DRUKUJ
 
Małgorzata Mierzwa-Chudzik
Modlić się - ale jak?
Magazyn Salwator
 



Późno Cię umiłowałem,
Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię umiłowałem.
W głębi duszy byłaś,
a ja się błąkałem po bezdrożach i tam Ciebie szukałem,
biegnąc bezładnie ku rzeczom pięknym, które stworzyłaś.
/Św. Augustyn, Wyznania X,27/
 

 Żyjąc w świecie - dom, dzieci, mąż, praca, szukałam takiej rzeczywistości, która pozwoli mi usensownić moje działanie. Inaczej mówiąc, znaleźć "korzeń" mojego życia, dający głębsze motywacje, pozwalające ustrzec siebie przed aktywizmem i nudą w codzienności życia. Wiedziałam już, że taki oddech i odpocznienie łapałam na medytacjach, przeprowadzanych podczas ośmiodniowych rekolekcji, odprawianych według ćwiczeń świętego Ignacego Loyoli. Było to jednak doświadczenie sporadyczne, rodzące potrzebę większej częstotliwości na co dzień. Pragnienie było jednak zbyt małe, stąd trudno było mi wytWać w postanowieniach porekolekcyjnych, aby codzienne medytacje stały się faktem w moim życiu.
 
Bóg nie zostawia jednak człowieka samego, gdy w jego sercu zatli się choć mały płomyk wielkich pragnień. A pragnęłam coraz bardziej głębokiej relacji z Chrystusem, bo widziałam jak poprzez autentyczną modlitwę, zmienia się moje serce i moje życie. Jak rośnie tęsknota do tych moich z Nim spotkań na modlitwie medytacyjnej, jak uczę się Jego języka, jak On powoli uczy mnie słuchać.
 
Spróbowałam wygospodarować w ciągu dnia jedną godzinę na modlitwę, rezygnując z oglądania telewizji. W niedługim czasie moją rodzinę zafascynował fakt, iż "mama zaszywa się wieczorem w zacisznym kąciku domu". Na tej mój "moment odosobnienia" brałam Pismo święte, zeszyt i pióro. Był to czas, który dzieliłam na kilka fragmentów.
 
Najpierw było przygotowanie modlitwy, to dalsze i bliższe. W pierwszym staram się przede wszystkim wytworzyć klimat wyciszenia. Odłączam się zatem od tego, co może zakłócić moje głębszo bycie z Bogiem. Wyłączam radio jeśli gra i skupiam się w sobie. Pozwalam by moje myśli o wydarzeniach dnia mogły spokojnie odejść.
 
Następnie robię tak zwane przygotowanie bliższe. Otwieram Biblię na fragmencie, który pragnę wziąć na medytację i czytam go powoli kilkakrotnie. Wybieram te zdania i słowa, które mnie najbardziej poruszyły, zdziwiły, zaniepokoiły czy pociągnęły ku Bogu. Czasem wypisuję je i towarzyszące im myśli i uczucia w zeszycie. Zdaję sobie sprawę jak ważna jest tutaj moja postawa wiary, abym miała świadomość przed Kim staję i dokąd idę. Przecież to co pragnę medytować to słowo Boże, które ma moc przemienić moje życie. Żywe bowiem jest słowo Boźe, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśti serca /Hbr 4,12/.
 
Mam głęboką świadomość obecności Boga w mojej modlitwie. Przecież to jest moje spotkanie z Jezusem. Dlatego jak w każdym spotkaniu ważny jest klimat zewnętrzny i wewnętrzne przygotowanie. Staram się zatem zawsze zająć wygodną pozycję, na przykład siedzącą i regularnie głęboko oddycham. Dzięki temu jest to też czas mojego bardziej spokojnego bycia ze sobą. Sprawdzam czy postawa ciała pomaga mi w skupieniu. Jeśli nie - zmieniam ją. Kiedy znajdę już odpowiednią do medytacji postawę ciała, wracam do przygotowanego fragmentu Pisma świętego, wypisanych zdań i punktów. Czytam je jeszcze raz i wyobrażam sobie miejsce, gdzie rozgry va się akcja opisana w tekście /np. droga do Betlejem/. Staram się zobaczyć i odczuć to, co się tam dzieje, ale też stanąć w postawie człowieka, którego Jezus pragnie obdarować. Proszę więc o łaskę czystości moich zamiarów, myśli, decyzji i czynów, i o poznanie tego, co Chrystus chce mi dziś pokazać i powiedzieć. W ten sposób moje życie spotyka się tutaj autentycznie z Bożym słowem.
 
I tak oto wchodzę w moją medytację, czas mojego spotkania z Bogiem. Staję przed Jezusem w postawie otwartości ze swoimi wyobrażeniami, uczuciami i poruszeniami duchowymi. Czasem pytam Go, jak to było... (np. ze Zwiastowaniem) lub dlaczego coś tak się dokonało.
 
Ważne jest dla mnie, aby wcześniej przygotowane punkty do medytacji, były w zasięgu mojego wzroku i pamięci. Abym nasyciwszy się "treścią" jednego punktu, mogła przejść do następnej. Istotną sprawą jest tutaj osobowa relacja z Jezusem, dająca podstawę prawdziwego spotkania.
 
Na koniec medytacji staję w postawie wdzięczności za wszystko co otrzymałam, za całe moje z Nim spotkanie, za to co przeżyłam. Nie zawsze są to uczucia zachwytu i uniesień, nadziei i wewnętrznego pokoju. Dziękuję także i za momenty wewnętrznego sprzeciwu, oporu czy nawet znużenia, dlatego że właśnie te negatywne uczucia pokazują mi miejsca mojego serca które jeszcze są oddalone od Boga, miejsca moich wewnętrznych zranień, które wołają o uleczenie Jego miłością. Osobiście rozmawiam wtedy z Chrystusem o tych bolących bądź radosnych sprawach. Medytację kończę słowami modlitwy Ojcze nasz.
 
Po medytacji nie uciekam jednak od razu do moich zajęć. Staram się jeszcze chwilę zreflektować to co przed momentem się działo. Zobaczyć to, co mi pomagało w medytacji oraz zebrać wszystkie poruszenia i myśli, które były w niej obecne. Zawsze staram się zapisać chocia kilka zdań, jako owoc mojej modlitwy, aby do nich później wrócić. A owoców tych jest wiele. Te regularne już moje spotkania z Jezusem, to czas, który daje mi uspokojenie, wyciszenie, lepszy kontakt ze sobą i wiarę w to, że kiedy się bardzo pragnie, można znaleźć czas na wszystko. Ale to przede wszystkim czas, który pozwala mi widzieć swoje życie i to co się wokół mnie dzieje w zupełnie innej, głębszej i sensowniejszej perspektywie. Nagle odkrywam jak różne wydarzenia łączą się ze sobą w jedną całość, a życie, choć przecież nadal trudne i pełne problemów, widzę jako dar prowadzący ku większej miłości i wolności. Wdzięczna jestem Jezusowi za to, że wprowadził mnie na drogę tak głębokich z Nim spotkań na modlitwie, a teraz i w codziennym życiu.
 
Małgorzata Mierzwa-Chudzik