DRUKUJ
 
ks. Bogdan Giemza SDS
Spotkanie z
 


4. Wartość kryzysów
 
Czas doświadczenia “milczenia i nieobecności Boga” niesie ze sobą wezwanie dla modlącego się. Czas modlitwy “niewysłuchanej”, poczucie ludzkiej bezradności, zmuszają do zastanowienia na ich znaczeniem w życiu człowieka. Zmuszają do oczyszczenia własnej wiary, idei Boga, jaką sobie stworzyliśmy, zweryfikowania naszych oczekiwań wobec Boga, uznania swojej ograniczoności. “W tych, na pozór negatywnych momemntach okazuje się, czego naprawdę człowiek szuka w modlitwie: czy Boga, który w swej nieskończonej wolności zawsze go przewyższa, czy też raczej szuka samego siebie, pozostając zamknięty w obrębie własnych doświadczeń, które albo ocenia pozytywnie jako doświadczenie zjednoczenia z Bogiem, albo negatywnie - jako doświadczenie mistycznej ‘pustki’”*[1].
 
Nikt na modlitwie nie jest wolny od niebezpieczeństwa zamknięcia się w obrębie własnych spraw, od subtelnej formy egocentryzmu. Współczesnemu człowiekowi bliskie jest przekonanie i poczucie, że wszystko zależy od niego. Ta postawa przenosi się także w świat wiary i modlitwy. Najważniejsze stają się wtedy nasze myśli i uczucia, nasze duchowe pragnienia i wyobrażenia Boga. Hołdowanie im powoduje lęk wobec tego, co nowe i inne. Każda zmiana może być przez nas odbierana negatywnie jako zagrożenie. Zaczynamy wtedy działać nie pod wpływem Ducha Świętego, lecz z pobudek czysto ludzkich. Stąd doświadczenie nieobecności Boga, duchowej pustki, może być szansą do nawrócenia i zmiany mentalności.
 
Odwołam się jeszcze raz do osobistego przeżycia. Kilka lat temu jechałem pociągiem z Wrocławia do Moniek k. Białegostoku z posługą rekolekcyjną. Musiałem się przesiąść w Warszawie. Pociąg z Wrocławia zatrzymał się tuż przed Warszawą i wydawało się, że już nie zdążę się przesiadką. Komplikowało to wcześniejszy plan podróży. Zrezygnowany przyjechałem do Warszawy Centralnej i okazało się, że pociąg do Białegostoku właśnie wjeżdża na peron. Szybko przesiadłem się. Dalsza podróż upłynęła nad próbą odpowiedzi na pytanie: czego Bóg chciał mnie nauczyć przez tę przygodę? Siedząc w pociągu relacji Wrocław-Warszawa doświadczyłem swojej bezradności. Bo cóż mogłem uczynić, aby zdążyć? Okazało się nagle, że nie wszystko zależy ode mnie. Co więcej, mogłem reflektować nad swoimi uczuciami towarzyszącymi temu wydarzeniu: rezygnacją, pretensjonalnością, zamknięciem się na moc Boga i myśleniem tylko o celu podróży. Jedno małe wydarzenie wprowadziło nagle tyle zamieszania w poukładanym po ludzku biegu spraw; przywałało do “niepanoszenia się w cudzym gnieździe”.
 
W chwilach trudności i oschłości na modlitwie możemy weryfikować nasze poczucie samowystarczalności i samozadowolenia, zamknięcia się na Boga i Jego łaskę. Zwłaszcza w życiu osób zaangażowanych bardzo czynnie w życie, osób odpowiedzialnych od których zależą ważne decyzje i bieg wielu wydarzeń, to doświadczenie może być szansą nawrócenia i przywrócenia właściwej hierarchii wartościowania, czasem oczyszczenia nieuporządkowanych przywiązań.
 
Trudności w modlitwie mogą być także szansą do pogłębienia zaufania wobec Boga i oczyszczenia naszej wiary. “Stój odważnie, pielgrzymie - pisał ks. Jordan w “Dzienniku duchowym” - gdy potykasz się na nierównej drodze życia. Zwracaj ku niebu swój wzrok i wędruj bez trwogi, aż dojdziesz do wrót życia wiecznego. Wędrowniku, nie ulegaj zmęczeniu i niechże nie ogarnia cię zwątpienie, gdyż Najwyższy umocni cię i ochroni podczas pełnej trudu i niebezpieczeństwa podróży do wiecznego raju”. Modlitwa jest aktem miłości i wierności. Wierne trwanie wśród oschłości i wewnętrznych trudności jest wyrazem zaufania do Boga, szukaniem u Niego wybawienia.
 
Takie podejście powoduje, że przeżywane trudności stają się znaczącymi etapami w rozwoju modlitwy, stają się programem działania i współpracy z Bożą łaską, pogłębieniem naszej wiary. Trudności pojawiające się na modlitwie pokazują nam stan naszego zniewolenia, pozwalają dostrzec uczucia, które normalnie tłumimy w sobie lub ich nie dostrzegamy w wirze życia.
 
5. Fałszywe kroki
 
Wyzwanie jaki niesie ze sobą czas opuszczenia i oschłości na modlitwie, prowokuje do szukania rozwiązań. Mogą one pójść w kierunku pozytywnym, o czym mowa w dalszej części, mogą być także pójściem drogą fałszywych rozwiązań. Nie podejmując się wyczerpującej klasyfikacji i omówienia złych dróg, wskażmy tylko na niektóre.
 
Niebezpieczeństwo frustracji i zniechęcenia prowadzące do ucieczki od modlitwy. Stanięcie wobec tajemnicy Nieskończonego Boga, brak szybkich rozwiązań zaistaniełego stanu trudności, może wprowadzić w stan frustracji i przegranej. Konsekwencją tego jest zniechęcenie i porzucenie modlitwy, która wydaje się nie nie wnosić w nasze życie czy wręcz być postrzegana jako czas zmarnowany. Jest to pokusa obecna zwłaszcza w dobie czynnego zaangażowania w wiele spraw otaczającego świata, w którym jesteśmy przyzwyczajeni do kwalifikowania na podstawie użyteczności i osiągniętych wyników. “Jeżeli człowiek w nocy tej dopuści, żeby lęk, niecierpliwość i niepokój zawładnęły jego duchem, stanie na martwym punkcie. Będzie się plątał, kręcił w kółko i zadręczał się próbami dotarcia do jakiegoś światła, odczucia jakiegoś ciepła i odzyskania dawnych pociech, do których nie można już powrócić. A w końcu ucieknie od tej ciemności i będzie usiłował omamić się pierwszym światełkiem, jakie napotka na drodze” (Tomasz Merton). Możemy tutaj mieć także do czynienia z chorym poczuciem winy za przeżywane trudności. Jak zostało zaznaczone na początku, okres wewnetrznego ogołocenia i wewnętrznej pustki nie musi być wcale czymś zawinionym przez modlącego się.
 
 
 
strona: 1 2 3 4