DRUKUJ
 
O. Jacek Salij OP
Czego oko nie widziało...
Znak
 


AW: Na przykład, że łysi odzyskają włosy, a starcy ciało trzydziestolatków...
 
JACEK SALIJ OP: Tu zarzuciłbym Tomaszowi ciekawość. Że też mu się chciało takimi głupstwami zajmować…
 
AW: A mnie irytuje, kiedy lekceważy się opisy św. Tomasza. Wygląda to na pozór zabawnie, gdy w Sumie Teologicznej podejmuje problem, czy nasze uwielbione ciała zachowają organy płciowe. Jednak Akwinata omawia sprawę z całą powagą: mimo że wydaje się oczywiste, iż w niebie, gdzie nie ma potrzeb seksualnych, organy płciowe są nieużyteczne, to jednak teolog odrzuca ten argument ze względu na fakt, że w niebie zasada stosowności jest ważniejsza od zasady użyteczności. Możemy się uśmiechać, ale myślę, że odwaga św. Tomasza zasługuje na szacunek. Przecież wizja nieba jest czymś w rodzaju wzorca dla tego, w jaki sposób powinniśmy ustanawiać reguły życia na ziemi, a wizja piekła pokazuje, czego powinniśmy bać się najbardziej. W dawnych wiekach obrazy nieba i piekła stanowiły integralną część opisu rzeczywistości. Czy dzisiejsze, pełne wyższości odrzucanie prób bardziej szczegółowego opisu piekła i nieba nie sprawia, że gorzej rozumiemy sens i wagę życia doczesnego?
 
JACEK SALIJ OP: Muszę to jeszcze przemyśleć, ale wydaje mi się, że tym razem to Pan ma rację, a nie ja.
 
MB: W tej perspektywie oglądania spraw ostatecznych przez to, co nam służy w życiu doczesnym, pojawia się pytanie o to, czy nasza modlitwa za dusze, które być może już od chwili śmierci cierpią w piekle, może im pomóc? Czy taka modlitwa może zdziałać tyle, ile w przypadku dusz w czyśćcu cierpiących? Bo może istotnie w ten sposób rodzi się w nas nadzieja, że męki piekielne nie będą wiekuiste...
 
JACEK SALIJ OP: Jest zastanawiające, że sam Pan Jezus mówił bardzo wiele na temat potępienia wiecznego. Mówił o tym zwłaszcza za pomocą trzech metafor: metafory ciemności, więzienia, wyrzucenia na zewnątrz (Mt 8, 12; 22, 13; 25, 30), metafory męki i ognia (Mt 18, 8; 25, 41; Mk 9, 47n), i wreszcie, metafory śmierci i zatracenia (Mt 7, 13; Łk 13, 3-5). Mówił Pan Jezus o potępieniu wiecznym również bez metafor. Fałszywi uczniowie, którzy wyznają Go ustami, ale nie sercem, usłyszą z Jego ust straszne słowa: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” (Mt 7, 23).
 
Każde zdanie Ewangelii jest słowem miłości. Również kiedy Pan Jezus mówi nam o potępieniu wiecznym, jest to słowo Jego miłości do nas. „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). Ewangelia jest jedną wielką obietnicą zbawienia i wezwaniem do tego, żeby się na nie otworzyć. Po to zaś Jezus tak często mówił o potępieniu wiecznym, żeby możliwie nikt się do piekła nie dostał, żeby nikt tego wyroku nie usłyszał.
 
Jedno wiem na pewno: że ja mogę nieodwracalnie zmarnować samego siebie i zasłużyć sobie na odrzucenie wieczne. „Z bojaźnią i drżeniem zabiegajcie o swoje zbawienie” (Flp 2, 12). Nie powinno się w taki sposób mówić o miłosierdziu Bożym, że w gruncie rzeczy podpowiada się ludziom: „nie bój nic, piekła nie ma”. Pan Bóg niewątpliwie nas kocha, ale właśnie dlatego, że kocha, traktuje nas poważnie i nie bagatelizuje naszych grzechów. Chce też być przez nas kochany i traktowany poważnie. Nie poklepujmy Go po ramieniu ani nie zapominajmy o tym, że „bojaźń Boża jest początkiem mądrości” (Syr 1, 14).
 
AW: Mówi się czasem, że wszyscy będziemy zbawieni, no bo... jak inaczej?! Jesteśmy przecież jedną rodziną, a skoro Bóg jest miłosierny, to musi zbawić wszystkich. I to miłosierdzie wydaje się dziś oczywiste, a zupełnie nieoczywisty stał się obraz Boga, który patrzy na mnie i widzi mnie w prawdzie. I ta w pewnym sensie „bezlitosna miłość”...
 
JACEK SALIJ OP: Tu raczej chodzi o tajemnicę zatwardziałości – że stworzenie może dobrowolnie i na zawsze zamknąć się na miłość swojego Stwórcy. Przypomnę, jak Adam Mickiewicz wyjaśniał, dlaczego szatan jest niezdolny do nawrócenia: „Bóg dotąd miłosiernie patrzy na szatana. Lecz on się odwraca, by nie widzieć Pana”. Podobnie może się stać z człowiekiem.
 
Mówiłem, że w każdym razie ja – a zatem każdy człowiek – mogę znaleźć się w piekle. Tu jednak potrzebny jest kontrapunkt. Bo zarazem o potępieniu wiecznym należy myśleć jako o czymś, co absolutnie nie powinno stać się ani ze mną, ani z kimkolwiek. Miłość podpowiada nawet, że gdyby w ogóle kogoś miało spotkać potępienie, to już lepiej mnie niż kogokolwiek innego.
 
W ten sposób rozumieli tę prawdę wielcy mistycy. „Lepiej będzie dla mnie – modliła się święta Katarzyna ze Sieny – jeśli wszyscy będą zbawieni, a ja sama będę znosić męki piekielne, bylebyś tylko mi zostawił miłość do Ciebie... Jeśli Twoja prawda i sprawiedliwość zgodzą się na to, chciałabym zupełnego zniszczenia piekła albo przynajmniej, żeby żadna dusza tam się więcej nie dostała. A najbardziej bym się cieszyła, gdybyś położył mnie na paszczę piekła, żeby ją zamknąć
i żeby nikt więcej tam się nie dostał. Bo w ten sposób wszyscy moi bliźni byliby zbawieni”.
 
Niestety, przygasła w Kościele – dawniej bardzo intensywna – świadomość, że zbawienie wieczne, i moje, i kogoś innego, może być zagrożone. Jakby mniej nam dziś zależy na tym, żeby nasz bliski przed śmiercią się wyspowiadał. Jakby mniej się boimy tego, że śmierć, moja lub tego drugiego, odbierze nam możliwość pojednania i utrwali nieprzyjaźń.
 
AW: Czy cena za przyjmowanie tezy wiecznym potępieniu nie jest zbyt duża? Trudno zaprzeczyć, że idea piekła wyrządziła szkody w dziejach. Czy wychowawczej roli piekła nie mógł przejąć czyściec, który jest równie bolesny, ale pozostawia nadzieję na zbawienie? W myśleniu o sprawach ostatecznych chyba najtrudniej zachować równowagę między miłosierdziem a sprawiedliwością Boga, a z drugiej strony – między ludzką nadzieją na zbawienie a groźbą potępienia. Z książek Ojca najmocniej zapamiętałem fragment o miłości małżeńskiej, który przeczytałem tuż przed ślubem: jesteśmy pewni, że miłość przetrwa do końca życia, ale zarazem nie możemy jej traktować jak trwałej własności, bo kto nie dba o miłość, może ją przegrać. Dla mnie ta recepta Ojca pasuje do małżeństwa i chyba sprawdza się również w myśleniu o sprawach ostatecznych, które musi jakoś zrównoważyć pozorną niewspółmierność miłosierdzia i sprawiedliwości Boga wobec grzesznych i słabych ludzi.
 
MB: Pójdźmy zatem tropem tej niewspółmierności: nasze grzechy w naszym skończonym świecie są grzechami skończonymi, dlaczego więc karą za nie ma być nieskończone cierpienie? Ufając w Boże miłosierdzie, spodziewalibyśmy się raczej kary mniejszej niż wina. A nawet gdyby została nam już tylko sprawiedliwość, ona i tak nakazywałaby ich zrównanie.
 
JACEK SALIJ OP: Przepraszam, ale powiem ostro: przy wierze nie wolno majsterkować, a teologia nie jest takim układaniem puzzli, ażeby wszystko ładnie się dopasowało. Oczywiście, że gdybyśmy piekło zastąpili czyśćcem, to byłoby bardziej logicznie. Rzecz w tym, że Pan Jezus, ostrzegając nas przed odrzuceniem wiecznym, mówił radykalnie. Wydaje mi się zresztą, że właśnie dlatego tak radykalnie nas ostrzegał, bo z całą jasnością nauczał o nieskończonym Bożym miłosierdziu i o wezwaniu nas do życia wiecznego. Przecież o potępieniu wiecznym mówił nie po to, żeby nas o nim poinformować, ale żeby nas przed nim obronić.
 
 
strona: 1 2 3 4 5 6