DRUKUJ
 
Ks. Wojciech Rzeszowski
Powołanie jako dialog
Pastores
 


Poznanie serca
 
W ludzkim wnętrzu powstają rozmaite poruszenia, zarówno naturalne, jak i nadprzyrodzone. Część z nich człowiek dobrze zna, niektóre tylko przeczuwa, wielu nawet nie dostrzega i dlatego nie może ich rozumieć. By się nie zagubić w labiryncie wewnętrznych doświadczeń, by odnaleźć i wybrać właściwą drogę, potrzebna jest umiejętność duchowego rozeznawania. W przeciwnym razie można być miotanym ukrytymi potrzebami i pragnieniami, nie wiedząc nawet kiedy i dlaczego. Ażeby posiąść sztukę rozeznawania, wcześniej trzeba nauczyć się dostrzegać i rozróżniać przeżywane poruszenia. Bez tej sprawności łatwo można się zagubić lub nazwać Bożą wolą to, co jest tylko naturalną reakcją ludzkich uczuć. Prawdę tę wydają się potwierdzać dramatyczne historie osób, które po latach „poprawnie” przeżytej formacji rozpoczęły kapłańską posługę z głową pełną wzniosłych ideałów, a potem, w codziennym życiu, niespodziewanie szybko wartości te porzuciły, tracąc skarb powołania, który Pan ukrył w glinianych naczyniach (zob. 2 Kor 4,7).
 
Duchowy rozwój i wzrost w powołaniu nierozerwalnie łączą się z głębszym poznaniem własnego serca. W biblijnym rozumieniu serce jest wewnętrznym centrum człowieka, miejscem obecności rozumnej i wolnej osobowości, przestrzenią objawiania się Boga. Tam realizują się procesy poznawcze i podejmowane są decyzje. Człowiek duchowy musi niejako „zamieszkać” w domu własnego serca, by w nim rozpocząć dialog z Bogiem. Jak poucza prorok Jeremiasz, nie jest to zadanie proste. Konsekwencje grzechu pierworodnego oraz negatywny bagaż życiowych doświadczeń sprawiają, że „serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne” (Jr 17,9). Nie przypomina ono przestronnej i wypełnionej światłem świątyni, gdzie Stwórca swobodnie spotyka się ze swym stworzeniem, ale bywa podobne do tajemniczej i niezbadanej jaskini, w której można się zagubić.
 
Ten, kto pragnie żyć powołaniem w sposób pełny i uniknąć pułapek „zdradliwego serca”, powinien podjąć formacyjny trud poznawania i porządkowania swojego wnętrza. Zadanie to można porównać do pracy speleologa, który odkrywa i bada nieznane jaskinie. Podobnie osoby powołane muszą „zejść do jaskini” swojego serca, poznać je i oczyścić, czyniąc możliwym do zamieszkania. Tak trudnego zadania nikt nie wykona samodzielnie. Realizuje się je tylko dzięki Bożej i ludzkiej pomocy. Ciemne miejsca dobrze jest prześwietlić sakramentalną łaską oraz światłem słowa Bożego. Ono staje się „lustrem”, w którym można ujrzeć i poznać swoje prawdziwe oblicze. Posiada nadprzyrodzoną moc, która wszystko odnawia i porządkuje. Osobista modlitwa, połączona z regularną praktyką kierownictwa duchowego i spowiedzią, pozwalają na stopniowe poznawanie własnego serca. Jeśli zaś okaże się ono zbyt dotkliwie zranione i nieprzeniknione, koniecznym staje się poddanie go nie tylko światłu Bożej łaski, ale także profesjonalnej (psychologicznej) pomocy ludzkiej.
 

Emocjonalne trudności i ich duchowe konsekwencje
 
Osobowość człowieka od najmłodszych lat kształtowana jest przez bardzo wiele czynników. Historia życia formuje w każdym pewną emocjonalną strukturę, która określa indywidualny sposób myślenia, postrzegania oraz interpretowania otaczającej rzeczywistości. Wszystkie odbierane „sygnały” przechodzą jakby poprzez filtr osobistej wrażliwości. Nie dociera więc do człowieka informacja „czysta”, ale zawsze jakoś interpretowana. To między innymi sprawia, że istnieje tak wiele odmiennych punktów widzenia, opinii i sposobów reagowania. Wspomniane „zakłócenia” interpretacyjne przyczyniają się do powstania rozmaitych zniekształceń w postrzeganiu Boga, innych ludzi, świata oraz samego siebie. Gdy trudności pojawiają się w odniesieniu do innych osób, zawsze istnieje możliwość, by poprzez spotkanie i dialog weryfikować i korygować błędy. Kiedy jednak owe zniekształcenia pojawiają się w relacji z Bogiem, wtedy znacznie trudniej o weryfikację. Łatwo wówczas popaść w duchową iluzję, która skutecznie blokuje rozwój życia wiary.
 
Przywołane trudności można zaobserwować na przykładzie osób o zaniżonym poczuciu własnej wartości. Ludzie ci nie podchodzą optymistycznie do życia, wiele w nich niepewności i lęku, szybko się załamują i tracą nadzieję. Trudno im współpracować z innymi i prowadzić partnerski dialog. Częstą formą obrony, „radzenia” sobie z tym, co trudne, jest przyjmowanie roli ofiary, kogoś gorszego i poszkodowanego, lub przeciwnie, lepszego i mocniejszego. Gdy przywołane nastawienia utrwalą się, wówczas łatwo można popaść w fałszywą pokorę bądź pychę. Obie postawy są zaprzeczeniem prawdy. Fałszywa pokora jest przesadną koncentracją na własnej biedzie, zaś pycha – jej przeciwieństwem, które prowadzi do wyniosłości oraz iluzorycznego przekonania o własnej wyjątkowości.
 
 
 
strona: 1 2 3