UFO ZAMIAST BOGA
Pewnego dnia „człowiek od kropelek” powiedział mi, że te energie są dla ludzi, aby się transformowali i przechodzili na wyższe poziomy rozwoju. A gdy zstąpi taka ogromna energia, to ci, którzy się nie zmieniają (np. nie transformują się przez branie kropelek) – po prostu jej nie wytrzymają. I dodał, że energie w kroplach i odpromiennikach, które wytwarzał, schodzą z „centrum światłości” utworzonego przez statki kosmiczne. Trafiło mnie! Przecież ja przez cały czas sądziłem, że to wszystko pochodzi od Pana Boga! Nawet już wciągnąłem w „kropelki” swoją dziewczynę i tatę. Tak się przejąłem, że przez dzień czy dwa leżałem z wysoką gorączką. Potem okazało się, że mój kolega również wiedział o tym „centrum kosmicznym”. Pomimo informacji o kosmitach ja nadal obstawałem przy swoim zdaniu, że bioenergoterapia pochodzi od Boga. Nie brałem już jednak kropelek, ponieważ byłem zaniepokojony, że coś z tym wszystkim jest nie tak.
Kolega, który mnie w to wciągnął, widząc moje załamanie, dał mi książkę o ojcu Pio i Jezus żyje o. Emilieno Tardifa. Zacząłem czytać historię o. Pio i potrząsnęło mną. Wielki charyzmatyk Kościoła, który nie używa wahadełka i nie prosi o zsyłanie energii – po prostu modli się i dzieją się cuda! Bóg uzdrawia. Czytając to, po prostu płakałem... Czułem ogromne miłosierdzie Pana Boga, przemawiającego do mnie przez tę książkę. Byłem wstrząśnięty, bo okazało się, że to, co robię – nie ma nic wspólnego z tym, co robił o. Pio. Także Kościół chrześcijański przestawał być w moich oczach Kościołem martwym, bo w książce Tardifa czytałem, że teraz, w tym czasie, kiedy ja żyję – Bóg również uzdrawia i jest Bogiem żywym w Kościele. Ojciec Tardif też zresztą nie używał wahadełek ani energii, żadnych kamieni uzdrawiających – nic. Na okładce książki Jezus żyje wydrukowany był adres Ośrodka Odnowy w Duchu Świętym w Łodzi. Pomyślałem, że muszę iść do ludzi, którzy wydali tę książkę. Wyobrażałem sobie, że usiądziemy – oni po jednej stronie, my po drugiej, porozmawiamy i zobaczymy, kto ma rację. Powiedziałem koledze, że pod wpływem tych książek coś się we mnie dzieje i chcę pójść do wydawnictwa. Zaprotestował – nie po to dał mi te książki, żebym tam poszedł, ale żebym się lepiej poczuł.
WAHADEŁKO DO KOSZA
Zacząłem chodzić na Msze o uzdrowienie. Na jednej z nich Bóg uzdrowił mnie z bólu obojczyka, który doskwierał mi po grze w piłkę. Dalej chodziłem na Msze i jednocześnie stosowałem bioenergoterapię. Zacząłem też przychodzić na spotkania grupy „Mocni w Duchu”. Chciałem się dowiedzieć, co to jest za ruch ta Odnowa w Duchu Świętym i kim są ci ludzie. Cały czas byłem nieufny. Poszedłem nawet na spotkanie animatorów, żeby sprawdzić „od głowy”, o co tak naprawdę tam chodzi. Ale wtedy powiedziano mi, że jeśli ktoś chce posługiwać, to musi najpierw przejść Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Zaczynało się za miesiąc. Wcześniej więc poszedłem do spowiedzi do o. Józefa Kozłowskiego. Pochwaliłem się tą bioenergoterapią, że to taka dobra rzecz, którą robię dla innych. Okazało się, że to wszystko nie tak! Ojciec też mnie zachęcił, abym przeżył Seminarium. Ale gdy od niego wyszedłem – nagle poczułem na sobie wielki ciężar. Wpadłem w panikę! Poszedłem do kolegi, który mnie wciągnął w bioenergoterapię – powiedział, że ten ksiądz zrobił mi coś złego. Zamknął mi czakramy i dlatego jestem jak zabity... Kolega zrobił mi „zabieg” i ponownie pootwierał czakramy.
Pomimo wszystko rozpocząłem Seminarium. Zaczynałem rozumieć, że bioenergoterapia nie jest dobra. Ale że chciałem pomagać ludziom – nie potrafiłem jej odrzucić. Pytałem: „Co w tym złego?” Postanowiłem oddać mój dylemat Jezusowi. Skoro sam nie potrafię tego rozeznać, niech On mi to zabierze, jeśli taka jest Jego wola. Podczas modlitwy o uzdrowienie, jaka odbywa się w trakcie Seminarium, przekonałem się o jej mocy. Gdy grupa animatorów modliła się nade mną, usłyszałem Słowo odczytane przez prowadzących, m.in.: „Łamię teraz nad tobą kij ciemięzcy”. To było uwalniające!