DRUKUJ
 
Ks. Wojciech Rzeszowski
Powołanie jako dialog
Pastores
 


Dramatyzm obu sytuacji wyrasta z ich zafałszowania. Człowiek, który go doświadcza, żyje jakby poza sobą i nie dotyka realiów swojej egzystencji, sam dokładnie nie wie, kim jest. Zamykając się na Boga oraz innych ludzi, doświadcza duchowej izolacji, która rodzi w nim przykry stan osamotnienia i niezrozumienia. To z kolei prowadzi do zgorzknienia, poczucia krzywdy i odrzucenia.
 
Opisane sytuacje są „atrakcyjnym” polem działania złego ducha, który skrzętnie wykorzystuje ludzkie słabości. Nie musi on wówczas pociągać do zła, wystarczy, że przytrzyma osobę w jej wyniosłości lub zgorzknieniu. Człowiek zamknięty w ciasnej i ciemnej skorupie swojej biedy nie może wzrastać i rozwijać się, jego uwarunkowanie (w rzeczywistości on sam) nie pozwala, by dotknęło go Boże światło uzdrowienia. Stając na modlitwie przed Bogiem, będzie „nędznym robakiem”, upokorzonym, niegodnym uwagi i miłości albo duchowym aktywistą, który musi zapracować na to, by spokojnie i bez poczucia winy się modlić. Będzie więc podejmował ciągle nowe wyzwania i prace, by nigdy nie stawać przed Panem z pustymi rękoma. Dopiero zmęczenie da mu poczucie pokoju i satysfakcji. Upodobni się wówczas do starszego syna z ewangelicznej przypowieści, który całe życie pracował dla ojca i zawsze pozostawał najemnikiem. Choć był synem i mieszkał w rodzinnym domu, to jednak – we własnym odczuciu – nie był domownikiem; czuł się akceptowany za to, co robi, ale nigdy kochany dlatego, że jest (por. Łk 15,11 nn.).
 

Wewnętrzna wolność i emocjonalna równowaga
 
Pozytywne i twórcze przeżywanie powołania domaga się wolności. Im bardziej człowiek jest emocjonalnie uporządkowany, zdolny do przekraczania siebie, otwarty na innych ludzi i samego Boga, tym więcej jest podatny na Jego działanie. Widać to wyraźnie w życiu świętych, którzy pozwalali się prowadzić Bogu. Łaska Boża „przelewała” się przez ich życie bardzo obficie. Dzięki wierze przeżywanej w wolności serca pozwalali Bogu działać, to On był Reżyserem ich życia. Nie byli skoncentrowani na sobie, nie stawiali warunków i nie czekali na to, aby Bóg zaspokoił ich potrzeby. Przeciwnie – z pasją szukali Bożej woli i wypełniali ją. Wewnętrzna wolność uzdalniała ich do współpracy z łaską i czyniła życie tak bardzo pięknym i owocnym, że świętym.
 
Człowiek pozbawiony wewnętrznej wolności staje się niewolnikiem samego siebie. Jego obawy, lęki i pragnienia koncentrują go na sobie w taki sposób, że wszystko zaczyna kręcić się wokół osi własnego „ja”. Podejmowane powołanie i wszystkie związane z nim dzieła zostają podporządkowane człowiekowi. Nawet misternie budowana religijność pozostaje wówczas religijnością „monologu”, która zamyka się na doświadczenie Boga. Zamiast otwierać się na Tego, który jest źródłem uświęcenia i przemiany, człowiek zbyt mocno zajęty jest sobą, prowadząc nieustanny dialog z własnymi potrzebami i ranami. Osoba obdarzona powołaniem, a jednocześnie tak uwarunkowana emocjonalnie, nie pyta: „Panie, co chcesz, abym czynił?”, ale raczej oczekuje, aby Bóg odpowiedział na jej potrzeby i spełnił neurotyczne pragnienia. Zdarza się wówczas, że modlitwa – z adoracji Boga – przemienia się w emocjonalny „koncert życzeń”.
 
W ten sposób w życiu osoby powołanej powstaje paradoksalna sytuacja: zamiast służyć i oddawać chwałę Bogu, w mniejszym czy większym stopniu służy samej sobie. W konsekwencji dochodzi do swoistej, często niezauważalnej, reorientacji powołania, gdzie Bóg przestaje być najwyższym celem, a staje się środkiem do zaspokajania nieuświadomionych potrzeb. Możliwość współpracy z łaską powołania jest wówczas znacznie ograniczona, a czasem nawet zupełnie niemożliwa. Powołanie przeżywane w taki sposób, choć na początku było przyjmowane z optymizmem i radością, szybko staje się niezadowalające i trudne, zarówno dla danej osoby, jak i wspólnoty, w której ona przebywa.
 
Relacja z Bogiem, która nie wyrasta z wyzwalającego doświadczenia miłości, nie może pogłębiać się i przynosić duchowych owoców. Tylko człowiek wyzwolony i wewnętrznie uporządkowany buduje otwarte i twórcze relacje. Im więcej wolności od siebie i emocjonalnej równowagi, tym mniej duchowych ograniczeń, roszczeń i warunków stawianych Bogu. Każda osoba powołana, która chce żyć ewangelicznymi wartościami, zaproszona jest do tego, by dobrze poznać i uporządkować swój wewnętrzny świat. Jeśli natomiast doświadcza trudności emocjonalnych i związanych z nimi ograniczeń, najpierw musi zatroszczyć się o powiększenie zakresu wewnętrznej wolności. Dopiero, kiedy doświadczy uzdrowienia serca, „uwolni” się od siebie i bardziej otworzy, będzie mogła duchowo wzrastać. Wtedy też w jej życiu dokona się swoisty przewrót kopernikański. Przestanie koncentrować się na sobie i kręcić wokół własnej osi, a odnajdzie się na orbicie odwiecznego Słońca i zacznie żyć Jego światłem. Wówczas wybór powołania, modlitwa i całe życie duchowe będą nie jałowym monologiem, ale pięknym, twórczym i owocnym dialogiem z Panem.
 
Ks. Wojciech Rzeszowski
- (ur. 1966), teolog, ojciec duchowny w Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie.
   
 
strona: 1 2 3