DRUKUJ
 
Jacek Stojanowski
Po co ewangelizować?
materiał własny
 


 
 "Wszędzie Ci chrześcijanie się panoszą" - słyszy się tu i ówdzie. "Wyznawaliby tą swoją religię w ciszy i spokoju, a nie ciągle tylko nawijali o Bogu. Do tego jakieś koncerty robią, procesje, ulotki wciskają." Czy my, chrześcijanie, rzeczywiście przesadzamy? Może nie szanujemy prawa drugiej osoby do wolności wyznania? Tylko skąd takie wnioski skoro my nikogo do niczego nie zmuszamy? Konieczność bycia ateistą - przerabialiśmy w Polsce przez prawie 50 lat trwania PRL-u. Ale wraz z końcem Polski Ludowej nie nastał, tak dla kontrastu, jakiś tajny "katoland", który sprawdza czy wszyscy obywatele Rzeczpospolitej posłusznie odmawiają regularnie paciorek i mają w swoich radioodbiornikach nastawione fale na katolicką rozgłośnię.
 
Nawet najwięksi krytycy Kościoła przy odrobinie dobrej woli przyznać muszą, że w kwestii religii jest pełna swoboda. Kto nie chce otworzyć swych uszu na Dobrą Nowinę może śmiało powiedzieć: "Nie, dzięki, to nie moja drużyna, nawet nie moja liga." Mogą nam tak powiedzieć. Mogą nas kompletnie "olać". Mogą. Ale my z kolei NIE MOŻEMY Ewangelii nie głosić. Pamiętacie świętego Pawła? "Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii". A Jezus, nasz Zbawiciel? "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu". Dzisiaj, jutro, zawsze. Będąc w szkole, w pracy, na wakacjach. Oczywiście w rozsądnych ilościach :) No i co najważniejsze: bez naruszania prawa drugiej osoby do posiadania odmiennych od nas opinii.
 
Według mnie jesteśmy zobowiązani do głoszenia Dobrej Nowiny nie tylko dlatego, że żądają tego od nas Jezus czy święty Paweł. Musimy głosić Ewangelię abyśmy mogli o sobie powiedzieć: "Nie jestem skończonym draniem. Nie jestem ostatnim chamem i samolubem". Dlaczego aż tak mocno? Może przykładzik. Wyobraźmy sobie dwie starsze kobiety, które spotkały się przy kawie (albo przy herbacie, wiadomo, kawa to w tym wieku już nie za bardzo :)), żeby sobie trochę poplotkować (jak to kobiety). I jedna mówi do drugiej: "Od jakiegoś czasu strasznie mnie boli w krzyżu." A druga akurat miała taką samą dolegliwość i pokonała ją dzięki jakiejś bardzo skutecznej maści. A maść ta była mniej popularna, nie pojawiała się w telewizyjnych reklamach w pasmach największej oglądalności, więc babcia z bólem w krzyżu nic o niej nie słyszała. I co, kobicina, która zna świetny sposób na pokonanie bólu pleców, ma to przed swoją dobrą koleżanką ukrywać? Ja długo cierpiałam to ty też się trochę pomęcz, tak? No wredny byłby to babsztyl! Tym co dobre, co nam pomaga, co jest źródłem naszego uzdrowienia, nie tylko można ale tylko TRZEBA się dzielić. Może tej nobliwej pani, co ją tak w krzyżu łamie, ta maść nie przyniesie aż tak wyraźnej ulgi, może nie skorzysta z porady, bo stwierdzi że zna inne, lepsze sposoby. Różnie bywa. Ale zawsze powinniśmy próbować pomóc drugiemu człowiekowi w potrzebie, dzielić się tym co nam pomaga, co nam przynosi ulgę. Jeżeli wiara jest czymś co dało Ci sens, co sprawiło że jesteś szczęśliwą osobą, to dlaczego masz nie powiedzieć o tym innym? Wszystkim których znasz!
 
Trzeba też zadać pytanie dlaczego niektórzy tak alergicznie reagują na wszelkie, nawet najdelikatniejsze, przejawy ewangelizacji. Jest taki fragment w księdze proroka Amosa: "I rzekł Amazjasz do Amosa: Widzący, idź, uciekaj sobie do ziemi Judy! I tam jedz chleb, i tam prorokuj!" Amazjasz powiedział do proroka Amosa: "Wiesz, jesteś spoko człowiekiem, wielkim prorokiem, mężem prawym i sprawiedliwym :) ale... spadaj stąd. Idź sobie prorokować do ziemi Judy. Albo gdziekolwiek indziej, a nas nie męcz już więcej." Cóż, nie ma co się dziwić takiej reakcji. No bo prorok będzie nie tylko pięknie mówił o Bogu. Będzie również wymagał, głosił o potrzebie nawrócenia, o stosowaniu się do pewnych zasad. Zasad, których przestrzeganie może okazać się trudne. Generalnie więc będzie to sytuacja niewygodna. A po co psuć sobie dobre samopoczucie?
 
Ale my, chrześcijanie, jesteśmy właśnie po to, żeby to dobre samopoczucie psuć! My nie mamy słodzić i pochlebiać. Mamy w pełni przekazywać naukę Chrystusową, zarówno te wspaniałe fragmenty o miłości Bożej, jak i te mniej wygodne, o konieczności stosowania się do pewnych praw, które dał nam Chrystus. I jesteśmy powołani o głoszenia Dobrej Nowiny zarówno wtedy gdy będą nas słuchać z zachwytem jak i wtedy gdy nasza mowa wywoła śmiech, kpiny, irytację czy nawet wściekłość.
 
Jacek Stojanowski
www.siewy.prv.pl