DRUKUJ
 
Tomasz Kwiecień OP
Dobra pamięć zła
List
 


Są ludzie, którzy w taki sposób się nawracają, że potępiają swoją przeszłość z równą siłą i bezwzględnością, z jaką onegdaj grzeszyli. Przypominają bardziej apostatów niż nawróconych. Kard. J.H. Newman w jednym ze swoich kazań mówi o takich pozornych nawróceniach, które nie przynoszą chwały religii. Z jednej skrajności przechodzą w drugą, nie zmieniając swego serca, a jedynie poglądy. Taki człowiek będzie z nienawiścią odnosił się do wszytkiego, co było treścią jego poprzedniego życia. Dawny rozpustnik stanie się wrogiem wszystkiego co cielesne, były miłośnik modnych nurtów New Age znajdzie diabła w naturalnej medycynie, a niegdysiejszy buddysta potępi wszystko, także to, co w tej filozoii jest dobre i otwarte na spotkanie z chrześcijaństwem. Odwołam się znowu do św. Tomasza. Według niego zło nie jest bytem samym w sobie. Istnieje tylko dlatego, że istnieje dobro. Każde zło, bez wyjątku, jest deprawacją jakiegoś dobra. Ale to oznacza także, że u korzeni mego zła jest dobro, którego pragnąłem, choć głupio i niemądrze – autentyczne dobro, choć czasem zdeformowane nie do poznania. Zdolność dostrzegania dobra nawet w grzechu jest – moim zdaniem – niezbędna, aby przebaczyć samemu sobie. Grzech sprawia bowiem bardzo często, że przestajemy akceptować w sobie tę sferę, której dotyczyło zło. Ważne jest oddzielenie dobra naturalnego od jego złego wykorzystania. Nożem można kroić chleb i można też zabić, ale ciągle będzie to ten sam nóż. Obawa przed złym zastosowaniem nie może nas powstrzymywać od używania go.
 
Istnieje zatem dobra pamięć zła. Nie oznacza ona wcale zdolności do zapamiętania jak największej liczby szczegółów, ale umiejętność dostrzeżenia dobra, które było u źródeł popełnionego zła. Można też źle pamiętać rzeczy dobre. Przykładem tego jest odcinanie kuponów od sukcesów życiowych sprzed lat. Przebaczenie sobie wymaga augustynowej pamięci, wymaga powiedzenia sobie: „Nagrzeszyłem, ale w tym wszystkim szukałem Boga i to On w końcu mnie znalazł”.
 
Przede wszystkim dziękować
 
Ks. prof. Edward Staniek zalecał często swoim penitentom, aby dziękowali za to, jacy są: za ręce, głowę, nogi, całe ciało, za to wszystko, co jest w nich i wokół nich. To bardzo trudna, ale lecząca praktyka. Wyobrażam sobie, jak trudno jest dziękować Bogu za nadmierny obwód bioder, gdy jest się młodą dziewczyną! Gdy jednak wracamy do przeszłości, ta zdolność do dziękczynienia za to jacy jesteśmy, jest nieoceniona, ponieważ nieprzebaczenie sobie wynika z braku akceptacji siebie, tego, kim i jacy jesteśmy, oraz tego, że nie jesteśmy tacy, jacy być powinniśmy. W jednym z wierszy Josifa Brodskiego odnajdujemy wyznanie człowieka, który próbował w życiu prawie wszystkiego:
„Piłem każdy płyn z wyjątkiem suchej wody. (...)
Pozwalałem strunom głosowym na wszystkie
dźwięki prócz wycia.
(...)
Dziś mam czterdzieści lat.
Co mogę powiedzieć o życiu?
Rzecz to w sumie dość długa,
tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie,
ale dopóki ust nie zatka mi gliniasta gruda,
będzie się z nich dobywać tylko dziękczynienie”.
 
Brodski nie jest poetą religijnym, ale zawarł w tym wierszu doświadczenie każdego wielkiego świętego: przeszłość zostanie uleczona, jeśli zacznę dziękować Bogu także za bylejakość swojego życia, także za moje upadki.
Jeśli przychodzi do mnie osoba, która ciężko zgrzeszyła przeciw szóstemu przykazaniu, nakazuję jej dziękować Bogu za własną płciowość: „Dziękuj za to, że jesteś kobietą. Dziękuj za to, że jesteś mężczyzną. Dziękuj za to, że doświadczasz seksualnego podniecenia. Dopóki tego nie zrobisz, nie uporządkujesz tej sfery swojego życia”.
 
Nie bój się ubrudzić
 
Dziękczynienie uodparnia nas także na kolejne upadki. Nie znaczy to, że ich nie będzie, ale że będziemy umieli z nich wyciągać wnioski i przestaniemy się ich bać.
Mój współbrat z Irlandii, ojciec Paul Murray opowiedział mi kiedyś, że po kłótni z jednym ze swoich braci zakonnych, poszedł porozmawiać o tym ze swoim spowiednikiem. Na koniec tej rozmowy oświadczył: „Jedną rzecz wiem na pewno - już nigdy więcej tego nie zrobię!”. Spowiednik odpowiedział mu wtedy ze spokojem: „Zrobisz, i to wiele razy”. Taka jest prawda - człowiek popełnia wiele razy te same błędy. Przebaczenie samemu sobie wiąże się więc z nabraniem dystansu do siebie, do faktu, że jestem grzesznikiem, że jestem biedny i głupi. Czasem najlepiej po prostu odpocząć od siebie: wypić kawę, pójść na długi spacer, zobaczyć, że świat jest piękny, a ja nie jestem jego pępkiem.
 
Ludzi pobożnych, duchownych i świeckich, bardzo często prześladuje lęk, że zrobią coś złego. To prawda, że każda pomyłka jest bolesna i wymaga zrewidowania swojego myślenia o sobie i o świecie. Nie rodzimy się jednak niewinni. Jesteśmy naznaczeni złem, grzechem pierworodnym. Wyobrażamy sobie, że zło jest wokół nas, a my stoimy w środku, osłonięci zbroją, i czekamy tylko, aby odeprzeć atak. Tymczasem granica między dobrem a złem nie przebiega na zewnątrz, ale we mnie. Czy mi się to podoba, czy nie, jestem polem bitwy. Człowiek, który z lęku nie podejmuje działania, też się myli, tylko bardziej fundamentalnie. Polskie słowo „sterylny” pochodzi od sterilis, co oznacza „bezpłodny”. Język łaciński jest tu bardzo precyzyjny. Żeby być płodnym, trzeba się ubrudzić.
  
Tomasz Kwiecień OP
   
 
strona: 1 2 3