DRUKUJ
 
Tomasz Kwiecień OP
Dobra pamięć zła
List
 


Miłosierdzie nie zna wstydu
 
Fundamentalne znaczenie w ocenie naszej przeszłości ma obraz Boga, jaki w sobie nosimy.
Jeżeli wyobrażam Go sobie jako kogoś z kijem, kogoś, kto chętnie zdzieli mnie po głowie, gdy tylko przekroczę Jego zakaz, przebaczenie sobie może być bardzo trudne. Często także myślimy o przebaczeniu z perspektywy ludzi wielokrotnie zranionych, którzy boją się po raz kolejny zaufać. Unikamy tych, którzy nas skrzywdzili, aby uniknąć kolejnych zranień. Przenosimy te doświadczenia na naszą relację z Panem Bogiem. Wydaje nam się, że jeśli zgrzeszyliśmy, On odwraca się od nas i nie chce mieć z nami nic wspólnego. Tymczasem Bóg nie ma powodu się na nas zamykać, ponieważ my Mu nie zagrażamy. On przebaczył mi mój grzech już w chwili, gdy go popełniałem. Teolog pośród poetów, Charles Peguy, w wierszu zatytułowanym „Przypowieść” porównuje Miłosierdzie Boże kolejno do wiernego psa, bezwstydnej nierządnicy i siostry szarytki. Bóg nie ma najmniejszych trudności, aby uporać się z naszym grzechem. On wie, w jakim świecie żyjemy. Gdyby nie zdawał sobie z tego sprawy, Syn Boży nie stałby się człowiekiem, a zbawienie nie dokonałoby się tak, jak się dokonało.
 
Przez ostatnie pół roku myślę o jednym ze zdań Drugiego Listu do Koryntian, o bardzo mocnych słowach, na granicy herezji: On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą (2Kor 5, 21). Syn Boży dla nas stał się grzechem! Wchodzi tak głęboko w rzeczywistość naszego życia, że dotyka nawet tej przestrzeni, w której człowiek jest najbardziej zagubiony i w której boi się Boga. Kocha nas równie mocno wtedy, gdy grzeszymy, i wtedy, gdy ze wszystkich sił przy Nim trwamy. My natomiast ciągle chcemy być wspaniali, zamiast pozwolić się kochać takimi, jakimi jesteśmy. Dlatego właśnie mamy problemy z przebaczeniem samym sobie.
 
Proste pismo na krzywych liniach
 
Św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian wspomina również o pewnym mistycznym doświadczeniu, które nazywa ościeniem dla ciała i wysłannikiem szatana (por. 2 Kor 12, 3-11). Będący w pełni sił męskich Apostoł, nakarmiony sukcesami, cieszący się wielkim autorytetem w Kościele, doświadcza nagle czegoś odstręczającego, czegoś, o czym nie chce nawet pisać wprost. Jest to dla niego na tyle trudne, że trzykrotnie (co oznacza: „natarczywie”) prosi Pana, aby uwolnił go od tego doświadczenia. Czuje się też najprawdopodobniej niegodny bycia apostołem. Co na to Bóg? Mogłoby się wydawać, że są dwie możliwości: zostawić Pawła samemu sobie albo zabrać mu to upokarzające doświadczenie. Pan jednak zaskakuje, wybiera bowiem trzecie, niepojęte dla rozumu ludzkiego rozwiązanie i mówi: „Oścień pozostanie, a ty, mimo niego, nadal będziesz mi służył. Wystarczy Ci mojej łaski”. Okazuje się zatem, że mogę być zwyczajnym, nawet beznadziejnym i nudnym człowiekiem, a Bóg i tak, jeśli zechce, będzie przeze mnie działał cuda.
 
Roman Brandstaetter mawiał, że „Bóg pisze prosto po krzywych liniach naszego życia”. Rzecz w tym, by skupić się na tym, co On pisze, a nie na studiowaniu własnych krzywych linii. One są, takie jakie są, i sami ich nie wyprostujemy. Jeśli będziemy próbować, czeka nas wyłącznie frustracja. Nikt nie podniesie sam siebie do góry, trzymając się za sznurowadła. Jeśli ktoś nie wierzy, niech spróbuje...
 
Dobra i zła pamięć
 
Człowiek może być w stosunku do własnej przeszłości albo „apostatą - odstępcą”, albo „konwertytą – nawróconym”. Decyduje tu duchowa postawa człowieka.
Św. Augustyn jest typowym przykładem konwertyty – potrafił dostrzec w swojej przeszłości obecność Boga. W „Wyznaniach” opowiada o tym, jak Bóg prowadził go przez największą ciemność, jak krok po kroku odkrywał przed nim bezsensowność jego działań, wysiłków, niemądre zaangażowania. Augustyn zapragnął nawrócenia, zanim jeszcze potrafił to nazwać. Szukał Boga po omacku, a Ten go do siebie przyciągał, również przez jego błędy.
 

 
 
strona: 1 2 3