematów, opracowań itd. Sami mówią o sobie, że wiara hiszpańska jest często bardzo płytka, powierzchowna, a czasem nawet zabobonna i stąd nie znajduje oddźwięku wśród młodych Hiszpanów, którzy są teraz wychowywani bardzo liberalnie. Dlatego ci, którzy głoszą, że są młodymi chrześcijanami i nie wstydzą się swojej wiary, muszą być dobrze uformowani. Stąd tak wiele pytań, które zadają i które czasami można by ograniczyć do kilku esencjonalnych. Dlatego rozumiem powiedzenie, iż „jeśli Hiszpan nic nie mówi, to jest chory”...
 
Podobna sytuacja jest na uczelni – gdy porusza się tematy teologiczne, to nie brakuje nigdy chętnych do zabrania głosu, powiedziałbym, że wręcz przeciwnie – brakuje czasu na to, by mogli się wypowiedzieć wszyscy. Sposób prowadzenia wykładów, ćwiczeń jest bardzo profesjonalny i stwarza ogromne możliwości poznania wiedzy.
 
 
strona: 1 2