DRUKUJ
 
Ks. Krzysztof Grzywocz
Droga do pojednania
 


Na morskich wybrzeżach ran
ląduje oddychająca liczba*(1)
Paul Celan
 

 
Pierwotna jedność
 
 Pojednanie jest powrotem do pierwotnej jedności. Nie można więc mówić o pojednaniu tam, gdzie tej jedności nie było. Ta jedność jest tu rozumiana jako osobowa, miłosna relacja na poziomie fizycznym, psychicznym i duchowym. Aby taka relacja mogła umrzeć, musi się wpierw narodzić. Nie pragną pojednania ci, którzy nie doświadczyli smaku jedności. Młoda kobieta zapytana, kiedy została przerwana jej relacja z ojcem - odpowiedziała: "Ona się nigdy nie narodziła!".
 
Ludzie narodzeni z rozdarcia nie pragną pojednania - nie mają do czego powracać; są jak niemowlęta, które nieświadomie, biernie czekają na narodzenie do jedności. To doświadczenie jest dopiero przed nimi, a jego brak - często nieświadomie - kieruje ich życiem. Czekają na coś, czego nie doświadczyli, czego nie potrafią nazwać. Nie podejmują aktywności, nie potrafią wybierać, być samodzielnymi. Nieokreślony wewnętrzny głód każe im nieustannie czekać na to, co mu im się należy - na poród do pierwotnej jedność. Wymaganie od nich pojednania jest nieporozumieniem.
 
Pragnienie pojednania rodzi się ze wspomnienia jedności. Stary człowiek, z filmu Davida Lyncha Prosta historia, wspomina swojego brata, z którym razem pracował, bawił się, a wieczorami wpatrywał w rozgwieżdżone niebo, pytając o istnienie Innego, gdzieś dalej. Pewien mężczyzna ze łzami opowiadał o swoim ojcu: "Wzruszające wspomnienie ojca nie pozwala mi ukarać go zapomnieniem albo odejściem za doznane krzywdy. Jego duże, bezpieczne dłonie jakby przed chwilą przestały obejmować moje drobne ciało. Czuję jeszcze jego zapach, ciepło. Mogę w szczegółach odtworzyć wspólne rozmowy - były jak okno na świat, który poprzez nie stawał się prostszy, bezpieczniejszy. Gdy w Wielki Piątek zapytałem ojca, dlaczego pościmy, odpowiedział - "aby Chrystus był nam bliższy". A potem szliśmy razem do Kościoła i całowaliśmy leżący przed ołtarzem krzyż. To, co się potem wydarzyło, było jak ostre, zimne narzędzie, które przecięło naszą jedność".
 
Na drodze do pojednania dobrze jest, obok doświadczenia ran, przywoływać nade wszystko doświadczenie jedności. Szukać jej wymiaru fizycznego, psychicznego i duchowego. W rzeczywistości istnieją one zawsze razem. Poziom ich dojrzałości jest zawsze ten sam w każdym z osobna - podnosi się i opada razem. Niedojrzałość, na przykład, więzi psychicznej odsłania niedojrzałość więzi fizycznej i duchowej. Zerwanie jednej z nich zrywa dwie pozostałe.
 
Raniące rozdarcie
 
Rozdarcie nie jest rozłąką spowodowaną na przykład wyjazdem osoby kochanej, długim pobytem w szpitalu czy śmiercią, jest odmową miłości, rozdarciem daru pierwotnej jedności. Rozdarcie jest świadomą albo nieświadomą decyzją. Rozdzierając, powoduje rany. Rany są zawsze fizyczne, psychiczne i duchowe (nawet wtedy, gdy zranienie na jednym z tych poziomów jest w pierwszej chwili trudne  do zauważenia). Nie jest dzisiaj tajemnicą, że większość chorób fizycznych uobecnia i symbolizuje wewnętrzne doznania. Psychosomatyczna więź sprawia, iż ciało odsłania to, co człowiek chciałby ukryć.  Skutki rozdarcia są nieraz zaskakująco rozległe: głęboki smutek, który wyłania się jakby z ciemności i osnuwa świat mrokiem  - smutek wywołany nieraz nawet najmniejszą porażką i przeczuciem odrzucenia, niepewność w działaniu i niedziałaniu, duży lęk przed odrzuceniem i utratą akceptacji, częste - nieadekwatne do aktualnie przeżywanej chwili - poczucie winy, tendencje do izolacji, płytkie dialogi, zachłanne związki i bolesne rozstania, budowanie i jednoczesne rozbijanie wspólnot, agresja wobec autorytetu, niezdolność do współpracy, niezrozumiała wewnętrzna sprzeczność itd.
 
 
strona: 1 2 3