DRUKUJ
 
Alicja Karłowska
Filozofia trwałego uczucia
eSPe
 


Bóg, sam będąc miłością, ma moc kształtowania wszelkiej miłości [...], ma moc wyprostowywania dróg ludzkiej miłości (K. Wojtyła).
 

 Aby budować trwałe uczucia, potrzebujemy najpierw zrozumieć, kim jesteśmy, i czym są nasze emocje.
 
Uczucie jest specyficznym doznaniem, skierowanym „do” lub też „od” kogo albo czegoś. Wiąże się zawsze z  poznaniem – trudno bowiem żywić uczucia do kogoś lub czegoś, o czym się nie wie, że istnieje! Uczucia pojawiają się w relacji z Bogiem, z drugą osobą. Można nimi darzyć na swój sposób kota czy altankę w ogrodzie. Człowiek nadaje uczuciu formę, określony charakter, intensywność, dynamizm.
 
Życie uczuciowe ściśle się wiąże z rozumnymi aktami woli. Nie jest bezrozumne, chociaż zostaje wzbudzone przez czynniki pożądawczo-psychiczne czy fizjologiczne. Przeciwnie, wymaga odpowiedniego pokierowania ze strony podmiotu. Zadaniem rozumu nie jest niszczenie uczuć, ale ich kształtowanie. Współpraca umysłu i uczuć staje się konieczna do właściwego rozwoju osoby. Św. Tomasz z Akwinu rozumie sublimację uczuć jako stałą zgodność życia uczuciowego z wymogami rozumu. Kiedy człowiek przestanie się kierować spontanicznymi uczuciami, a równocześnie rozum nie zostanie tych uczuć pozbawiony, wówczas możliwy będzie proces rozwoju uczucia – aż po jego trwałą i dojrzałą postać.
 
Trudnym sprawdzianem tej teorii są często uczucia rodzące się pomiędzy kobietą a mężczyzną. Nie są to jedynie dojrzałe (a więc trwałe) uczucia małżonków. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby możliwość dojrzałości uczuciowej kobiety i mężczyzny była możliwa wyłącznie w małżeństwie! Każda relacja, aby była zdrowa – a więc niosąca dobro zamiast zniszczenia – powinna nosić miano dojrzałej. Co sprawia, że uczucie jest dojrzałe?
 
Odpowiadając na to pytanie, trzeba najpierw powiedzieć, kim dla siebie jesteśmy oraz kim chcemy/możemy być. Im bliższa staje się relacja między ludźmi, tym bardziej wymaga jasności intencji, jakimi kierują się te osoby. Określona emocja dzieje się w człowieku, nie znaczy to jednak, że jest on wobec owego dziania się bezradny. Przeciwnie – dzięki świadomości może nad nim panować, nadawać mu kierunek – kierować je na dobre tory.
 
Wysiłek mający na celu utrzymanie i budowanie relacji między dwojgiem ludzi jest skazany na niepowodzenie, jeśli chociaż jedna z osób nie potrafi stanąć w prawdzie przed sobą. Dojrzałości nie buduje się na fałszu. Człowiek ucieka się czasem do zafałszowania obrazu własnej osoby lub też obrazu partnera. Dlaczego? Ponieważ boi się zobaczyć siebie takim, jakim jest, uważa bowiem, że wtedy nie zostanie przyjęty i zaakceptowany. Można również zafałszować obraz drugiego poprzez próbę wyidealizowania jego wizerunku, uczynienia zeń we własnej wyobraźni człowieka nieskazitelnego. Powodem tego może być po prostu pragnienie odnalezienia w kobiecie bądź w mężczyźnie cech najlepszych: zarówno co do jakości, jak i ilości. Te dwa rodzaje lęku przed prawdą o sobie i innych wielokrotnie staja się początkiem ciągu nieporozumień i zranień między dwojgiem.
 
Każde nieuporządkowanie (a jest nim niewątpliwie nieumiejętność otwarcia oczu na siebie i na bliźniego) ma swoje źródło głęboko w człowieku. U jego podstaw może leżeć zranienie, dzieciństwo pozbawione zdrowych relacji w rodzinie, a może uczucie zawiedzione wielokrotnie przez brak dojrzałości drugiej osoby. Osoba wielokrotnie wcześniej zawiedziona woli nie odbierać oczywistych alarmujących komunikatów serca i rozumu. We wszelkich ocenach i działaniach potrzeba zatem ogromnej delikatności, czułości, ale i stanowczości – dotyczy to obojga partnerów, wszak "człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi" (Kard. Stefan Wyszyński).
 
Oczywiście dojrzałego uczucia w relacji miedzy kobietą a mężczyzną nie można się nauczyć jak wzoru matematycznego; nie sposób wypracować sobie gotowych rozwiązań stosownych do sytuacji problemowej i „raz na zawsze” mieć spokój z błędami: czy to z drobnymi pomyłkami, czy z wielkim dramatem uczuć. To wymaga pracy i zaangażowania ze strony obydwu partnerów; wymaga patrzenia na ludzkie („tylko” ludzkie i „aż” ludzkie) uczucia bez lęku, przez pryzmat Miłości Doskonałej. Chrystus nie gorszy się, nie dziwi, nie neguje uczuć, bo sam dobrze zna piękno czułości. On może nadać uczuciu kształt prawdy: Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8,28).
 
Alicja Karłowska