DRUKUJ
 
Marcin Pieszczyk
Kawałki mózgu na tapicerce czyli kino cynizmu
Fronda
 


5. Kino cynizmu to nie tylko okrucieństwo, ale również ostetntacyjna nieobyczajność. W "Kice" Pedro Almodovara każdy śpi z każdym, co nie wywołuje u żadnego z bohaterów większych stresów czy wyrzutów sumienia. To przecież takie słodkie, a poza tym ten hiszpański temperament... A więc tytułowa Kika kocha swojego... no właśnie? męża? kochanka? przyjaciela?, powiedzmy: Narzeczonego, co nie przeszkadza jej spać z jego ojczymem. Narzeczony tymczasem nie dosyć, że sypia z najbliższą przyjaciółką Kiki (specjalność: duże dekolty), to jeszcze notorycznie ją podgląda, np. podczas gwałtu (i znowu śmieszna scena: Kika opowiada: "Kiedy się obudziłam, był już w środku.". Narzeczony: "W kuchni?". Kika: "Nie, we mnie!"). Czy trzeba dodawać, że również ojczym ma, oprócz Kiki i jej przyjaciółki, wiele przygód na boku. "Przygody" te zresztą namiętnie morduje. Dlaczego? Za bardzo nie wiadomo. Być może jest powodowany bakcylem śmierci, który kierował bohaterami wcześniejszego filmu Almodovara pt. "Matador". Dla Almodovara, jak na Hiszpana przystało, każdy kontakt z drugim człowiekiem, w tym głównie kontakt cielesny, jest równy spotkaniu byka. Musisz niszczyć, zabijać i mordować, aby samemu nie zostać pokonanym; musisz ranić czyjeś uczucia (chociażby przez zdradę), aby uprzedzić atak partnera. Zawsze to lepiej zadawać cierpienie niż samemu go doznawać.
 
Tak też chyba - podświadomie - uważa Kika, dlatego gdy po serii perturbacji, kiedy jej Narzeczony ledwo uchodzi z życiem, a ona przylega do niego całym ciałem, a my czekamy na happy end - natychmiast pojawia się "ten trzeci" i.. cały kabaret kręci się od nowa. W "Kice", podobnie jak w innych filmach Almodovara, wszechobecny jest jakiś horror vaculi, strach przed pustką, za którą uważa się normalność. Dlatego preferencje mają dewiacje, zachowania dziwne, szalone, postaci zagmatwane etc. To wzbogaca rzeczywistość, chce nam chyba powiedzieć reżyser, nie wspominając nic o konsekwencjach takich udziwnień w realnym życiu. Nagromadzenie takich person powoduje, że dewiacja i norma zamieniają się miejscami.
 
6. To, co różni powyższe firny od obrazów Bruela, to ich powszechność, łatwość percepcji, a jednocześnie dalekie usytuowanie od jakiegokolwiek kiczu, niesłychana sprawność warsztatowa, perfekcyjnie opracowane scenariusze i dialogi, znakomite aktorstwo (np. Johna Travolty u Tarantino czy Victorii Abril u Almodovara), niepodważalne walory artystyczne (zdjęcia w "Matadorze"). Filmy te są po prostu atrakcyjne, a przez to niesłychanie niebezpieczne. Walka między "Pulp fiction" a "Czerwonym" Kieślowskiego o statuetkę Oskara wydaje się być najlepszym znakiem czasu. Kino humanizmu przeciw kinu antyhumanizmu. Głosy oburzenia krytyków f Urnowych (głównie polskich zresztą) na nic się tutaj nie zdadzą - kino humanistyczne, jeśli chce wygrać, musi być atrakcyjniejsze. Zwycięstwo Tarantino stwarza jednak niebezpieczny precedens. Gdy nagradzano Bunuela, Felliniego czy Bergmana, popierała ich część krytyki, reszta była oburzona, że nagradza się tak "niemoralne" filmy (dzisiaj one oczywiście już nikogo nie szokują i chyba słusznie).
 
Po Oskarze dla "Pulp fiction" pianie z zachwytu dobiega z zewsząd i nie słychać żadnego głosu, który mówiłby: "To dobra komercja, ale gdy będzie takich filmów więcej - staną się dla obecnych 14-latków kanonem, a wtedy kanonem stanie się też przedstawiana przez nie rzeczywistość". A jest to rzeczywistość - jak zdaje się mówić Tarantino - jeszcze okrutniejsza niż widzimy to na zewnątrz. W pewnym momencie wysyła on swoich bohaterów do przypadkowego lombardu. W jego podziemiach, w oparach sadomasochistycznych wyuzdań w odpowiednim instrumentarium dla zboczeńców, dowiadują się, że ich świat - świat mafii, opłacanych meczów bokserskich, narkotyków i broni - nie jest wcale taki najgorszy.
 
7. Wszystkie te filmy łączy to, iż poruszają się na skraju lub mówią o rzeczywistości medialnej. To właśnie telewizja tworzy legendę Mike'a i Mallory, pojawienie się ich listów gończych na pierwszym miejscu w wiadomościach TV zamiast wywołać w nich lęk - zachęca ich do "wydajniejszego" działania. Prawie wszystkie wydarzenia przedstawione w "Kice"-łącznie ze .sceną gwałtu - są bezpośrednio relacjonowane w specjanym programie TV poświęconym okrucieństwom. Prowadząca go "Kobieta z blizną", podobnie jak dziennikarz z "Urodzonych morderców", zrobi wszystko, by mieć jak najlepszy materiał. Gdy na przykład jeden z bohaterów, zresztą jej przyjaciel, jest w stanie agonii, ona - z mikrofonem w ręku i specjalną kamerą na głowie - błaga go, żeby szybko coś jej przed śmiercią jeszcze opowiedział. "Kobieta z blizną" zresztą nie tylko wiernie oddaje wydarzenia, ale tak je kreuje, aby pasowały do jej programu i ramówki. W "Pulp fiction", dzięki wielowątkowości opowiadania i porzuceniu chronologii, często spotykamy bohaterów, których autor wcześniej na naszych oczach uśmiercił. Zabieg ten trywializuje proces umierania, a same media stawia w randze świętości, która ma moc niemal cudotwórczą.
 
"Jesteśmy tacy, jakimi widzą nas w telewizji", mówi Lydia, młoda bohaterka filmu "Za wszelką cenę" Gusa Van Santa. "Powinniśmy robić dobre rzeczy tylko wtedy, gdy jest to filmowane, inaczej nie ma to sensu" - powtarza to, co jej wpoiła ambitna dziennikarka, Suzanne. Dlaczego miałaby jej nie wierzyć? Przecież człowiek, bez względu na to, co robi, jest dobry, a dzięki masowości o naszym pięknie i dobroci dowiedzą się też inni. Być może nasz wysiłek, dostrzeżony przez jedną osobę, lub w ogóle nie zauważony, jest mniej wart, niż ten, o którym wie na przykład milion ludzi? Uczynek traci swą wartość moralną, a zyskuje wartość rynkową. Nie liczy się już CO?, ale KIEDY? GDZIE? i DLA JAKIEJ PUBLICZNOŚCI? Suzanne przypomina tu pewną hrabinę z "Lalki", która podczas zbiórki charytatywnej ostentacyjnie rzuca na tacę kilka rubli, taszcząc jednocześnie na piersiach kolię za kilkadziesiąt tysięcy. Różnica między XIX wiekiem a naszym polega na tym, że Prus wyśmiał hrabinę, podczas gdy opinie Suzanne są natomiast przyjmowane jako oczywistości.
 
Być może z tego samego założenia co Lydia wychodzą Stone, Tarantino i Almodovar - epatują złem, gdy mają tylko ku temu środki i publiczność, na co dzień zaś są niewinnymi owieczkami, łaknący mi spokoju i wierności. Tylko dlaczego nie kręcą o tym filmów?
 
Marcin Pieszczyk
 
 
strona: 1 2